Ostrzyłem sobie zęby na przedostatni rozdział Finansowego Ninja — ten o „optymalizacji podatkowej”. No i nie zawiodłem się! Tak jak wcześniej z pewnymi rzeczami nie zgadzałem się raczej od strony merytorycznej (tj. proponując alternatywne sposoby na osiągnięcie podobnych celów finansowych), tak tutaj nie zgadzam się przede wszystkim światopoglądowo.
To czwarta i ostatnia część polemiki „na żywo” z książką Michała Szafrańskiego — Finansowy Ninja.
W poprzednich wpisach nie do końca zgadzałem się z opisywanymi korzyściami z automatyzacji finansów (rozdziały pierwszy i drugi), z pewnymi wyliczeniami i metodami prowadzenia budżetu domowego (rozdziały trzeci i czwarty), jak również z być może sprzecznym / być może nie podejściem do drobnych oszczędności (rozdziały piąty i szósty). Gorąco zapraszam do zapoznania się z wszystkimi częściami, jak również do przeczytania książki. Mając za sobą całość, jak najbardziej mogę ją polecić*. <– tę gwiazdkę powinienem jednak wyjaśnić w bardziej ogólnej recenzji, która pewnie prędzej-czy-później się tu pojawi.
No a teraz do rzeczy.
Zanim jednak przejdę do rozdziału dziewiątego, jeszcze tylko kilka akapitów dla pozostałych trzech.
Mam nadzieję, że było to widać po poprzednich artykułach z tej serii, ale dla porządku powtórzę — ta polemika nie ma być na siłę i nie chcę się czepiać. Dlatego rozdziały siódmy, ósmy i dziesiąty zasługują najwyżej na jeden akapit każdy — bo w zasadzie w całości się z nimi zgadzam.
Kupowanie mieszkania. Tu nawet nie mam prawa się wypowiadać, bo doświadczenie mam praktycznie żadne. W konflikcie „zakup czy wynajem” jestem w obozie wynajmujących. Do tej pory mi się to sprawdziło — brak zobowiązania w postaci kredytu plus bufor oszczędności zdecydowanie ograniczyły mi poziom stresu przy zmianie pracy. Fakt, że wynajem jest stosunkowo mało zobowiązujący pozwala mi z większą swobodą planować *dość prawdopodobną* przeprowadzkę. Polecam ten styl życia :). Ale jeżeli będę w przyszłości kupował mieszkanie, to na pewno wrócę do tego rozdziału.
Zarabianie pieniędzy. Promując książkę, Michał wspominał że około 30% to nieco przeredagowany materiał z bloga, a reszta to same nowości. Mam wrażenie, że większość z tych 30% znajduje się właśnie w tym rozdziale. Podobne treści znajdziecie na przykład tutaj.
Inwestowanie pieniędzy. To, że ten rozdział jest na samym końcu pokazuje, jak dobrze przemyślana jest ta książka. Inwestowaniem bowiem — i tu jak najbardziej zgadzam się z Michałem — powinniśmy zająć się na końcu, gdy mamy już resztę rzeczy ogarnięte. Mamy w miarę stabilną sytuację finansową, fundusz awaryjny/bezpieczeństwa dający nam odpowiedni bufor, i generalnie potrafimy liczyć własne pieniądze. Tutaj pełna zgoda.
Ale ta „optymalizacja podatkowa” — o rany! Od czego by tu zacząć?
Może od tego, że nie zgadzam się ze stawianiem znaku równości między umiejętnością unikania podatków a zaradnością:
W Polsce podatek według tego progu [32%] płaci zaledwie 2,7% podatników PIT. Czy to dowód na to, że jesteśmy biednymi ludźmi? Absolutnie nie! To dowód, że jesteśmy narodem wyjątkowo zaradnym (…) (s. 444)
To bardzo trumpowskie.
Ostatnie, czego świat w tej chwili potrzebuje, to więcej cynicznych cwaniaków, którzy przechwalają się jak to oszukali system.
W podobny sposób nie zgadzam się na zrównywanie podatków z haraczem czy kradzieżą naszych pieniędzy:
(…) państwo tak czy siak znajdzie pieniądze dla emerytów. Finansowy ninja nie ułatwia jednak tego zadania. Woli zadbać o to, by jak najwięcej pieniędzy zostało w jego kieszeni, niż płacić haracz na rzecz państwa. (s. 477)
Państwo jakoś sobie poradzi. Emeryci jakoś sobie poradzą. Najważniejsze, by jak najwięcej zostało dla mnie — to nie jest coś, pod czym mógłbym się podpisać.
Totalnie nie rozumiem takiego stawiania sprawy. Zresztą, Michał idzie dalej:
Jeżeli masz wrażenie, że zachęcam do działalności wywrotowej i łamania umowy pokoleniowej, na której opiera się funkcjonowanie obecnego systemu emerytalnego, to masz rację – tak w istocie jest. (s. 477)
Nie wiem, nie rozumiem, nie potrafię się z tym utożsamić. To wszystko wydaje mi się strasznie egoistyczne — niech zostaje jak najwięcej dla nas, a jak najmniej dla bezosobowego „państwa”. Zupełnie zapominając, że w znakomitej większości przypadków to państwo ufundowało nam edukację, drogi po których codziennie jeździmy do pracy, dotuje transport publiczny, z którego często korzystamy, zapewnia bezpieczeństwo (wierzcie lub nie, ale moi zagraniczni znajomi jednogłośnie mówią, że w Polsce czują się bezpieczniej niż u siebie, np. w Stanach), itp.
Nie potrafię tak łatwo odrzucić umowy społecznej, na której *jakoś* opiera się dzisiejszy system emerytalny. To to tak jakby mówić własnym rodzicom i dziadkom, że nie będzie się dokładać do ich emerytur.
No i czy tylko ja widzę w tym samospełniająca się przepowiednię? Jakoś dziwnym trafem ludzie, którzy namawiają do unikania (pardon: optymalizacji) podatków, to te same osoby, które najgłośniej mówią o niewydolności dzisiejszego systemu emerytalnego, deficycie budżetowym i tak dalej.
Halo! Unikając płacenia podatków jeszcze bardziej wzmacniacie te negatywne zjawiska!
Rozróżnijmy jednak dwie rzeczy. Korzystanie z ulg, w zakresie w jakim zostały przewidziane, jest jak najbardziej OK. Jeżeli małżonkowie rozliczają PIT wspólnie, to nie ma w tym absolutnie nic złego. Tak w końcu została zaprojektowana ta swego rodzaju ulga.
