W ostatnich miesiącach jeszcze bardziej doceniłem fakt posiadania funduszu awaryjnego i oszczędności w ogóle. Niesamowicie się przydały przy poszukiwaniach nowej pracy.
Ale się porobiło! Wprawdzie przypuszczałem, że rok 2015 będzie czasem dużych zmian, finansowych i nie tylko. Ale nie sądziłem, że wszystko zostanie postawione na głowie tak szybko i tak nagle.
A o co chodzi?
Po ponad ośmiu(!) latach w jednej firmie zmieniłem pracę na lepszą.
Jak przygotować się finansowo do poszukiwania pracy?
Nic mnie tak nie motywuje jak postawienie mnie pod ścianą. Pod koniec lutego przy okazji szerszych zwolnień u mojego poprzedniego pracodawcy wypowiedzenie wylądowało i na moim biurku. Jakkolwiek sam bym nie czuł, że takie rozstanie było potrzebne, to taka mimo wszystko niespodziewana rozmowa pożegnalna z przełożonymi to nadal dość niemiłe zaskoczenie.
Dzięki temu przypomniałem sobie, że nic nie jest dane raz na zawsze, a już na pewno nie praca.
Z drugiej strony – stała pensja otrzymywana co miesiąc na konto rozleniwia. Niby od jakiegoś czasu przeglądałem oferty pracodawców, niby odwiedzałem portale rekrutacyjne – ale to wszystko było takie – no właśnie – „niby”. Dopiero gdy zaczął bić licznik okresu wypowiedzenia mogłem zaangażować się w poszukiwania pracy na sto procent.
Te poszukiwania i ich ostateczny wynik wyglądałyby pewnie zupełnie inaczej, gdyby nie to jak kierowałem swoimi finansami dotychczas. Posiadanie oszczędności, funduszu awaryjnego i kilku źródeł niewielkiego, ale jednak dodatkowego dochodu to rzecz nie do przecenienia w takiej sytuacji.
Jeżeli przygotowujecie się do zmiany pracy lub jeżeli chcecie się zabezpieczyć na wypadek takiej sytuacji jak moja, to koniecznie zadbajcie o stan swoich finansów. Oto, co mogę Wam polecić z własnego – jeszcze świeżego :) – doświadczenia.
Konsekwentnie buduj fundusz awaryjny
Gdy zachęcam do budowania funduszu awaryjnego, to wśród wielu argumentów „za” niemal zawsze wymieniam to, że takie środki przydadzą się w razie utraty stałego źródła dochodu. I że taki fundusz powinien pozwolić na spokojne przeżycie kilku miesięcy bez wypłaty.
Przyznam szczerze, że pisząc to sam nie do końca wierzyłem, że dotyczy to również mnie. „Mi się to nie przytrafi” – myślałem. Przypuszczam, że niektórzy z Was mogli myśleć podobnie. Że fundusz awaryjny przyda się najwyżej w razie konieczności wymiany pralki. W najgorszym przypadku.
Życie pisze jednak własne scenariusze. Mnie postawiło akurat przed tą najgorszą ewentualnością – utraty głównego źródła dochodu.
Świadomość posiadania środków na zabezpieczenie kilkunastomiesięcznych wydatków to niesamowita pomoc
Po pierwsze – pieniądze nie stają się kolejnym czynnikiem generującym stres. Utrata pracy, a potem poszukiwania nowej, kontakty z nowymi firmami, rozmowy rekrutacyjne – to ogólnie bardzo emocjonujący proces. Mając zabezpieczenie w postaci funduszu awaryjnego nie trzeba się dodatkowo martwić o to, że pieniądze się za chwilę skończą.
Po drugie – posiadanie oszczędności pomoże Ci znaleźć najlepszą ofertę. Jak? Dając Ci więcej czasu i pewności siebie.
Czasu, bo nie czujesz wtedy (aż takiej) presji, by jak najszybciej coś znaleźć – bo za chwile stan konta zejdzie do zera. Możesz lepiej przemyśleć i rozplanować swoją strategię poszukiwania pracy, poświęcić więcej czasu na dopracowanie swoich dokumentów rekrutacyjnych, a przede wszystkim – nie musisz rzucać się na pierwszą ofertę pracy (tylko po to, by jakieś pieniądze znów zaczęły wpływać na konto).
