Bardzo nietypowe stwierdzenie jak na blog finansowy. Ale to prawda.
Utarło się, że podatki to coś złego – coś, czego najlepiej unikać. Myślą tak firmy i wielkie korporacje. I niestety coraz częściej zaczynają myśleć tak też średni i mniejsi przedsiębiorcy. A nawet osoby prywatne – gdy patrzą na swój miesięczny pasek pensji czy rocznego PIT-a i widzą skalę państwowych obciążeń.
Jak więc ktoś może nie mieć nic przeciwko obowiązkowi płacenia podatków?
Martwi mnie taki sposób myślenia, gdzie unikanie podatków przedstawiane jest jako coś dobrego, jako skuteczny sposób na oszczędzanie; a płacenie ich w najlepszym przypadku ocenia się jako marnotrawstwo i przegapianie „okazji”, a w najgorszym – frajerstwo.
Niezręcznie się czuję, gdy spotykam się z takim tonem na innych blogach finansowych.
Jak wielkie korporacje nas kantują
Co gorsze, zaczyna mi się wydawać, że taka postawa robi się coraz bardziej powszechna. Począwszy od osób prowadzących jednoosobową działalność i rozważających przeniesienie się z podatkami za granicę, aż po globalne firmy stosujące wyrafinowane sztuczki księgowe.
Czy wiesz, że w Stanach Zjednoczonych wielkie korporacje nie tylko nie płacą podatków, ale dostają jeszcze zwroty podatkowe z IRS? Efektywnie mają ujemną stopę opodatkowania! I to mimo zysków liczonych w dziesiątkach miliardów dolarów! Czy to jest uczciwe? Czy na pewno chcemy takiego modelu u siebie?
Niestety, idziemy w podobnym kierunku.
Wielkie firmy wprowadzają się do Polski, działają na terenie naszego kraju, ale nie zamierzają odprowadzać tu podatków. Ostatni przykład to Uber. Uber umywa ręce właściwie od wszystkiego – od odpowiedzialności za swoich kierowców i od odpowiedzialności podatkowej – nie dokładają się ze swoimi podatkami do rozwoju infrastruktury, z której tak intensywnie korzystają. To korporacja, która nie chcę być przed nikim odpowiedzialna, a na krytykę odpowiada groźbami i czarnym PR.
Tymczasem część osób temu przyklaskuje – o, fajny znaleźli sposób na biznes! Jak to fajnie i nowocześnie, że dziś można prowadzić korporację taksówkową nie mając żadnych samochodów! Dla niektórych nie wygląda to jak nieuczciwość, tylko jak świetny pomysł na omijanie „barier dla przedsiębiorstw” i dowód kreatywności twórców tego rozwiązania.
Organizacje zrzeszające przedsiębiorców i biznesmenów próbują budować narrację według której to rząd okrada obywateli zmuszając ich do płacenia podatków. Tymczasem prawdziwe oszustwo ma miejsce wtedy, gdy firmy unikają płacenia podatków uciekając się do sztuczek księgowych lub przenosząc się za granicę.
Ale może nie wszystko stracone? Powoli coś się jednak zaczyna w tym myśleniu zmieniać. Kombinacje podatkowe, na szczęście, nie zawsze są mile widziane. Pokazuje to choćby przykład LPP, korporacji która po bojkocie klientów zadecydowała, że z powrotem przeniesie prawa majątkowe do swoich marek z Cypru do Polski. Dzięki temu więcej pieniędzy zostanie u nas. To zdecydowane zwycięstwo świadomych konsumentów i obywateli!
Promowanie śmieciówek jako „uczciwych umów”
Unikanie podatków i unikanie odpowiedzialności nie ogranicza się tylko do świata wielkich korporacji. To coś, z czym spotykamy się na co dzień. Postawę unikania podatków i braku elementarnej solidarności społecznej widać bardzo jaskrawo u pracodawców.
Pracujesz na śmieciówce? Nawet jeżeli nie, to na pewno znasz kogoś, kto robi normalny etat, z tą tylko różnicą, że pracodawca zatrudnił ją lub jego na umowę cywilnoprawną.