Sprawa wygląda inaczej, gdy ktoś zaczyna kombinować jak by tu zapłacić jak najmniej — szukając przy tym najróżniejszych luk w prawie. Do takiej postawy w pewien sposób, niestety, zachęca Michał. I to jest coś, z czym kategorycznie się nie zgadzam.
W pewien sposób rozumiem, skąd taka postawia się bierze. Historię mamy jaką mamy, a tam „przechytrzanie” systemu było w zasadzie czymś w rodzaju cnoty. Stąd dziś stosunkowo duże społeczne przyzwolenie na „oszukiwanie” państwa. I postrzeganie relacji obywatel–państwo jako swego rodzaju grę, w której każda ze stron chce wyrwać dla siebie jak najwięcej, dając jednocześnie w zamian jak najmniej.
To postrzeganie jest wzmacniane przekonaniem, że podatki w Polsce są wysokie. Michał wzmacnia to przekonanie zanadto uproszczonymi przykładami:
Prosty przykład dla zobrazowania rzeczywistości: załóżmy, że wszystkie produkty, które kupujesz, obciążone są VAT-em w stawce 23% i że co miesiąc wydajesz wszystko, co zarabiasz. [i w tym miejscu wykres, mający zobrazować jak wysokie są nasze obciążenia podatkowe] (s.445)
Lwia część — ~24% — budżetu polskich gospodarstw domowych to żywność. Opodatkowana VAT-em w wysokości 5%. Powyższy przykład to zdecydowanie zbyt daleko idące uproszczenie służące tezie rozdziału.
Takich uproszczeń jest tam niestety więcej:
Wystarczy jednak wymienić umowę o pracę na umowę o dzieło, by w kieszeni zostawał 1 tys. zł co miesiąc — teraz i przez następne 30 lat. (s. 456)
„Wystarczy” pracować 30 lat na jednej z na podstawie jednej z najbardziej niestabilnych form zatrudnienia?
Nie potrafiłbym doradzić komuś pracy na umowę o dzieło przez 30 lat. Co z pewnością zatrudnienia? Budowaniem jakiejś stabilności życiowej? Dodatkowymi świadczeniami, urlopami, wolnym rodzicielskim itp.? Jak wiele można poświęcić tylko po to, by hajs się zgadzał?
Osobiście uważam, że nie do wszystkiego, co związane jest z pieniędzmi, należy podchodzić interesownie. I z kalkulatorem robić bilans zysków i strat.
Zarabiając 5000 zł brutto, odprowadzasz co miesiąc 1588 zł na ZUS po to, by za 30 lat otrzymywać 1500 zł brutto co miesiąc. Świetny interes, prawda? (s. 456)
Każdy, kto ma jakiekolwiek pojęcie o naszym systemie emerytalnym wie, że nie płacimy dziś na własne emerytury za X lat. Dziś płacimy na emerytury naszych rodziców i dziadków. A jutro nasze dzieci będą płaciły na nas. To właśnie ta umowa społeczna, którą z takim lekkim sercem Michał łamie i zachęca do tego innych.
Finansowy Ninja byłby dużo lepszą książką bez tego rozdziału.
—
Większość swoich dochodów osiągam z umowy o pracę. Nie unikam ZUS-u, nie unikam podatków. Podatek za 2015 rok jak zwykle rozliczałem według skali podatkowej i wpadłem w drugi próg. Z pewnością mógłbym to zoptymalizować i rozliczać się fakturami z moimi obecnymi pracodawcami.
Tylko po co miałbym dodatkowo kombinować? Dla tych kilkuset złotych więcej co miesiąc? „Zarobionych” na ściemnianiu i oszukiwaniu systemu? Na dokładaniu jak najmniej do wspólnej puli? Nie wiem czy czułbym się z tym dobrze.
Tutaj akurat się zgadzam z Tobą w bardzo dużej mierze. Cwaniakujemy i udajemy, że nie potrzebujemy państwa i państwowych pieniędzy dopóki nam się wiedzie. Ale w momencie choroby, albo innych przypadków losowych ten niby kulejący NFZ, te niby śmieszne zapomogi i zasiłki mogą się okazać wybawieniem. A właśnie one są ze wspólnych podatków.
Życzę oby nie znalazła się w takiej sytuacji, że zapomogi i zasiłki będą Pani wybawieniem. Proszę jednak uwierzyć, że osoba ŚWIADOMA (podkreślam!),potrafiłaby lepiej zagospodarować pieniądze ze swoich podatków, aniżeli robi to państwo. Załóżmy, że 50% tego, co udało się 'zoptymalizować' odkłada Pani na swoje prywatne konto. W razie choroby idzie Pani prosto do specjalisty, a nie czeka na badanie, na które.. można się nie doczekać. Pozdrawiam
Wiele pięknych historii zaczyna się od „załóżmy, że…” ;)
Owszem! Ideą istnienia państwa, jest ZAŁOŻENIE, że kilka osób jest w stanie tak gospodarować nieswoimi pieniędzmi w taki sposób, że każdy obywatel będzie zadowolony, wolny i szczęśliwy ;) więc państwo również można nazwać piękną historią ;)
przepraszam za błąd w powyższym komentarzu. Niestety nie mogę go edytować.
Muszę wyjaśnić jedną rzecz — wpis powyżej (i inne w podobnym tonie na moim blogu) to nie jest stawianie tezy, że państwo to byt idealny. Doskonale zdaję sobie sprawę, że do tego ideału brakuje — przynajmniej Polsce — jeszcze bardzo wiele.
Ale ze stawianiem sprawy w taki sposób: „dajmy każdemu możliwość gospodarowania swoim dochodem w dowolny sposób, bez obciążeń podatkowych” — też nie jestem w stanie się zgodzić.
Przywołam argument z dyskusji na Facebooku: gdyby wszyscy ludzie umieli rozsądnie i gospodarnie zarządzać swoimi pieniędzmi, to takich blogów jak Michała czy mój by nie było
Ależ oczywiście, że przeciętny Kowalski umie lepiej gospodarować pieniędzmi niż robią to politycy z naszymi podatkami. Jednak nie mówmy, że opieka państwa nie jest nam zupełnie potrzebna. Obecnie jestem osobą, która sobie radzi dobrze finansowo pracując na umowy zlecenia i dzieło, nie licząc na opiekę państwa. Ale pamiętam jak będąc osobom niepełnoletnią otrzymywałam środki z funduszu alimentacyjnego, więc doceniam to, że nie mogąc samemu sobie poradzić mogłam choć trochę oprzeć się na „systemie”. Oprócz oczywistych patologii czy nadużyć, państwowe pieniądze przydają się tym, którzy z jakiś względów sami nie mogą sobie dać rady.