Pewności siebie, bo zupełnie inaczej podchodzi się do rozmów rekrutacyjnych, gdy od ich wyniku będzie zależeć to, czy będzie Cię stać na kolejną ratę kredytu, a inaczej gdy podchodzisz do nich z dodatkowym spokojem.
Tak to zadziałało w moim przypadku. Mogę sobie bardzo łatwo wyobrazić, że ostateczny efekt moich poszukiwań wyglądałby zupełnie inaczej, gdyby nie komfort jaki dało mi posiadanie oszczędności. To dzięki funduszowi awaryjnemu mogłem pozwolić sobie na duże ryzyko i odrzucenie kilku atrakcyjnych ofert, by postawić wszystko na jedną kartę i postarać się zdobyć tę „wymarzoną” pracę.
Do dziś czuję, że odrzucenie kilku propozycji po to, by móc poczekać na rozstrzygnięcie dłuuuugiego procesu rekrutacyjnego w firmie, z którą wiązałem największe nadzieje, to była jedna z trudniejszych decyzji w moim życiu. A byłaby ona jeszcze nieskończenie bardziej trudna, gdybym nie posiadał żadnego zabezpieczenia finansowego.
Zatem fundusz awaryjny – koniecznie.
Przygotuj się na dodatkowe wydatki
Poszukiwanie pracy potrafi kosztować. Zwłaszcza jeżeli zamierzasz zmienić branżę czy miejsce zamieszkania.
Moje wydatki ograniczyły się w gruncie rzeczy do kilku podróży do Warszawy i wydrukowania dokumentów rekrutacyjnych na dobrym papierze. No i moje rachunki za telefon też nieco wzrosły. Można sobie jednak łatwo wyobrazić szereg innych kosztów, które mogą być konieczne w takich okolicznościach:
- uczestnictwo w dodatkowych kursach i szkoleniach
- koszty uczestnictwa w konferencjach branżowych (taki branżowy networking jak najbardziej może być metodą poszukiwania pracy)
- wyrobienie sobie dodatkowych licencji/certyfikatów
- zakup oprogramowania czy innych narzędzi pracy (do których wcześniej mieliśmy dostęp w poprzedniej firmie, a teraz musimy dokonać zakupu na własny użytek)
- nowy garnitur, buty
A to i tak pewnie niepełna lista wydatków… Warto mieć świadomość, że poszukiwanie pracy też może dodatkowo kosztować. I uwzględnić to w planowanym budżecie domowym.
Dodatkowe źródła dochodu
Pieniądze i psychologia praktycznie zawsze chodzą w parze. Posiadanie dodatkowych źródeł dochodu w okresie, gdy to główne źródło nam „wyschło”, to duża ulga. Nawet jeżeli nie są to wielkie pieniądze.
Inaczej patrzy się na własną sytuację, gdy przez cały miesiąc tylko wydajemy pieniądze, a inaczej gdy jakieś środki mimo wszystko nadal otrzymujemy i nasz miesięczny bilans nie jest tak jednoznacznie negatywny.
Moje dodatkowe dochody z blogów nie pokrywają w całości moich miesięcznych wydatków. Ale to, że jakieś pieniądze nadal wypracowywałem, dawało mi poczucie, że moja sytuacja nie jest najgorsza. I podobnie jak fundusz awaryjny – kupowały mi więcej czasu i pewności podczas poszukiwań pracy.
Co więcej, takie dodatkowe pieniądze nie biorą się przecież znikąd. Jakoś musimy na nie zapracować. Posiadanie dodatkowego zajęcia w czasie poszukiwania tego „głównego” to też sposób na poprawę samopoczucia. Nie pozwala nam to na niebezpieczne pogrążenie się w bezczynności i marazmie po utracie pracy.
Mobilność
Zawsze z zaciekawieniem czytałem artykuły na zaprzyjaźnionych blogach starające się jakoś rozpracować dylemat pod tytułem „lepiej kupować mieszkanie czy wynajmować?” Nie wypowiadałem się w komentarzach i nie opowiadałem się po żadnej ze stron, ale po cichu kibicowałem tym wynajmującym.
Brak kredytu, brak własnego mieszkania i życie na wynajmie to była u mnie świadoma decyzja. Analizując własną sytuację i zbierając argumenty za i przeciw takiemu rozwiązaniu, brałem pod uwagę właśnie taki scenariusz – a co jeżeli będę musiał wyprowadzić się za pracą?