Umowy śmieciowe to coraz szerszy problem społeczny – problem, z którego długoterminowych konsekwencji być może jeszcze nie zdajemy sobie sprawy. Na takich umowach pracuje aż 1,5 mln Polaków i przez to nie odkładają składek emerytalnych. To musi mieć jednoznacznie negatywny efekt na nasz system emerytalny, który – umówmy się – już teraz jest w złej sytuacji.
Widać już za to krótkoterminowe skutki – brak bezpieczeństwa zatrudnienia, nieozusowione umowy i ponad milion ludzi w jeszcze bardziej nierównej relacji ze swoimi pracodawcami. Powoli pozbawia się nas praw i przywilejów po to, aby korporacje mogły notować jeszcze większe zyski ku chwale swoich akcjonariuszy i prezesów.
Firmy próbują argumentować i obracać to na korzyść pracowników – przecież skoro pensja nie jest obciążona tyloma składkami, to pracownik dostaje więcej na rękę. Więc o co chodzi?
Chodzi o to, że to iluzja. Mówiąc delikatnie. Mówiąc bardziej dosadnie – kłamstwo i bezczelność.
Wystarczy zdać sobie sprawę, że w przypadku utraty pracy, która przy takiej umowie może nastąpić niemal z dnia na dzień, taki pracownik zostaje praktycznie z niczym. Wystarczy wyobrazić sobie, gdzie wyląduje taka umowa śmieciowa w momencie, gdy kobieta pracująca na jej podstawie zajdzie w ciążę. Wystarczy pomyśleć, że nie odkładając składek emerytalnych nie dokładamy się w żaden sposób do emerytur naszych dziadków i rodziców.
A mimo to nadal wmawia się nam, że taka „elastyczność” zatrudnienia i mniejsze obciążenia podatkowe to nasz „przywilej” i „korzyść”. Głównym beneficjentem takiej elastyczności jest jednak przede wszystkim przedsiębiorca.
Błędne koło
Do czego prowadzi takie unikanie podatków i składek? Do tego, że państwo gorzej działa. I tworzy się takie typowe błędne koło – nie jesteśmy usatysfakcjonowani z jakości usług, które od państwa otrzymujemy, więc tym bardziej uzasadniamy sobie omijanie systemu podatkowego – w taki czy inny sposób. Po co mam płacić na coś, co nie działa?
Tylko z jakich pieniędzy finansować lepszą jakość państwa, skoro każdy tylko patrzy i szuka sposobów na to, by jak najmniej do tej wspólnej kasy dołożyć? A jednocześnie ta sama osoba potrafi się dziwić, że coś w tym państwie nie działa, że nie ma na emerytury, nie ma na remont drogi, nie ma na to czy tamto…
Żeby mówić „płacę i wymagam” trzeba najpierw zapłacić
Sam płacę podatki w miejscu zamieszkania, a zatrudniony wolę być na umowę o pracę, a nie na umowy cywilnoprawne czy wymuszone samozatrudnienie.
Być może dostaję w ten sposób mniej na rękę, ale zyskuję cenne dla mnie poczucie bezpieczeństwa i drobną satysfakcję z tego, że moje pieniądze idą na rozwój mojej okolicy i kraju.
Mieszkam w Sopocie i to wprost niesamowite jak to miasto (i w zasadzie całe Trójmiasto) się zmieniło w ostatnich latach. O ile wygodniej tu się żyje, jak jest czyściej, nowocześniej i ile dodatkowych atrakcji i opcji spędzania wolnego czasu przybyło. Przynajmniej część z tych rzeczy była finansowana z podatków. Lubię myśleć, że w tym i z moich.
Nie uciekam z podatkami za granicę. Po co mam fundować emerytury Brytyjczykom, zamiast własnym rodzicom? Po co mam dokładać się do budowy szkół tam, skoro być może za jakiś czas moje dzieci będą korzystały z publicznego systemu edukacji tu, w Polsce? Po co mam dokładać się do rozwoju dróg za granicą, skoro swoim samochodem i rowerem jeżdżę po polskich drogach?
Chcę by te wszystkie rzeczy były jak najlepsze tutaj. Nie tam. I płacę podatki w nadziei, że tak będzie.