Ponad 90% ludzi zarabia mniej niż 6000 netto/mies.
Ponad 50% ludzi zarabia mniej niż 3000 netto/miesiąc
Sprawdź ile kosztuje operacja w prywatnym szpitalu :
* przyszycie palca
* wycięcie wyrostka
Bo nowotworów i ofiar wypadków komunikacyjnych nie przyjmują – za niska marża ;).
Z 3 000zł też można opłacić jakieś ubezpieczenie. Ideą przymusowych składek jest to, że wiele osób będzie wolało „przetuptać” pieniążki nie dbając o nic. Jednak gdy przyjdzie co do czego, to przecież nie humanitarnym by było zostawić ich na pastwę losu – żeby umierali na ulicach.
Prywatne ubezpieczenie medyczne kosztuje od 300 do 500 PLN czyli wychodzi od 10 do 15 razy drożej niż koszty NFZu dla osób prowadzących rentowną działalność gospodarczą – dlatego że większość skłądki odlicza się od podatku i w efekcie ubezpieczenie NFZ to ok 1,5% podstawy wymiaru składek.
Na ubezpieczeniu by się pewnie wyszło in minus (chociaż sądzę, że gdyby nie było NFZ to ubezpieczenia prywatne by drastycznie potaniały).
Co nie zmienia faktu, że gdyby Państwo nie zabierało 40% zarobków to nawet po opłaceniu droższego ubezpieczenia, zostałoby jeszcze sporo w kieszeni.
Nie mówię już o tym, że 40% zabierają nam bezpośrednio z wypłaty. A ile jeszcze wyciągają poprzez podatki w sklepach, akcyzy i inne ukryte sposoby na pośrednie uszczuplenie naszych portfeli. Podejrzewam, że będzie to coś koło 80%.
Dlaczego usunięcie NFZ który jest konkurentem prywatnych ubezpieczycieli miałoby doprowadzić do spadku cen ?
Dlaczego wartość 1000 PLN po tym jak wszyscy otrzymają podwyżkę o 10 lub 20% miałaby pozostać na tym samym poziomie ? przecież równie dobrze te pieniądze można wydrukować i rozdać pracującym jako bonus bez zmiany obecnego systemu podatkowego :).
Podatki akcyzowe dla abstynentów chodzących pieszo są dość niskie dla innych nie mają żadnego związku z dochodami.
Gdyby znieść monopol NFZ. Prywatne firmy chcąc przejąć taką rzeszę klientów, konkurowały by ze sobą obniżając ceny.
Na dziś jest to raczej niszowe ubezpieczenie więc i ceny są wysokie.
Nikt by nie dostał podwyżki a po prostu miałby mniej zabierane. Pieniądza w obiegu by było dalej tyle samo. Nie da się osiągnąć tego samego efektu drukując pieniądze – chociaż QE pokazują nam zupełnie co innego.
Tak czy inaczej, nawet jak bym mógł chodzić wszędzie pieszo. Nie godzę się z tym, że Państwo zabiera mi prawie pół wypłaty a z tego co zostało kolejne 20% jak zaspokajam podstawowe potrzeby.
No jak to ? Przecież pieniądz idą na obecnych emerytów więc albo przestajemy im wypłacać emerytury albo podnosimy podatki albo drukujemy pieniądze żeby opłacić emerytury. Poza tym jak pracodawcy zostaliby zwolnieni z obowiązku opłacania składek to kwota brutto na umowie jest ta sama.
PS: ewentualnie każdy sam utrzymuje swoją babcię i dziadka i być może rodziców lub pradziadków i dochód rozporządzalny pozostaje taki sam tylko nie masz obiecanej emerytury ;) :
Zniesienie monopolu NFZ nic nie da, zniesienie NFZ w całości też nie. Prywatni ubezpieczenia oferują coraz lepsze ubezpieczenia o niższych cenach już teraz. A odpuszczenie NFZ mogłoby tylko doprowadzić do tragedii.
W Stanach przed wprowadzeniem ACA (zwany również Obamacare) czyli w miarę powszechnego ubezpieczenia, ubezpieczenia zdrowotne były nie dość że bardzo drogie, to jeszcze dochodziło do przypadków odmówienia ubezpieczenia lub jego przerwania przez ubezpieczalnie – z powodów takich jak „już istniejące choroby” lub „choroby przewlekłe”. Tylko i wyłącznie ubezpieczenia prywatne doprowadzają do zepsucia rynku, który jest praktycznie niewyczerpalny – ludzie zawsze będą chorować. Pytanie tylko czy będzie ich stać na to by się wyleczyć, czy z braku finansów umrą, lub zbankrutują…
Jeśli bym chciał odpowiedzieć ironicznie to tyle „mówi” się o patologii która przepija 500+ więc z tym odkładaniem jest różnie.
A tak na poważnie. Jak byśmy odkładali na konto pieniądze zamiast na składki to usługi medyczne poszłyby w górę i wyszłoby na to samo.
To prawda. Znam kilku korwinistów, którzy na każdym kroku mówią o tym, jak państwo ich ograbia z pieniędzy. Jak świetnie radziliby sobie sami. Jednakowoż nie decydują się na opuszczenie ZUSu, a chętnie publikują zdjęcia z publicznych szpitali, gdzie akurat się leczą ;)
zdradź proszę sposób na opuszczenie ZUSu inny niż bezrobocie lub wyjazd z kraju. Chętnie zastosuję, dziękuję bardzo.
Mówisz i masz, R ;)
to szkolenie na przykład, których pełno w Internecie:
http://edukatorium.pl/produkt/pelen-pakiet-antyzus-4-0,2.html
Mi zaś, bez kombinowania, do głowy przychodzi spółka z o.o. i umowy o dzieło.
Czekam na relacje z opuszczenia ZUSu!