Poszukiwanie pracy jest samo w sobie dużym stresem. A gdy w grę wchodzi jeszcze szukanie nowego mieszkania, szukanie nabywców dla starego, załatwianie formalności w banku i u notariusza… nie wiem jak Was, ale mnie rozbolała głowa na samą myśl.
Dopóki nie mam konieczności posiadania własnego mieszkania, to wolę wynajem. Dzięki temu praktycznie z dnia na dzień mogę przeprowadzić się za pracą, gdyby istniała taka konieczność. No i dzięki temu mogłem swoje własne, ostatnie poszukiwania pracy prowadzić w skali całej Polski (a nawet nie tylko). To znacznie poszerza możliwości.
Choć, koniec końców, i tak zostałem w Trójmieście :).
—
Mam nadzieję, że powyższe przykłady zmotywują Was do tego, by przygotować sobie poduszkę finansową na wypadek niespodziewanych (lub przeciwnie – planowanych) zmian w życiu zawodowym. I że nadwerężą co nieco tę iluzję, że „mi utrata pracy nie grozi”. Nigdy nie wiadomo!
Im więcej z tych elementów wymienionych powyżej sobie zapewnicie, tym bezpieczniej będziecie się czuli podczas zmiany karier. Ale już nawet jedna z tych rzeczy istotnie pomaga – warto zadbać o to, by przynajmniej jeden z tych środków bezpieczeństwa mieć w zanadrzu.
—
A jeżeli byliście ciekawi co się działo przez ostatnie miesiące ciszy na blogu – to właśnie to. Pożegnanie ze starym pracodawcą, poszukiwania pracy i pierwsze miesiące w nowej firmie. Częścią tego całego procesu była nawet wizyta w Nowym Jorku! Blog, niestety, musiał na ten czas ustąpić – bym mógł w stu procentach skupić się na tym nowym i nieco niespodziewanym wyzwaniu. To jak – jestem usprawiedliwiony? ;)
Opublikowano
Super! Doskonale, że w końcu udało Ci się zmienić pracę na taką, jaką chciałeś, gratulacje! :)
Dzięki! :)
Hej,
Czyli kontomierz to Twoja dodatkowy dochód, tak? :-). Fajnie, że zarówno poprzedni jak i nowy pozwala to łączyć z Twoim zatrudnieniem.
Tak, mam szczęście do pracodawców, którzy są przychylni mojej blogowej działalności :)
Subskrybuję Twój bloog i sobie myślę – gość się wypalił, bo nic nie pisze :) ale teraz wszystko jasne.
Podpisuje się obydwoma łapkami pod Twoim wpisem -> w 100% zgadzam się z Twoim opisem
Miałem indentyczną sytuację 3 miesiące temu – tzn. pożegnali się ze mną. Ale dzięki poduszcze (nie kilkanaście ale 6 wypłat) miałem spokój. Oczywiście, żal byłoby mi żegnać sie z tymi oszczędnościami dlatego załatwiłem sobie pracę szybciej ale wydaje sie że rónie atrakcyjną – acz ominął mnie NY :)
Praca jest w WarSaw – więc wydatki mnie nie ominęły ale zmiana klimatu, poznanie nowego środowiska zawsze wychodzi in plus.
Jestem podobnie jak Ty za wynajmem. Wynająłem sobie lokum 1km od pracy więc ja nie wiem co to korki w Warszawie :)
Jak zmienie pracę w innej części Warszawy, to poszukam kolejnego lokum też w promieniu 1km… – spacer to zdrowie, więcej czasu no kaski
Podrawiam wszystkich czytających i komentujących.
Hej Bartko,
Wielkie dzięki za ten komentarz. Fajnie spotkać tu kogoś, kto niedawno był w podobnej sytuacji – i komu też obróciło się to na korzyść :).
Totalnie się zgadzam z punktami, które wymieniłeś, korzyściami z poznawania nowego środowiska i z podkreśleniem elastyczności, jaką zapewnia wynajem.
O tym nie wspomniałem, a to też istotne z finansowego punktu widzenia – nawet jeżeli nie zmieniamy miejsca zamieszkania, a tylko miejsce pracy w ramach jednej miejscowości/aglomeracji, to też można rozważyć zmianę lokacji i mieszkania. Nawet jeśli cena wynajmu byłaby trochę większa, to i tak może się to zbilansować biorąc pod uwagę alternatywę – wyższe koszty dojazdu i stracony na te dojazdy czas. Warto to sobie zawsze samodzielnie przeliczyć.