I oczywiście, że mnie wkurza, że ten system jest nieefektywny. Że pieniądze nie zawsze trafiają tam, gdzie trzeba i niekoniecznie do najbardziej potrzebujących. Że wiele rzeczy zależy od widzimisię krótkowzrocznych polityków. Że środki unijne są marnowane na betonowanie kraju, zamiast na jego rozwój i innowacyjność. Że są kolejki do lekarzy i do przedszkoli. Że państwowe emerytury w przyszłości najprawdopodobniej będą bardzo niskie.
Wiele rzeczy w systemie podatkowym mi przeszkadza. Wiele usług i świadczeń publicznych mogłoby być realizowanych lepiej i efektywniej. Ale czy rozwiązaniem tych problemów jest unikanie podatków? Czy jak przeznaczymy na nie mniej pieniędzy, to sytuacja się poprawi?
No nie.
“I like to pay taxes. With them, I buy civilization.”
Znajdę tu kogoś, kto ma podobne zdanie? :) A może masz zupełnie inny pogląd? Zapraszam do dyskusji!
Przy okazji – wielkie dzięki dla Eugeniusza z bloga http://www.blofi.pl/ za żywiołową i rzeczową dyskusję pod zapowiedzią tego tekstu na Facebooku. Liczę na dalszy ciąg tutaj! :)
Dzięki :) W takim razie ciąg dalszy już w odniesieniu do pełnego wpisu, który przyjął łagodniejszą formę niż wpis na FB.
1. To, że ludzie unikają płacenia podatków, jest winą systemu. Nie ma co liczyć na uczciwość ludzką, trzeba skonstruować system podatkowy w sposób prosty i przejrzysty. Np. 1-procentowy podatek od przychodu zamiast CIT.
2. Wszystko ma swoje granice, tak samo uczciwość czy poczucie zniewolenia podatkowego. W Polsce kwota wolna od podatku PIT jest bardzo niska, co powoduje, że najmniej zarabiający płacą wyższe podatki niż na Zachodzie. Pod tym względem jesteśmy mniej liberalni od niby socjalistycznej Europy Zachodniej.
3. Polskie urzędy nie zachęcają do utrzymywania dobrych wzajemnych relacji, choć widać poprawę. Jest coraz więcej urzędników mimo informatyzacji administrracji.
4. Prawo zmienia się zbyt często, jest coraz więcej przepisów, w których mogą połapać się tylko największe firmy mające działy prawnicze. Tak samo tylko one mogą skutecznie spierać się ze skarbówką, małe firmy są bez szans.
5. To głównie małe firmy zatrudniają na śmieciówkach (albo płacą pod stołem), bo dla nich koszt 1 pracownika jest nieproporcjonalnie ważniejszy niż dla korporacji. Likwidując śmieciówki, rząd sprzyja korporacjom, bo likwiduje im konkurencję w postaci małych firm.
6. Oddając więcej państwu, dajesz mniej sektorowi prywatnemu. Z jednej strony poprawiasz usługi publiczne, z drugiej – pogarszasz prywatne. A jako że państwo jest mniej efektywne, pogarszasz sytuację wszystkich. Im więcej bowiem oddasz państwu, tym mniej towarów i usług kupisz.
7. Czy jak przeznaczymy na nie mniej pieniędzy, to sytuacja się poprawi?
Jak wyżej – sytuacja sektora publicznego pogorszy się na korzyść sektora prywatnego. W PRL prawie wszystko było państwowe, czy na pewno chcesz wracać do tamtych czasów?
Wow! Naprawdę artykuł ma łagodniejszą wymowę? Świetnie! – bo bałem się, że momentami i tak jadę trochę za ostro :). Jeżeli udało mi się to ubrać w wyważone słowa, to bardzo się cieszę.
1. Zgadzam się. Winą systemu jest to, że jest nieszczelny i stwarza okazje do unikania podatków. Niestety teraz, w erze globalnej gospodarki, by niektóre z tych luk załatać, potrzebna byłaby silna współpraca na szczeblu międzynarodowym. Podejrzewam, że o oto będzie bardzo trudno.
2. No właśnie to jest wielki paradoks polskiego systemu podatkowego. Momentami wydaje mi się, że jest wręcz regresywny zamiast progresywny, Przykład z pensją minimalną to potwierdza.
3. To chyba bardzo zależy od miasta i urzędu. Przy moich wszystkich kontaktach z urzędnikami przy okazji załatwiania różnych spraw związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej, miałem doświadczenia wyłącznie pozytywne. Ale oczywiście nie uważam się w żaden sposób za reprezentatywny przykład :).