1. Z tego co widzę, ominięcie ZUSu nie sprawdzi się dla każdego zatrudnionego, co oczywiście zgranie pominęłaś.
2. Twój post wygląda jak reklama.
3. Chcąc nie chcąc płacą na ZUS, więc czemu mieliby nie korzystać? xD
1. ZUS dotyczy tego, kto go nie chce płacić – wiadomo, że jak kogoś ZATRUDNIASZ nie na czarno, to masz zobowiązania, również związane z ubezpieczeniem. Tu jest rozmowa o tym, jak zainteresowany ma nie płacić swojego ZUSu, a nie ZUSu swoich pracowników.
2. To idź i kup to, co niby reklamuję, hahaha :)
A jak już to kupisz, to zapłać mi prowizję, plisss, żebym miała coś z tej reklamy, haha.
3. No i to właśnie taka logika korwinistów :)))
Czekam na relacje wyścia z ZUS – serio <3 Drogę już znasz.
Mam szybkie pytanie: czy pracując na etacie u kogoś jestem w stanie nie płacić ZUSu (czytaj: płacony na mnie ZUS zachować w mojej kieszeni)?
A jak myślisz? Co mówi prawo pracy?
Pracując na etacie nie, ale wystarczy zmienić formę współpracy, np. na umowę o dzieło lub spółkę z o.o.
„wystarczy” to delikatnie powiedziane. Nie każdy może zmienić etat np. na B2B, więc tak jak podejrzewałem zdanie Darii „ZUS dotyczy tego, kto go nie chce płacić” jest kłamstwem. Tyle.
Mam inne poglądy polityczne. Szanuje Twoje, ale się z nimi nie zgadzam. Książkę kupię zaraz. Gdybym wiedział, że ten rozdział tam jest, to pewnie bym był już po lekturze. Dzięki
Jest spis rozdziałów na stronie internetowej książki :)
1. Państwo nie ma swoich pieniędzy, zatem nic nam nie funduje. Budżet państwa opiera się na pieniądzach uzyskanych od podatników czyli od nas samych.
2. Nie obowiązuje jedna stawka podatku VAT na żywność, zatem obaj Panowie stosują uproszczenie. Woda mineralna w butelce – 23%, pieczywo o przedłużonej przydatności do spożycia – 23% ale już sam chleb 5% (mamy tu do czynienia z absurdalnym w tej sytuacji pojęciem luksusu?). Wystarczy spojrzeć w zebrane paragony i przeanalizować cyfry.
3. Przy malejącym nieustannie przyroście naturalnym nie mam pewności czy za 40 lat otrzymam od państwa emeryturę. Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że wolałabym być zatrudniona na inny rodzaj umowy niż umowa o pracę, zaś nadwyżki finansowe odkładać na przyszłą emeryturę. Obecnie starając się o podwyżkę 500 zł netto muszę wynegocjować z pracodawcą by zgodził się na zwiększenie kwoty brutto o ponad 800 zł. Co i tak nie odzwierciedla łącznych kosztów, jakie będzie musiał ponieść pracodawca. Czy to nie absurd?
Pani Kasiu, brawo ! Widzę, że bloga czytają też ludzie o poglądach podobnych do moich.
Ad. 1. Nie „funduje”, tylko „finansuje”. Cały wpis dotyczy podatków, więc zakładam, że jest jasne, skąd te pieniądze państwo musi brać
Ad. 2. Pełna zgoda. Toteż tym bardziej prawdziwy jest stawiany w artykule wniosek, że pełnej złożoności świata (lub nawet jego drobnego wycinka w postaci polskiego systemu podatkowego) nie sposób oddać w jednej tabelce czy w jednym akapicie.
Ad. 3. Dopóki państwo nie zbankrutuje, to *jakąś* emeryturę pewnie Pani otrzyma. I od tego momentu możemy pójść dwoma ścieżkami rozumowania:
a) Jeżeli więcej osób pomyśli tak jak Pani i zacznie przechodzić na inny rodzaj umowy, płacąc tym samym mniejsze podatki/składki — tym szybciej do tego bankructwa dojdzie. Spełniacie tym samym własną przepowiednię
b) Możemy zacząć teoretyczną dyskusję o tym, że państwa mające kontrolę nad własną walutą nie bankrutują, bo w razie kryzysu pewnie doszłoby do „drukowania” pieniędzy
Waluta to po prostu zerokuponowa obligacja bez dyskonta na okaziciela na o dużej płynności.
PS: Kraj z własną walutą zawsze może dodrukować pieniądze – opodatkowując osoby z oszczędnościami w depozytach lub gotówce.
Przekłamanie goni przekłamanie. Od dawna statystyczny Polak nie ma wystarczających danych na temat gospodarki i rzeczywistego stanu Państwa w którym mieszka. Od dawna wyciągają Nam dodatkowe pieniądze z kieszeni. Od dawna nie ma pewności co z emeryturą dzisiejszych 30-40 latków. Można sądzić, że to wszystko za chwilę się rozsypie.
Ale przecież może pani przejść na inny rodzaj umowy, tylko wielu ludzi pracując na tych innych umowach wcale nie ma wypłacanych przez pracodawce pieniędzy na swoje konto, tylko pracodawcy zachowują je dla siebie…. Jak pisałam wszystko jest fajnie póki sie jest zdrowym, sprawnym i pięknym…
Podobna, interesująca dyskusja była u Michała na blogu, pod wpisem o Loterii Paragonowej.
Michał jest świetnym blogerem, profesjonalistą we wszystkim co robi, ale nie da się ukryć, że jest też kutym na cztery kopyta strasznym cwaniakiem… W pewnym sensie to dobrze, bo ja uważam, że taki zdrowy egoizm napędza w pewien sposób świat. Może i płaci mało podatków procentowo dzięki optymalizacji, ale ile kwotowo? No właśnie… Przy okazji swoich projektów (na których porządnie) zarabia, ilu pomógł osobom? No właśnie… Ile miejsc pracy stworzył, nawet jeśli na jakiś czas tylko (drukarnia, graficy, informatycy, wysyłki)? No właśnie…
Od strony, nazwijmy to, moralnej, jest to już bardziej skomplikowane…
Z jednej strony – Pajacyk, akcje charytatywne itp. Jakie wówczas padają hasła? Ano, „dobro powraca”, „nawet mała rzecz zmienia świat”, „nawet niewielka pomoc jest częścią wielkiego dobra” i tak dalej…
Z drugiej strony – agresywne cwaniakowanie na podatkach (oczywiście w świecie finansów każda tego typu rzecz musi mieć ładną nazwę, więc i ta ma – „optymalizacja”) czy pomysł wykupowania iluś tam mieszkań i przerabiania na pokoje itd.