Pozdrawiam!
Fajny tekst :) jestem akurat w podobnej sytuacji, tzn. ja akurat sam zostawiłem pracę, ale dzięki przygotowanym wcześniej funduszom mogę spokojnie poświęcić się projektom, dla których rzuciłem stałą pracę. Pozdrawiam
Hej Michał,
Dzięki za komentarz i kolejny przykład na to, jak fundusz awaryjny czy finansowa poduszka bezpieczeństwa pomagają w różnych sytuacjach.
Pozdrawiam!
cztery miesiące milczenia to jednak brak szacunku dla stałych czytelników. Można było znaleźć 2-3 minuty by napisać: „słuchajcie, mam taką, a taką sytuację i musicie trochę zaczekać na kolejne wpisy”.
A tak, zajrzałem tu by dowiedzieć co się wydarzyło. Ciekawość zaspokoiłem i już tu więcej nie zaglądam bo nie warto – może znów zostanę wystawiony do wiatru
Hej K.K.,
W pewnym sensie rozumiem Twoje rozczarowanie. Natomiast brak sygnałów z mojej strony przez ostatnie miesiące nie wynikał z tego, że przez ten czas nie mogłem znaleźć tych 2-3 minut.
Po prostu nie chciałem nic zdradzać, dopóki nie będę miał pewnej sytuacji.
Pozdrawiam!
Gratuluję i życzę wielu sukcesów :-) tak się akurat składa, że i ja zmieniam pracę! Od października zaczynam w nowym miejscu.
Dzięki, Dana! I odwzajemniam się gratulacjami :). Powodzenia w nowym miejscu!
Ja obecnie próbuje odwodzić wszystkich od kupna mieszkania – przynajmniej tych, którzy nie mają własnej gotówki na pokrycie wartości mieszkania oraz osób, które nie planują powiększenia rodziny. Ja kupilam mieszkanie w 100 % sfinansowane kredytem. Uleglam presji rodziny i srodowiska. Calkowicie nie przewidywalam przyszlosci. 3 latat temu stracilam prace po 14 latach u jednego pracodawcy. Wyprowadzilam sie zagranice i szukalam pracy prawie dwa lata. Tzn przez ten okres doksztalcalam sie i mialam ten komfort, ze partner placil za wszystkie moje koszty w Polsce. Pomimo wynajmu mieszkania – musze do niego dokladac. Plus ponosic koszty odświeżania mieszkania czy napraw. I zaluje ogromnie tego mojego kroku. Przy wynajmie nic nie musze robic. Jak sie zepsuje pralka, to wynajmujacy mi ja kupi itd. Sprzedac nie moge, bo ceny rynkowe sa znacznie ponizej wysokosci kapitalu do splaty. Teraz juz mam prace. I traktuje to mieszkanie jako emeryture. Gratuluje nowego miejsca pracy i życze samych przyjemności. Dziekuje za rady jakie zamieszczasz na blogu. Zaczelam budowac swoj bufor finansowy :)
Hej Jaune,
Bardzo dziękuję za to, że podzieliłaś się tą historią! To kolejna przestroga przed kupowaniem własnego mieszkania.
Sam też czuję jakąś presję środowiska, zwłaszcza widząc, jak większość znajomych dookoła swoje mieszkania już ma lub właśnie kupuje. Ale też wiem, że dla mnie – mimo wszystko – jeszcze jest trochę za wcześnie, no i nie mam jeszcze takiej potrzeby. Tak jak piszesz – czekam albo na zgromadzenie odpowiedniego kapitału, albo na konieczność wynikającą z zakładania rodziny.
Pozdrawiam – i jeszcze raz dziękuję!
Byłem w podobnej sytuacji i dlatego na blogu tworzy się wpis poświęcony działaniom w przed i po nagłej utracie pracy. Nie ukrywam, że będziesz jednym z kilku przykładów ;)
Fajnie – koniecznie podziel się linkiem :)
Naturalnie ;)
Wspaniale wiedzieć, że wszystko się tak dobrze ułożyło. Zgadzam się w 100%, że poduszka finansowa może zapewnić spokój w szukaniu pracy. Pamiętam kiedy straciłem pracę na studiach, gdzie – no cóż – słabo się odkładało. Nie było komfortowo szukać nowej z nożem na gardle. Ostatecznie znalazłem szybko całkiem dobre miejsce dla siebie, jednak stres oczekiwania na telefon od rekrutera był mocny. Lepiej by było mieć wtedy oszczędności pozwalające robić to na spokojnie.
