Mamy deflację! Pierwszy raz od czasu transformacji wskaźnik cen zszedł pod kreskę. W lipcu wskaźnik cen wyniósł -0,2% rok-do-roku.
Czy powinniśmy teraz oczekiwać obniżek cen wszystkich produktów w sklepach? Oczywiście nie. Wskaźnik cen usług i towarów konsumpcyjnych to wynik ważony przez tak zwany „koszyk” produktów i usług opracowywany przez GUS.
Skład tego koszyka oczywiście jest uśredniony i jest duża szansa, że struktura wydatków „przeciętnego Polaka” wcale nie odpowiada temu, co sami wpisujemy w nasz budżet domowy. W związku z tym nasza osobista inflacja może być całkiem różna od tej „urzędowej”.
Dlatego też w dzisiejszym wpisie przygotowałem dla Was arkusz Excel, w którym możecie obliczyć swoją osobistą inflację. Zapraszam!
Co zdrożało, co staniało?
Na wzrosty i spadki cen z zestawień GUS trzeba patrzeć przez pryzmat udziału tych produktów i usług w koszyku zakupowym. Bo co z tego, że koszty edukacji spadły rok-do-roku aż o 6%, skoro w strukturze naszego budżetu edukacja odpowiada zaledwie za 1% wydatków.
Uwzględniając udziały wydatków w koszyku największy wpływ na spadek cen miały żywność i napoje bezalkoholowe (spadek cen o 1,7%, przy czym ta kategoria odpowiada za 24,3% wszystkich wydatków w koszyku) oraz odzież i obuwie (spadek cen o 4,9%, przy udziale w koszyku wynoszącym 4,8%).
„Przeciętny Polak” ma szansę najbardziej odczuć wzrost cen w kategorii „użytkowanie mieszkania i nośniki energii”. Koszty związane z mieszkaniem odpowiadają za 22% GUS-owego budżetu i w porównaniu z lipcem 2013 ceny wzrosły tu o 0,7%.
Policz swoją własną inflację
Ale odczucia „przeciętnych Polaków” niekoniecznie muszą nas interesować. Jeżeli chcemy dowiedzieć się jak ostatnie zmiany cen wpłynęły na nasz własny portfel, to musimy siąść do własnych obliczeń.
Do przeprowadzenia takich obliczeń niezbędny będzie budżet domowy. Idealną sytuacją byłoby, gdybyśmy mieli roczne podsumowanie wszystkich naszych wydatków, ale nawet zestawienie tylko z ostatniego miesiąca będzie pomocne. Będziemy musieli tylko uwzględnić w nim cząstkowy udział pewnych jednorazowych wydatków (czyli na przykład do kosztów transportu dopisać 1/12 składki rocznej za ubezpieczenie, którą opłaciliśmy kilka miesięcy wcześniej).
Podejrzewam, że większość z Was taki budżet już prowadzi. Ale pewnie nie robicie tego zgodnie z wytycznymi GUS :). Urząd trochę nas tu ogranicza, bo by obliczyć naszą osobistą inflację musimy dostosować naszą strukturę wydatków do kategorii, które GUS bierze po uwagę przy obliczaniu wskaźnika zmian cen.
Te kategorie to:
- Żywność i napoje bezalkoholowe
- Napoje alkoholowe i wyroby tytoniowe
- Odzież i obuwie
- Użytkowanie mieszkania i nośniki energii
- Wyposażenie mieszkania i prowadzenie gospodarstwa domowego
- Zdrowie
- Transport
- Łączność
- Rekreacja i kultura
- Edukacja
- Restauracje i hotele
- Inne towary i usługi
No i ja w tym przypadku musiałem trochę dostosować swoje zapiski do tej struktury. I tak swoją kategorię „domowe rachunki” musiałem podzielić między „użytkowanie mieszkania” (tu czynsz do spółdzielni, energia i gaz) i „łączność” (tu poszły rachunki za telefon i internet), a „wyjścia na miasto” musiałem rozłożyć między „napoje alkoholowe”, „rekreację i kulturę” i „restauracje” :).