Przecież jeśli do tego wszystkiego przyjmiemy tą samą miarę, to jeśli pewne małe rzeczy są częścią większego dobra, to również pewne małe rzeczy mogą być częścią większego zła!
A optymalizacja podatkowa w polskich warunkach to część większego zła! Big picture!
– „Doradcy” tych „Michałów” zarabiają 50 tysięcy miesięcznie. Urzędnik w Ministerstwie Finansów – 4 tysiące miesięcznie. Dziury wykryte i wykorzystane przez „doradców optymalizacyjnych” trzeba jakoś załatać – więc urzędnicy starają się to robić. Efekt? Biedna kobiecina, która chce założyć firmę i sprzątać domy, dostaje na dzień dobry w łeb stoma tysiącami stron przepisów prawnych…
– Zamiast na studia medyczne, żeby zostać lekarzem, ludzie będą woleli być prawnikami i specjalistami od szukania dziur w przepisach (pół Anglii tak działa, prawnik na prawniku prawnikiem pogania a w szpitalach zdychają ludzie w kolejkach) – no bo po co harować za 15 pln / h na stażu w szpitalu, skoro można za 500 pln / h pomagać „Michałom” szukać dziur w przepisach;
I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej… Długoby tak można…
ROZWIĄZANIE? Jest tylko jedno. Porządny, obywatelski nacisk na upraszczanie systemu podatkowego – to po pierwsze. Po drugie – wprowadzenie wreszcie zróżnicowania na malutkie firmy i duże koncerny – nie może być tak, że te same przepisy (np. dotyczące różnych obowiązków biurokratycznych) obowiązują molocha z 600 prawnikami na etacie i małą rodzinną firmę w którym pracuje małżeństwo z córką.
A tak w ogóle, to zamiat 500+ zrobiłbym coś naprawdę wielkiego, i zlikwidował w Polsce podatek dochodowy od osób fizycznych. Całkowicie. I uszczelnił za to podatki pośrednie…
No cóż, pomarzyć można. Sorki za długi komentarz Krzysztofie…
Ależ ja przecież bardzo lubię długie i rzeczowe komentarze. Wszak po to są dyskusje na tym blogu :)
Nie wiem jednak, czy będę w stanie odwdzięczyć się równie obszerną odpowiedzią.
Przejrzałem sobie komentarze pod wpisem o loterii paragonowej, do którego się odwołujesz. Aż się dziwię, że wcześniej je pominąłem!
Niespecjalnie potrafię się zgodzić z kwestią, że jeżeli coś nie jest zabronione, to znaczy, że można i wszystko jest OK.
No właśnie nie — nie wszystko co „można” jest na miejscu, tylko dlatego, że nikt jeszcze tego skutecznie nie zabronił (lub nie uszczelnił przepisów na tyle, by taki zakaz był skuteczny).
Niedawno pisałem o przekrętach podatkowych Apple i o tym, jak w Europie płacą podatek korporacyjny w stawce 0,005%.
Czy to zgodne z prawem? Irlandia twierdzi, że tak. UE twierdzi, że nie. Pewnie się nie dowiemy przez kolejne parę lat.
Czy to w porządku? Według mnie nie. Według Apple tak, bo jakaś luka w prawie, wyszukana przez sztab prawników, na to pozwala. Nie każda rzecz, na którą zezwala prawo, jest automatycznie OK.
Nie mylmy przekrętów i kruczków prawnych ze stosowaniem legalnych metod rozliczeń podatkowych wyraźnie opisanych w przepisach prawnych. Stosowanie *wyraźnie dozwolonych* sposobów rozliczeń jest dozwolone. Kropka.
ale przecież to własnie jest ta legalność. Przecież możesz legalnie założyć firmę i „optymalizować podatki”.
Hej @marcinmniej:disqus
Ja mam do Ciebie bardzo serdeczną prośbę: komentuj merytorycznie zamiast używać sobie na mojej osobie wypisując bzdury na mój temat (inaczej tego nie mogę określić). Nie masz zielonego pojęcia ani w jaki sposób płacę podatki, ani ile ich płacę kwotowo, ale z przyjemnością wyzywasz mnie od „strasznego cwaniaka” i twierdzisz, że „agresywnie cwaniakuję na podatkach”. Jesteś w błędzie.
Czy ja dobrze kojarzę, że to Ty chyba wyemigrowałeś zarobkowo i podatkowo do Wielkiej Brytanii? Ja zostałem w Polsce, zarabiam i płacę podatki w Polsce, płacę ZUS, prowadzę działalność gospodarczą i rozliczam się podatkiem liniowym zgodnie z polskim prawem. Tyle tytułem prostowania Twoich podstawowych przeinaczeń dotyczących mojej osoby.
Poddajesz w wątpliwość wysokość płaconych przeze mnie podatków. Tylko w ubiegłym roku zapłaciłem ich kilkaset tysięcy. A Ty ile podatków zapłaciłeś w Polsce?
Wycierasz sobie usta moim wsparciem dla Pajacyka. To przyjmij też do wiadomości, że wszystkie moje darowizny dokonywane są opodatkowanymi wcześniej pieniędzmi. Musiałem je zarobić, by móc przekazać i państwo – któremu podobno tak bardzo zależy na tych najbiedniejszych – wcale nie wspiera dobroczynności zachętami podatkowymi (osoby na liniówce nie mogą odliczyć darowizn, a te na skali podatkowej mogą odliczyć tylko darowizny do kwoty 6% swojego dochodu – o ile nie są to darowizny na cele kościelne).
Przyjmij także łaskawie do wiadomości, że mieszkania kupuję za zarobione i opodatkowane wcześniej pieniądze. Nic Tobie ani nikomu innemu do tego, na co wydaję zarobione (i – powtórzę – opodatkowane wcześniej) pieniądze. Ty ładujesz być może nadwyżki finansowe w giełdę czy w cokolwiek innego, a ja w mieszkania. Naprawdę nie rozumiem Twojego zacietrzewienia w tym temacie.
Piszesz o moich rzekomych doradcach i ich zarobkach. Sprawiasz wrażenie przekonanego, że coś wiesz, ale wszystkim czytającym Twój komentarz muszę powiedzieć wprost – kłamiesz.