5. Z dużym zastrzeżeniem, że mogę się mylić, ale wydaje mi się, że nawet w dużych firmach/korporacjach koszty pracy mają znaczny udział w ogólnym budżecie. I jak jest pole by na tym zaoszczędzić, to korporacja to wykorzysta. Przykład – znów grupa Integer i InPost. Zatrudniają 10 tysięcy pracowników. Z czego tylko jedna czwarta na etatach. Źródło: http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,17721764,Doreczyciele_InPost__atrakcyjniejsi___bo_tansi.html
6. i 7. No hej, ale przecież obowiązkiem obywateli nie jest dbanie o dobre wyniki firmy jakiegoś losowego prezesa. Obowiązkiem może być dbanie o „wspólne dobro”, czyli państwowe.
W PRL prawie wszystko było państwowe, czy na pewno chcesz wracać do tamtych czasów?
– Jeżeli mogę wybierać, to wybieram model skandynawski :)
1. Właśnie chodzi o to, że nie potrzeba żadnej współpracy, wystarczą proste podatki :) Od podatku przychodowego czy katastralnego dużo trudniej uciec.
2. Dlatego według mnie aby zlikwidować regresję właściwą drogą jest obniżanie podatków biednym i klasie średniej, a nie podwyższanie bogatym.
3. Ja też miałem raczej normalne doświadczenia, choć swoje w kolejkach odstałem.
5. No widzisz, Integer jest polską spółką, podaj przykład jakieś zagranicznej. Z mojego podwórka mogę powiedzieć, że żona pracuje w publicznym przedszkolu już 2 lata i jeszcze nie ma umowy na czas nieokreślony. Podobnie koleżanka od 1,5 roku pracuje w urzędzie pracy (!) na umowie na zastępstwo, bo pracownice blokują etaty urlopami macierzyńskimi. I gdzie tu poczucie bezpieczeństwa? :) A ja po 3 miesiącach w prywatnej zagranicznej firmie dostałem umowę na czas nieokreślony. A 1,5 roku temu przeniosłem się na „niebezpieczną” działalność gospodarczą ze względów właśnie podatkowych. I jestem zadowolony.
6 i 7. Nie, to my płacimy za nieefektywność państwa w postaci wyższych cen i niższej jakości. Na wolnym rynku są podmioty dobre i mierne. Natomiast monopole państwowe oferują tylko mierne usługi, oczywiście, są wyjątki potwierdzające regułę.
Redystrybucja prowadzi do utrzymywania olbrzymiej rzeszy urzędników. Na wolnym rynku nie ma kosztów urzędniczych i już samo to oznacza niższe ceny.
Wyższe podatki dochodowe to wyższe koszty pracy, a więc wyższe ceny towarów i usług. Rządowi opłaca się podnosić pensję minimalną, bo wtedy otrzymuje większe daniny z tytułu pracy i z podatków pośrednich.
A im więcej ma rząd, tym mniej mają obywatele – tak jak już pisałem, bo w gospodarce nic nie ginie, a państwo jest mniej efektywne (brak odpowiedzialności za decyzje, politycy przychodzą i odchodzą) od prywatnych podmiotów. Dlatego moim zdaniem im mniej państwa, tym lepiej.
Podatek przychodowy to świetny pomysł! Firmy powinny płacić podatki niezależnie od tego czy zarabiają, czy nie! Pomoże to szczególnie małym przedsiębiorstwom, o niewielkiej płynności.
podatek od przychodu pomoże małym firmom o niewielkiej płynności?! Czyli jeśli dostaną karę od klietna za coś tam i wynagrodzenie będzie niższe od kosztów to i tak zapłacą podatek?! Prosty sposób by rozwalić małe firmy…
PS. Jestem przeciwny pompowaniu kosztów poprzez nowe Jaguary i Land Rovery w leasingu, ale sporo kosztów ma swoje uzasadnienie i powinny one obniżać podatek. Dla dużych firm podatek od przychodów powinien być stały i obligatoryjny, nie dla małych.
Kolejna osoba potwierdzająca starą prawdę, że ludzkość potrzebuje osobnej czcionki na ironię…
ironia jest zazwyczaj wyczuwalna w tonie głosu. Wpis pozbawiony jakiegokolwiek wyróżnika, że nie jest to „poważny” wpis niekoniecznie musi być zrozumiany jako ironia. Wystarczyło dopisać jakiś absurd i byłoby to zupełnie inaczej.