Ostatecznie wyszło mi coś takiego:
W moim przypadku nie ma dużej różnicy między danymi GUS a moimi osobistymi. Oficjalny wskaźnik zmian cen to -0,18% (w zaokrągleniu -0,2%). Mój to -0,15%.
Ale w Waszym przypadku może być zupełnie inaczej. Jeżeli żywność ma większy udział w Waszych budżetach, to Wasz osobisty „spadek cen” może być nawet głębszy. Z drugiej strony, jeżeli koszty związane z utrzymaniem mieszkania pochłaniają większą część Waszego budżetu to być może Wasz wskaźnik zmian cen jest na plusie.
Możecie sporządzić podobne zestawienie dla swoich indywidualnych warunków – udostępniam arkusz Excel, który policzy Wasz osobisty wskaźnik zmian cen.
Pobierz arkusz do obliczania inflacji
W pierwszej zakładce „osobista inflacja” znajduje się formatka do Waszych własnych obliczeń. Wystarczy, że w kolumnie „Twój koszyk” wpiszecie odpowiednie wartości – czyli to jaki jest udział poszczególnych kategorii wydatków w Waszym budżecie domowym. Suma wszystkich udziałów powinna wynosić 100%.
Wskaźnik Waszej osobistej inflacji odczytacie z komórki B17.
W drugiej zakładce „przykład” znajduje się poprawnie wypełniony arkusz – to samo, co na zrzucie ekranu powyżej.
Czy odkładać zakupy?
Odkładanie zakupów może wydawać się kuszące. No bo skoro ceny spadają – i być może będą spadać nadal – to opłaca się jeszcze poczekać i kupić „w dołku”? Na takim postępowaniu można sporo zaoszczędzić, prawda?
Nieprawda.
Z kilku powodów.
Największy wpływ na spadek cen miały żywność i napoje. Z oczywistych względów to nie jest kategoria wydatków, którą można odkładać przez kilka miesięcy. Podobnie odzież i obuwie. Mając wybór między zakupem odpowiedniej odzieży i obuwia na zimę a odłożeniem tego zakupu i ryzykowaniem choroby, ja skłaniałbym się ku temu pierwszemu.
Odkładanie zakupów na dłuższą metę może być szkodliwe dla gospodarki. Bo skoro nie kupujemy, to przedsiębiorcy mają niższe przychody. Jeżeli mają niższe przychody, to pewnie będą szukali cięć kosztów. Jeżeli cięcia kosztów, to być może też ograniczanie zatrudnienia lub obniżanie pensji. A jeżeli pracownicy dostają mniej pieniędzy, to wówczas mniej kupują. Jeżeli mniej kupują, to przedsiębiorcy mają niższe przychody… i tak dalej. Wchodzimy w ten sposób w błędne koło, które może być groźne dla naszej gospodarki i dla naszej osobistej sytuacji finansowej.
Polowanie na „górki” i „dołki” to jedna z gorszych strategii inwestycyjnych. Podobne skutki może przynieść polowanie na „dołki” przy planowaniu zakupów.
Co zrobić z oszczędnościami?
O tym obszernie i rozsądnie pisał już Zbyszek, więc nie ma co tu się rozpisywać.
Przypomnę tylko najważniejsze rzeczy, które warto mieć w tych deflacyjnych okolicznościach na uwadze:
Praktycznie wszystkie oprocentowane depozyty przynoszą realny zysk. Mimo, że oprocentowanie może wydawać się dziś małe, to w odniesieniu do wskaźnika zmian cen jest ono dla nas wyjątkowo korzystne.