Piszesz o „porządnym, obywatelskim nacisku na upraszczanie systemu podatkowego”. I co w tym temacie robisz zapytam? Jakie masz pomysły?
Pozdrawiam
Przepraszam, Michale. Mój wielki błąd w powyższym komentarzu polega na tym, że odniosłem się za bardzo do Ciebie zamiast napisać w większym uogólnieniu.
Być może też niepotrzebnie użyłem ostrych określeń. Ale z drugiej strony – niektóre Twoje stwierdzenia z książki też są bardzo ostre i w pewien sposób prowokują.
Uważam, że mój komentarz jest bardzo merytoryczny. Świat ma coraz większy problem z chciwością i rozwarstwieniem. Zbudowaliśmy wspaniałą cywilizację, która się chwieje w posadach. Ty tego może nie widzisz, ja już tak. Czasami z dołu widać więcej.
Nie będę się rozpisywał, bo to nie mój blog, ale punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ja pochodzę z tzw. Polski B i wiele rzeczy wygląda tam zupełnie inaczej, niż z perspektywy Warszawy. Zawsze miałem taki dysonans między dwoma światami.
To samo z mieszkaniami – to, do czego prowadzi garstka bogaczy traktująca i wykupująca masowo mieszkania jako inwestycje widziałem w praktyce w Londynie i to po prostu zło.
Poza tym Twój blog jest tak świetny i tak bardzo mi pomógł, wszystko co robisz jest na takim poziomie profesjonalizmu, że ciągle zapominam, że Ty jesteś tylko jedną osobą…
Za każdym razem, kiedy się wkurzam, jak wyceniłeś książkę (bo to oznacza, że osoby które NAPRAWDĘ powinny ją przeczytać, nie mają na to szans), że Twojego kursu o długach nie ma na żadnym forum o długach wśród tysięcy wpisów itd. myślę sobie – kurczę, co jest grane?
Ale później sobie myślę – no dobra, ale gdybym to ja pracował nad czymś przez rok – oddałbym to za 9.99?
Lub też widzę na przykład akcję z bibliotekami i mam wrażenie, że to co robisz robi sztab ludzi, a nie Ty sam…
„kiedy się wkurzam, jak wyceniłeś książkę (bo to oznacza, że osoby które NAPRAWDĘ powinny ją przeczytać, nie mają na to szans)”
Hej, przecież sam chwilę później piszesz o akcji z bibliotekami, więc gdzie ten brak szans?
Nikt nie karze wyjeżdżać każdemu do Londynu aby zarabiać pieniądze na obczyźnie. Ceny nieruchomości tam funkcjonujące to prawo ekonomii w najczystszej postaci (pojęcie popytu i podaży). To samo prawo powoduje, że w górach czy na pięknej wsi na Lubelszczyźnie możesz kupić sobie działkę za bezcen. W czym masz problem? Jeśli Tobie się nie udało to nie obarczaj wyimaginowanym ciężarem bogactwa innych. Komunizm już mieliśmy. Jeśli tęsknisz to za miedzą nie trzeba daleko szukać.
To co wypisuje Marcin Mniej, jest tak dziwne i nieuzasadnione, że aż szkoda czasu komentować.
Kupowanie mieszkań na wynajem to samo zło? A wiesz, że najem mieszkań istnieje od tysięcy lat? Gdzie byś mieszkał gdyby nie byłoby stać cię na własne mieszkanie ani na kredyt?
Rzucasz tak kontrowersyjne hasła, że aż żal je czytać.
Człowieku wyszłeś dopiero z podstawówki?… Masakra…
Rozwiń proszę swój merytoryczny i elokwentny komentarz droga pani. Bo póki co to mam problem ze stwierdzeniem kto właśnie co wyszedł z podstawówki.
Mam wrażenie, że czytajac ten wpis, mam doczynienia z chłopcem, który do tej pory, był na utrzymaniu rodziców i jego jedynym zajęciem było terminowe odrabiane szkolnych lekcji. Terminy typu ” można kupić”, można postawic w tym samym miejscu z terminem ” można nie pracować”. Tutaj też masz taka samą wolność i możliwości życia. Tylko dlatego, że miliony Polaków wyjechało, jeszcze Polska funkcjonuje. Gdyby nie to to już w 2008 roku by była bankrutem, a ludzie zjadaliby jeden drugiego. Mordowanie pracodawców, którzy z szyderczym uśmiechem nie wypłacali swoim pracownikom pieniędzy za ich prace, byłoby na porządku dziennym, policja przestałaby reagować, bo też już nie dostawałaby pensji…Losie, czy tutaj dzieci siedzą? Czy wy naprawde nie pamiętacie w jakiej sytuacji były miliony ludzi wsi i miasteczek w 2002-2005 roku? Nie pamiętacie tej sprzedaży za bezcen cukrowni w całej Polsce Niemcom, które potem zamknęli, żeby nie mieć konkurencji, takichmachlojek za SLD można byłoby wymieniać i wymieniać. Naprawde wierzycie w to, że to jakiś cud sie stał w Polsce i nagle tak pięknie jest i nie trzeba już wyjeżdżać za pracą za granicą? Ciekawe jak długo tak będzie, jak kraje zachodnie odetną Polakom możliwości zarobkowania za granicą, albo emigranci przestaną ( już to powoli sie dzieje) przysyłać pieniądze? Polska podobnie jak Portugalia żyje dzieki pieniądzom emigrantów, tylko żaden z polityków tego oficjalnie nie przyzna, bo to by popsuło nastroje w Polsce, a tak jest wygodnie z tego korzystać, bo nie nic robić, samo sie kręci. Chorująca babcia nie pójdzie lamentować do Mopsu, że nie ma na leki, tylko wnuczek, albo syn przyśle pieniądze. Dach sie wali? Wyjedxiemy do Niemiec na 2 miesiące, kasa będzie, firma remontowa w Polsce zarobi. Chcemy duże wesele, pojade pracować w Anglii, firmy cateringowe itd w Polsce zarobi. A tak? Kto by zarobił, skoro ogromna liczba ludzi w Polsce zarabia teraz dopiero marne 600funtów brutto…
„Chorująca babcia nie pójdzie lamentować do Mopsu, że nie ma na leki”
— oczywiście, że pójdzie. Akurat na początku lat 2000 mieszkałem na wsi i miałem okazję obserwować, jak ważnym źródłem dochodu moich sąsiadów były zasiłki z GOPS.