Dobrze napisane :-) Ja podatków płacić nie lubię, ale uważam, że są potrzebne i niezbędne by Państwo funkcjonowało prawidłowo. Wyobraźmy sobie sytuację w której wszyscy pracujemy na umowach śmieciowych, a Państwo dostaje ułamek tego co ma dzisiaj. Na pierwszy ogień idzie transport miejski (likwidowane są połączenia tramwajowe i autobusowe), straż miejska, policja, wydatki na infrastrukturę itp…Robi nam się drugie Detroit. Co z tego, że będę miał więcej pieniędzy w portfelu, jak będę
się bał wyjść z domu. Unikanie podatków to patrzenie krótkowzroczne.
P.S. Na jesieni rusza wielka ogólnopolska loteria paragonowa. Będę o niej pisał na swoim blogu i zachęcam Ciebie do wspomnienia o tej idei. Im więcej osób będzie prosić o paragon, tym system będzie szczelniejszy, a ilość pieniędzy w budżecie Państwa większa.
Pełna zgoda! Nie chciałbym żyć w kraju, gdzie podatki są niskie, wielkie firmy nie płacą nic mimo zysków, a rola państwa jest minimalna jeżeli jakakolwiek.
Potrzebujemy państwa i regulacji do normalnego funkcjonowania. To chyba jeszcze nie ten moment, że możemy ograniczyć rolę państwa i polegać jedynie na ludzkiej moralności i na tym, że inni powściągną nieco swoją chciwość ;).
Dzięki za wspomnienie o loterii paragonowej. Śledzę Twojego bloga, ale na wszelki wypadek daj mi znać, gdy poruszysz u siebie ten temat – by mi nie umknęło :).
Co do śmieciówek to jest jeszcze gorzej niż mówisz. Ja nie dość że pracowałam na śmieciówce to nie miałam z tego tytuły większego wynagrodzenia niż ktoś pracujący na etacie:( A tak generalnie to mieszkam z rodzina w Warszawie, mimo że jestem zameldowana na Lubelszczyźnie płace podatki w Wawie. Pierwotnie dlatego by płacić mniej za komunikację miejską. Ale przeciez korzystam ze stołecznej infrastruktury, moja córka chodzi tu do szkoły. Dlaczego moje podatki miałyby iść do miejsca z którym nic mnie już nie łączy?
A to też popularna praktyka – kwoty na umowie śmieciowej są niższe, bo pracodawcy wszak chcą, by pracownicy „podzielili się z nimi zyskiem” z niższego opodatkowania tej formy zatrudnienia.
Fajnie, że wspominasz o płaceniu podatków w miejscu faktycznego zamieszkania. W pełni podpisuję się pod tym podejściem!
Miło przeczytać, że ktoś jest zadowolony z wydawania publicznych pieniędzy w jego mieście. Ja mam inaczej: wyć mi się chce, gdy słyszę, jak astronomiczne sumy zostały w moim mieście wydane z całkowitym pominięciem rzeczywistych potrzeb mieszkańców. Podobnie w skali kraju: gdy czytam np. o kosmicznych wręcz wydatkach na zbrojenia, na których skorzystają głównie zagraniczne koncerny, nóż mi się w kieszeni otwiera. W tym kontekście żal mi każdej złotówki, którą muszę oddać fiskusowi. Płaczę i płacę.
A to prawda, jestem w trochę uprzywilejowanej sytuacji. Sopot i Trójmiasto zazwyczaj wiodą w najróżniejszych rankingach jakości życia w Polsce. Stąd też pewnie takie a nie inne moje wrażenie.
Ale też nie zawsze podoba mi się wszystko, na co kierowane są publiczne pieniądze. Systemowi niestety wciąż daleko do ideału.
Obawiam się, że taka dyskusja do nikąd nie prowadzi. Możemy się zżymać, ale zawsze było i zawsze tak będzie, że jedni nie lubią płacić podatków więc ich unikają i oszukują, a aparat skarbowy i państwo w ogóle marnuje otrzymywane pieniądze.