Pozdrawiam, Bartek :)
No tak, w przypadku poszukiwania pierwszej pracy tuż po studiach powyższe porady mogą faktycznie się nie do końca sprawdzić. Zazwyczaj nie ma wtedy okazji do tego, by coś odłożyć i zapewnić sobie trochę więcej bezpieczeństwa.
Ale przy każdej kolejnej, ta wymówka już nie obowiązuje :)
Czesc Krzysztofie.
Ciesze sie, ze sie odezwales na blogu nowym wpisem. Myslalem powoli, ze odpusciles sobie temat blogu. Mialem nawet pisac do Ciebie w tej sprawie, az nagle wszystko sie samo wyjasnilo.
Twoja historia jeszcze bardziej umacnia mnie w moim postanowieniu budowania finansowej poduszki bezpieczenstwa. Co prawda w moim przypadku nierealna jest mozliwosc straty pracy z dnia na dzien (prowadze wlasna firme i raczej sam siebie nie zwolnie :-P ), ale zawsze moze wydarzyc sie cos nieprzewidzianego – co sprawi, ze poduszka finansowa bedzie potrzebna. Wlasciwie to czeka mnie cos takiego, bo od pazdziernika strace jeden z dochodow (dokladnie moj ogolny budzet zmniejszy sie o 40% na ok. pol roku), ale juz przy obecnej niepelnej poduszce bede w stanie zalatac te dziure. Dodatkowo mam jeszcze chytry plan tak podrasowac calosc, zeby conajmniej wyjsc na zero, a przy dobrym wietrze nieznacznie zaoszczedzic :-)
Poduszke zaczalem budowac po lekturze Twojego artykulu. Dlatego tym bardziej ciesze sie, ze Twoja blogowa absencja byla czasowa :-)
Niniejszym rozgrzeszam Cie z nieobecnosci
Cześć Bartosz,
Bardzo dziękuję za ten komentarz. Słowa o tym, że ktoś postanowił wprowadzić jakąś pozytywną zmianę w swoich finansach po lekturze artykułu na blogu, motywują jak nic innego. I przypominają po co w ogóle jest ten cały blog. Serio :).
Dzięki za rozgrzeszenie – oby kolejne nie było już potrzebne ;).
Pozdrawiam!
Jak i wiele komentujących wpis i ja jestem w podobnej sytuacji :) Podobnej, ale i całkiem innej. Przede wszystkim z moim partnerem po prostu skończyliśmy studia i dopiero szukamy czegoś, co faktycznie nie będzie już pracą dorywczą, ale pozwoli się utrzymać. Nie ograniczamy się do miasta, chociaż bardzo ważne jest dla nas, żeby było blisko rodziny. Już od jakiegoś czasu odkładaliśmy środki, żeby nie wpaść w jakąś depresję i całą paplaninę, że dla młodych ludzi nie ma pracy. Póki co szukamy, czekamy i mamy nadzieję, że nie będziemy mieli zbyt wiele trudnych decyzji (bo co będzie, jeśli oboje dostaniemy dobrą pracę, ale w innych miastach?). W naszej sytuacji, odchodząc od kwestii finansowych, kupno mieszkania byłoby więc fatalnym rozwiązaniem. Chociaż wydaje mi się, że na dłuższą metę, wynajem za bardzo da nam po kieszeni, więc chyba jednak będę zwolenniczką kupna mieszkania (zwłaszcza w miastach studenckich). :)
Hej! Kibicuję i trzymam kciuki, by wszystko się ułożyło! – możliwie bez konieczności podejmowania zbyt wielu trudnych decyzji :).
Co do kupna lub wynajmu – tu raczej nie ma wyjścia i obie metody w jakiś sposób mocno dadzą po kieszeni. W takich przypadkach, jak zawsze, trzeba wszystko sobie dokładnie policzyć i odnieść do własnej, indywidualnej sytuacji. Chociaż faktycznie, na początku kariery zawodowej, kupno pewnie nie będzie najlepszym pomysłem.
Pozdrawiam!
Hej,
Dzięki za komentarz. W wolnej chwili na pewno zajrzę na Twojego bloga. Fajnie, że co jakiś czas pojawiają się nowe strony na ten temat.
Pozdrawiam!