Pewnie, że były zapomogi, ale wraz ze zwijaniem sie państwa, zostałyby ograniczone, albo zlikwidowane. Często jedynie wypłacana państwowa emerytura czy renta, często ratowała całe rodziny, ale gdyby nie możliwości zarobkowania za granicą, to by nie wystarczyło. Polska bankrutujac przestałaby wypłacać emerytury, renty i zapomogi. Teraz tego nie trzeba w takim stopniu, bo są dotacje z Unii jeszcze albo możliwość dorobienia za granicą.
Nie zrozumieliśmy się – nie przyczepiłem się tego, że Polacy wyjeżdżają za pracą za granicę tylko odniosłem się do poprzednika, którego szokuje astronomiczna wysokość cen nieruchomości W LONDYNIE, nie w Dublinie, nie Berlinie czy Monachium a W LONDYNIE.
„Nikt nie każe wyjeżdżać każdemu do Londynu by zarabiać pieniądze na obczyźnie” (w domyśle: może jechać do Berlina, Dublina, Monachium, etc i tam też zarabiać pieniądze a nie marudzić na wysokie ceny nieruchomości W LONDYNIE). Uzasadnienie sytuacji ekonomicznej W LONDYNIE jest powyżej, we wcześniejszym moim wpisie.
Więc droga pani, zanim zaczniesz wyskakiwać z obrażaniem kogokolwiek na jakikolwiek temat to przeczytaj ze zrozumieniem najpierw to co chcesz skomentować.
Jeżeli w takim kontekście napisałeś ten tekst, to przyznaje ci racje. Niestety pierwsze zdanie jest troche kontrowersyjne w warunkach masowej emigracji Polaków…. Zaczynam widzieć w necie jakąś dziwna tendencje jakby pomniejszania skali tego zjawiska…. Jakieś 10 lat temu wyjazd do pracy na emigracje uratował życie nie jednej rodzinie… Taka jest smutna prawda…
Mówiąc, że mieszkając w Polsce i płacąc optymalizujac podatki, jest sie lepszym od kogoś, kto wyjechał do Anglii tutaj ta wypowiedź jest nie na miejscu… Po pierwsze to właśnie polsce emigranci uratowali Polske przed zapaścią, może nie płacąc podatków, ale wysyłając zarobione pieniądze do swoich zostawionych w Polsce rodzin, bądź zakupując polskie produkty, bądź promując Polske wśród tubylców, żeby zamiast wyjechać do Hiszpanii pojechali na wakacje w Polski. Robili to rujnąc tym samym kraj, który ich przyjął, dał im zatrudnienie i możliwość normalnego życia dla nich i ich rodzin. Gdyby nie to to już dawno bezrobotni zjedli by bezdomnych… Ma pan 40 lat, więc chyba pamięta jeszcze pan, a może nie chce pan pamiętać, jaka była sytuacje w Polsce w 2003-2005 roku… Całe regiony zrujnowane, ogromne rzesze ludzi pozbawieni pracy i zarobku z dnia na dzień, bez perspektyw, bez litości. Gdyby nie pieniądze emigrantów, to byłby koniec Polski. Co tam sie teraz rozwija? Warszawa, Wrocław, Poznań, coś jeszcze? Co z milionami miast, miasteczek i wsi, gdzie tylko pieniądze emigrantów jeszcze je utrzymują? Polska sie zwija i pan to wie i to nie wina PiS itd tylko lat cwaniactwa i grabienia pod siebie polityków, pracodawców i pracowników, każdy… Jak do dzbana na wesele biesiadnicy leją wode to nie będzie z tego wina… Dlaczego mieszka pan w Warszawie zamiast w swoim rodzinnym małym miasteczku? Bo już pewnie tam już powoli wszystko sie zwija, zamykają szkoły, albo stoja odrapane od dawna nie malowane, bo drogi dziurawe, że koła sie co chwila psują, to skutek optymalizacji podatków… Demografia też jest nieubłagana, maleje. Na starość może niektórze nie będą mieli problemu z pieniędzmi, ale z brakiem chętnych do pracy w podcieraniu starych tyłków. W Polsce trzeba będzie w przyszłości naprawde dużych pieniędzy, żeby ktoś młody i sprawny był chętny to zrobić, nie ma wymienialności pokoleń chciażby do tego. To tak jakby na pustyni chcieć kupić wode…
Monika,
W dużej mierze piszesz bzdury (tzn. generalizujesz nie podpierając tego co piszesz żadnymi konkretnymi danymi). Zadaj sobie trud i sprawdź jakie były kwoty transferowane przez emigrantów do PL i porównaj to z kwotą chociażby podatku PIT płaconego przez osoby zatrudnione w Polsce.
„Gdyby nie pieniądze emigrantów, to byłby koniec Polski” – totalna bzdura.
Pytasz „Dlaczego mieszka pan w Warszawie zamiast w swoim rodzinnym małym miasteczku”. Widzisz – strzelasz kompletnymi ślepakami i wydaje Ci się, że masz rację. Przyjmij do wiadomości, że mieszkam w swoim rodzinnym, mały miasteczku. To miasteczko nazywa się Warszawa. Tu się urodziłem. Co więcej – moja Żona też.
W latach 2003-2005 pracowałem, dobrze zarabiałem i nikt mi pracy nie załatwiał. Sam sobie ją organizowałem. Równie dobrze na podstawie swoich doświadczeń mógłbym powiedzieć, że sytuacja była świetna i kraj się świetnie rozwijał. A prawda leży gdzieś po środku…
Bardzo łatwo się pomylić jeśli swoje doświadczenia rozciąga się do wielkiej generalizacji. Na szczęście są i liczby, które pozwalają to i owo zweryfikować. Weryfikowałaś?
Podatki pośrednie od konsumpcji uderzają głównie w osoby o niskich dochodach ponieważ one % najwięcej wydają na bieżącą konsumpcję (jedzenie,ubrania,leki,prąd,woda,inne usługi) – po podwyżce podatków pośrednich zwiększy się rozwarstwienie i popyt na najtańszą tandetę.