Deflacja może być przesłanką do cięcia stóp procentowych. A to oznacza niższe oprocentowanie depozytów. Czy zatem dobrym pomysłem jest zabezpieczenie się na ten wypadek i założenie już dziś długoterminowej lokaty o stałym oprocentowaniu? Niekoniecznie. Zbyszek radzi, by zapewnić sobie odpowiednią płynność i podzielić pieniądze na depozyty o różnym okresie trwania uzupełnione kontami oszczędnościowymi.
Całkowicie się z tym zgadzam.
Co więcej, sama obniżka stóp procentowych wcale nie musi się bezpośrednio przenieść na obniżenie oprocentowania depozytów. Mniejsze stopy procentowe oznaczają większą dostępność i niższe ceny kredytów. A banki by udzielać kredytów, muszą mieć odpowiednie zabezpieczenie w depozytach. Tymczasem dziś mamy rekordowy wzrost udzielanych kredytów konsumpcyjnych oraz najniższy od lat wskaźnik dopływu pieniędzy na lokaty.
Zatem spadek atrakcyjności depozytów wcale nie jest taki przesądzony.
Opublikowano . Fot. onesevenone.
Dzięki za link i miłe słowa oraz twórcze rozwinięcie tematu deflacji, także za przydatny arkusz kalkulacyjny.
Trochę w kontrze tekst o deflacji:
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Nagly-atak-deflacjofobii-3181256.html
Nie zgadzam się z nim do końca -zbyt jednostronne spojrzenie i pominięcie wad deflacji, szczególnie tej długoterminowej, ale daje do myślenia, bo taki wstrząs, tak jak krach na giełdzie czasem się przydaje dla otrzeźwienia i urealnienia gospodarki.
Pozdrawiam
ZP
O, dzięki za link, doczytam w wolnej chwili. Zawsze warto poznać różne punkty widzenia :)
Pozdrawiam!
najbardziej ostatnio rzuciła mi się cena cukru, który kilka lat temu kosztował blisko 4 PLN za 1 kg, a teraz za 1,65 PLN można kupić :)
fajny artykuł, deflacja niby sie pojawiła bo mamy kleske urodzaju w rolnictwie i produkty zywnościowe potaniały, ale chleb nie staniał, kiełbasa też nie. glównie staniały produkty nie przetworzone takie jak ziemniaki marchewka. Natomiast jesli doplacimy rolnikom z powodu niskich cen to oni nie zbiorą owocow swojej pracy i ceny wcale tak bardzo nie spadną.
Widzialem super szacunki ze koszt produkcji 1 kg jabłed to 80 gorszy, czy to jednak nie zalezy od urodzaju i tym roku koszt produkcji 1 kg jabłek może byc na poziomie 40 groszy a kolejnego na poziomie 1,20 zł. ??
powiem Ci, że faktyczną, personalną inflację nie należy liczyć w kosztach sumarycznych, bo te podlegają zbyt wielu zmiennym. W miesiącu w którym tydzień spędzamy na wakacjach all inclusive wydatków na jedzenie praktycznie nie ma. Jeśli w ubiegłym roku takich wakacji nie spędzaliśmy to mamy błąd statystyczny. Większy błąd się pojawi jeśli np w ubiegłym roku robiliśmy remont mieszkania i w związku z tym żywiliśmy się więcej na mieście. Remont trwa zazwyczaj koło miesiąca, więc to spory błąd. Oba przykłady na własnym przykładzie podaję:)
osobiście wolę wybrać koszyk produktów które najczęściej kupuję i przy każdym zakupie wprowadzać cenę jednostkową (za sztukę w przypadku np konserw, chleba, za litr przy paliwie i napojach czy za kilogram w przypadku mięsa i owoców). Wtedy również w inflacji jest uwzględniana promocja na dany produkt ;) I wychodzi nam faktyczna różnica w cenach naszego koszyka, bez narzutów typu „w tym roku przenocowałem trzy razy tyle znajomych niż w roku ubiegłym, więc też kupiłem więcej jedzenia”. Przyznam się szczerze, że krótko prowadziłem tego typu zapiski, ale chyba do tego wrócę, choćby z ciekawości :)