Wydatki powinny rosnąć wolniej niż zarobki.
Tymczasem, pieniądze aż proszą się, by je jak najszybciej wydać. Dostajesz podwyżkę i jakimś dziwnym trafem to nie oszczędności rosną, a wydatki. Nagle znajdują się nowe sposoby na zagospodarowanie nadwyżek. I nawet ma to sens — wszak po to zarabiamy więcej, by było nas stać na więcej.
Tylko, że to nie do końca tak. Gdy twoje wydatki idą krok w krok za zarobkami, to prosisz się o kłopoty. Możesz zarabiać o połowę, dwa razy, trzy razy więcej niż kilka lat temu, a i tak nadal żyjesz od wypłaty do wypłaty.
Myślisz, że jesteś bogat(sz)y, bo otaczają cię coraz ładniejsze, coraz droższe przedmioty, bo jeździsz na wakacje w ciekawsze miejsca… To pozory. Tylko żyjesz bogato, ale nie bogacisz się. Finansowo stoisz w miejscu.
Żyjesz bogato, ale nie bogacisz się. Wpadłeś w pułapkę inflacji stylu życia
Taką pułapkę zakłada na nas inflacja stylu życia — jeden z najgorszych nawyków finansowych. Jak rozpoznać, że w nią wpadamy?
Gdy zaczyna nam się wydawać, że coraz więcej rzeczy nam się po prostu należy. Gdy zbiór rzeczy, na które “zasługujemy” robi się coraz większy i zaczyna obejmować coraz droższe i coraz bardziej luksusowe dobra. Gdy do naszych wydatków wkrada się ekstrawagancja, a w domowym budżecie pojawia się coraz więcej zachcianek. I gdy mylimy zachcianki z rzeczami, których potrzebujemy.
Ktoś zapyta — czyli co, mam całe życie żyć za tyle, ile zarabiałam w pierwszej pracy?
Nie ma nic złego w polepszaniu standardu swojego życia — o ile robimy to rozsądnie i z umiarem. A to znaczy, że nie tylko wydajemy mniej niż zarabiamy, ale też pilnujemy by wydatki rosły wolniej niż zarobki.

Jak pokonać inflację?
Problem z inflacją stylu życia polega na tym, że wkrada się ona do naszych wydatków stopniowo i w różnych kategoriach wydatków jednocześnie.
Trzeba być szczególnie czujnym wtedy, gdy dostajemy więcej środków do dyspozycji — czy to poprzez podwyżkę w pracy, czy przez obniżenie kosztów życia (np. przeprowadzka w tańsze miejsce), czy przez uzyskanie karty z większym limitem. To wtedy najłatwiej jest ulec inflacji stylu życia.
Najlepszym antidotum na inflację stylu życia jest budżet domowy
Najlepszym antidotum na inflację stylu życia jest budżet domowy. Analizując sumy wydatków w poszczególnych kategoriach miesiąc po miesiącu możemy szybko zauważyć, że zaczyna się dziać coś podejrzanego.
Poza prowadzeniem budżetu domowego, polecam trzymanie się jednego lub więcej z tych nawyków:
- Pamiętaj, by najpierw płacić sobie. Odkładaj pieniądze na konto oszczędnościowe na początku miesiąca — najlepiej ustaw na to automatyczny przelew. A gdy dostaniesz podwyżkę, to odpowiednio powiększ kwotę odkładaną co miesiąc.
- W swoim budżecie zaplanuj kwotę przeznaczaną na zachcianki i nie wykraczaj poza ten limit.
- Unikaj impulsywnych zakupów. Im coś jest droższe, tym więcej czasu daj sobie na przemyślenie tego zakupu.
- Żyj o pensję do tyłu — czyli tak, jakby twój budżet miał się zmieścić w kwocie sprzed ostatniej podwyżki.
- Jeśli nie chcesz pozbawiać się całej podwyżki (wszak jakaś nagroda się należy — rozumiem to!), postaraj się odłożyć 50-75% wartości podwyżki na konto oszczędnościowe. Nie jednorazowo — co miesiąc. Zgodnie z zasadą „najpierw płać sobie” ustaw automatyczny przelew lub zleć transfer samodzielnie tuż po otrzymaniu pensji. Niech oszczędzanie i/lub inwestowanie nadwyżek wejdzie ci w nawyk.
Inflacja stylu życia to jeden z bardziej zdradliwych nawyków. Trudno go zauważyć na co dzień — dlatego tym bardziej warto prowadzić budżet domowy.
W zasadzie tak, ale nic tak nie leczy lak Covid, urealniły się pensje i koszty jak podczas każdego kryzysu, dokonał się taki tlt jak w grze, Można go wykorzystać do resetu swoich wydatków i stworzenia normalnego budżetu domowego.
A… to prawda. Mnie covid też wyleczył z szeregu wydatków w tym roku…
Muszę zgodzić się z przedmówcą- faktycznie covid wskazał nam dokładnie z jakich wydatków możemy zrezygnować i co jest dla nas istotne. To był reset, którego niektórzy potrzebowali do stworzenia porządnego budżetu domowego.