Robert, nie zgodzę się. Bierność nie jest rozwiązaniem. Równie dobrze mógłbym stwierdzić, że dyskutowanie o finansach osobistych do niczego nie prowadzi. Zawsze będzie tak, że jedni ludzie będą sobie radzić ze swoim budżetem, a inni nie.
Lubię wierzyć, że pisząc tu na blogu i budując świadomość wokół tego tematu, rzeczywiście komuś pomagam zmienić coś na lepsze. I patrząc po okazjonalnych komentarzach czy mailach, jakoś się to udaje. Jakiś mały fragment świata staje się lepszy :).
No i liczę, że takie samo podejście można przenieść z poziomu osobistego na państwowy. Większa świadomość różnych mechanizmów, które działają w tle, pozwoli nam mieć większy wpływ na otaczającą nas sytuację.
Cześć :) Bardzo idealistyczny i patriotyczny artykuł. Jednak gdy pomyślę, że te świnie w rządzie bawią się za te pieniądze to już nie jest tak dobrze. A ja, mam prawo do szczęścia! Na szczęście świadomość społeczeństwa jest co raz większa.
Przy okazji, pragnę zaprosić Was na mój blog związany ze zdrowym podejściem do sportu, chyba to nie będzie coś złego:)
http://www.facebook.com/sbydiet
Nie zgadzam się 100%. Podatki to kradzież i nieefektywność. Obowiązkiem każdego jest unikanie podatków, przynajmniej legalnie. Im więcej pieniędzy zostanie w prywatnych rękach tym więcej zyska na tym społeczeństwo.
Arek, proponujesz nam wszystkim taką efektywność budowaną prywatnymi rękami, jak ma to miejsce w Amazonie? http://www.theverge.com/2015/8/15/9159309/you-probably-dont-want-to-work-for-amazon
Zdecydowanie nie podoba mi się taki model. Wolę zostać przy płaceniu podatków ;)
rozumiem, że wolałbyś żeby nie było podatków i za każdy przejechany kilometr samochodem płacić jak Kulczykowi? Po 34 grosze za każdy km? Rozumiem, że u lekarza przez całe życie byłeś prywatnie? Za komunikację miejską chcesz płacić 2x więcej (wpływy z biletów w Warszawie pokrywają ~43% kosztów funkcjonowania komunikacji). Rozumiem, że w przypadku agresji jakiegokolwiek państwa na Polskę pójdziesz z widłami na front? A przy meczu piłkarskim stoisz z bejzbolem i sam pilnujesz żeby Ci auta pseudokibice nie obili? Odśnieżanie dróg zimą to też jest rzecz opłacana z podatków. Również zupełnym przypadkiem z podatków są utrzymywane przedszkola i szkoły publiczne. Rozumiem, że Twoje dziecko chodzi bądź będzie chodzić tylko do prywatnego za 800 zł na miesiąc?
Rozumiem że nie rozumiesz że i tak płacisz za te wszystkie rzeczy tylko że dość nieefektywnie bo w podatkach. Nawet jak nie jeździsz autostradami i tak za nie płacisz. Nawet jak dbasz o swoje zdrowie to i tak płacisz za opiekę nad innymi a jak już przyjdzie Twoja kolej to na lekarza czekasz rok. Nawet jak jeździsz do pracy rowerem to dokładasz się do biletów komunikacji miejskiej innym. Nawet jak nie chodzisz na mecze to płacisz za bezpieczeństwo na stadionach (i za niebezpieczeństwo funkcjonariuszy którzy za Twoje pieniądze nadużywają swoich praw). Rozumiem że pamiętasz że ogromna większość wojen była finansowana właśnie z podatków? Rozumiem że zdajesz sobie sprawę że po 12 latach edukacji w państwowej szkole dziecko nie umie nic pożytecznego?
Cześć, Sielczyk. To prawda, artykuł ma trochę idealistyczną i być może wręcz naiwną wymowę :).
A co do zabaw w rządzie, to przypuszczam – patrząc na charakter związków między biznesem a polityką – że zdecydowanie lepiej bawią się za pieniądze lobbystów, niż za państwowe. Niech się nawet bawią za państwowe, ale niech reprezentują nasze interesy, a nie znajomych prezesów.
Super artykuł. Wreszcie blog o finansach/pieniądzach, który wychodzi poza 19. wiek i patrzenie tylko na koniec własnego nosa. Od lat dyskutuję ze znajomymi o tym, że trzeba płacić podatki, mandaty, bilety itd. i od lat słyszę te same argumenty, że „złodzieje, ośmiorniczki, pałace ZUS”. Wreszcie czytam opinię, pod którą mogę się podpisać.
Krzysztof! tak trzymaj! Być może to jest Twoja nisza?
Cieszę się, że jest więcej osób, które myślą podobnie! :) I dzięki za miłe słowa.
A ja mam mieszane uczucia jeśli chodzi o podatki. Rozumiem, że trzeba je płacić i że to uczciwe podejście do sprawy – korzystasz z infrastruktury, darmowej służby zdrowia, szkół, to płać podatki. Nie mam z tym problemu i nie myślę nawet, żeby swoją firmę przenieść za granicę. Ale z drugiej strony – jak masz co miesiąc wysłać do różnych urzędów składki na ZUS, podatek dochodowy, VAT – to robi się z tego naprawdę spora kwota. Dla przykładu: dla jednoosobowej działalności na preferencyjnym ZUS-ie, przy braku kosztów i przychodach ok. 2500 zł brutto wszystkich składek i podatków jest do zapłacenia ok. 1000 zł (z VAT-em). Czyli przedsiębiorcy zostaje na rękę ok. 1500 zł. A potem jeszcze idzie na zakupy, żeby zapełnić lodówkę i znowu płaci VAT za wszystkie produkty, które kupuje… Dlatego wcale mnie nie dziwi, że przedsiębiorcy kombinują jak mogą, żeby np. jak najwięcej wpisać sobie w koszty i obniżyć chociaż podatek dochodowy do zapłacenia.
Dziękuję za komentarz, Agnieszka. Jeżeli mówimy o osobach, które prowadzą jednoosobową działalność, to widzę dwa scenariusze.
Ktoś może prowadzić działalność z prawdziwego zdarzenia – wtedy pewnie sporządził lub sporządziła biznesplan, w którym było miejsce na podatki. Jeżeli takiej osoby nie byłoby na nie stać, to nie wchodziłaby w ten biznes.
A może to pracodawca wypchnął ją lub jego na fikcyjne samozatrudnienie. Wtedy znów wracamy do sytuacji, gdzie nieuczciwość pracodawcy jest problemem.
Zastanawiam się, czy jest jeszcze jakiś trzeci scenariusz. Może są okoliczności, gdzie pracy po prostu nie ma a jedynym uczciwym sposobem na zarobienie czegoś jest próba rozkręcenia czegoś na własny rachunek. Wtedy obciążenia podatkowe rzeczywiście mogą być dużą przeszkodą.
Chciałbym żyć w państwie, które pomaga ludziom w takiej sytuacji. Poprzez zmniejszenie tych finansowych obciążeń lub jakoś niestandardowo – np. pomagając przy przeprowadzce za pracą.
Nie mam nic przeciwko podatkom ale jeśli istnieje możliwość optymalizacji podatkowej to czemu nie mielibyśmy skorzystać ?
Nie ze wszystkich okazji do zaoszczędzenia/zarobienia warto/wypada korzystać.
I ty zadecydujesz, z których to możliwości wypada, a z których nie wypada nam skorzystać. Żałosny bolszewik :(
Ciekawy wpis!
… ale ciężko mi się zgodzić w całości.
Optymalizacja podatkowa nie jest zła, tak długo jak wygenerowana oszczędność jest obracana w kraju i napędza polską gospodarkę. Czy powinniśmy szufladkować optymalizatorów ? Zdecydowanie tak! Jeśli polski mikroprzedsiębiorca wygeneruje oszczędność i przeznaczy ją na inwestycję – jestem za! Jeśli jakieś tam zagraniczne korpo wyprowadzi zysk na Cypr – jestem przeciw. Taki mój mały wyraz patriotyzmu ;)
W mojej opinii poruszony temat jest zbyt wielowymiarowy, żeby wyciągnąć z niego pojedyńczy wniosek.
Na koniec małe pytanko retoryczne – czy większe wpływy z podatku przełożą się na lepszą jakość usług państwowych czy może zostaną wydane w ramach prywatnych gierek naszej sceny politycznej ?
~Szepczę „Taxtation is theft”