Krzysztof, tylko pytanie: gdzie leży granica tego co nazywasz dla ludzi (wspólne rozliczenia małżonków) a cwaniactwa? Czy fakt że masz możliwość wrzucenia w koszty faktury jest luką prawną? Nie, państwo samo dało Ci taką możliwość. Temat na dłuższą rozmowę tudzież wpis na blogu, więc pewnie tak się to skończy ;-)
No i właśnie z tym mam problem :). Gdyby granica była łatwa do wyznaczenia, to by znaczyło, że mamy jasny i szczelny system podatkowy. No a nie mamy…
Do pewnego stopnia trzeba więc polegać na subiektywnym odczuciu. Jeżeli zaczynasz odczuwać dumę, że udało Ci się przechytrzyć system, to może znaczyć, że coś nie jest OK ;)
Hej Krzysztof,
A korzystasz czasem z kodów rabatowych albo zniżek? Nie masz wtedy przeświadczenia, że przechytrzyłeś system? ;-)
Nigdzie na świecie nie ma czegoś takiego jak „szczelny system podatkowy”.
Pozdrawiam
Zgadzam się, że nie ma. Ale też nie naszą rolą jest te istniejące już wyrwy w systemie powiększać.
Jasne, że nie ma 100% szczelnych systemów. Z drugiej strony czy „przedsiębiorca” w jednoosobowej firmie, która mu de facto zastępuje etat i który „wrzuca w koszty” prywatne podróże kupionym na rzeczoną firmę samochodem jest uczciwy? Nie jest! To jest też kwestia pewnej kultury prawnej ludzi. Kultury, której Ty Michał nie promujesz nazywając podatki „haraczami”
No to spójrz na to z drugiej strony. Kupujesz auto „na firmę”. Odliczasz połowę VAT bo masz zamiar używać go w formie mieszanej – trochę do działalności i trochę do prywatnego użytku. Gdy sprzedasz to auto po 6 latach to od uzyskanej ceny musisz zapłacić cały VAT, a nie tylko połowę. Czy fiskus postępuje uczciwie? Na pewno postępuje nielogicznie.
Idąc dalej. Sprzedajesz ebooka to musisz oddać 23% VAT, a gdy to samo sprzedajesz w formie książki wydrukowanej to tylko 5%. Gdzie logika?
W 2014 roku, płacący podatek liniowy zapłacił przeciętnie ponad 35 tys. podatku w ciągu roku. To jest niemal 3000 zł miesięcznie. Czy to mało? Ci ludzie najpierw musieli wypracować odpowiedni dochód, niejednokrotnie pracując po kilkanaście godzin dziennie. Na końcu państwo ich skroiło na kilkukrotnie większą kwotę niż płaci etatowy pracownik. A usługi państwa są takie same dla przedsiębiorcy i etatowca.
Wróćmy do czasów, gdy podatek ten wprowadzono. A w zasadzie do powodów wprowadzenia tego podatku. Chodziło o to, by promować przedsiębiorczość, tworzenie miejsc pracy. Wcześniej, najlepiej zarabiający płacili nawet 40% podatku dochodowego. Po wprowadzeniu podatku liniowego, wpływy budżetowe nie spadły tylko wzrosły. No sorry, ale krzywa Laffera pokazała, że 40% podatku to było przegięcie. Na dzień dzisiejszy podatki są znowu większe i wprowadza kolejne (np. bankowy, opłata audiowizualna). Stawki pozostały takie jak było, ale zapomina się o podwyższeniu kwoty zmniejszającej podatek i waloryzacji zryczałtowanych kosztów uzyskania przychodów pracowników. Co chwilę „odbiera się” też kolejne możliwości obniżenia płacenia podatków. A to likwidacja kratek w samochodach, a to ozusowanie wynagrodzenia twórców, a to „dowalenie” VATu twórcom, zmniejszenie możliwości odpisania 50% kosztów uzyskania przychodu, wymóg prowadzenia ewidencji przebiegu pojazdu.
„Nie ma nic niemoralnego w takim układaniu swoich spraw, które skutkuje płaceniem tak niskich podatków, jak to tylko możliwe. Każdy tak czyni, bogaty i biedny, obaj mają do tego prawo” – Leamed Hand, sędzia Sądu Najwyższego USA.
„Z żadnej normy prawnej nie można wyprowadzić zasady nakładającej na podatnika obowiązek działania do powstania zobowiązania podatkowego w najwyższej możliwej wysokości. Jeżeli obowiązujący porządek prawny stwarza podatnikowi możliwość wyboru kilku legalnych konstrukcji do osiągnięcia zamierzonego celu gospodarczego, z których każda będzie miała inny wymiar podatkowy, to wybór najkorzystniejszego podatkowo rozwiązania nie może być traktowany jako obejście prawa.” – Wyrok NSA z 30 czerwca 2003 (I SA/Wr 1183/00).
> „Nie ma nic niemoralnego w takim układaniu swoich spraw, które skutkuje płaceniem tak niskich podatków, jak to tylko możliwe. Każdy tak czyni, bogaty i biedny, obaj mają do tego prawo” – Leamed Hand, sędzia Sądu Najwyższego USA.
Akurat powoływanie się na system w USA to jest chyba największy strzał w stopę jakiego można dokonać w takiej dyskusji. Postępując zgodnie z tą logiką wszystkie cyberkorpy (większość z nich ma bazy w USA właśnie), których każdy zarabia więcej niż niejedno wcale nie małe państwo (i nie mówimy tu o krajach afrykańskich) płaci mniej podatków niż średnioklasowa rodzina. Mają one na depozytach w rajach podatkowych tyle pieniędzy, że nie mają absolutnie pojęcia co z nimi robić (stąd niskie stopy procentowe). Tymczasem zwykli ludzie muszą się ciężko zadłużać żeby tylko wykształcić swoje dzieci, albo wyleczyć dowolną chorobę cięższą od sezonowej grypy. Możesz sobie uprawiać demagogię, że „i bogaty i biedny ma do tego prawa”, ale praktyka jest taka, że im ktoś bogatszy tym bardziej na tym zyskuje, pogłębiając nierówności i potęgując dysproporcję w tych zyskach. Błędne koło. I tu dochodzimy do błędu, który popełnia Michał jako przedstawiciel średniej klasy. W najlepszym interesie klasy średniej (czyli większości ludzi, którzy czytują tego typu blogi) jest bogate państwo z wysokiej jakości usługami publicznymi. Tylko najbogatsi mogą sobie pozwolić na to, żeby mieć w nosie te usługi, cała reszta jest od nich mniej lub bardziej uzależniona. Cwaniakując na kratkach w seicento, robiąc sobie remonty domu „na firmę” i wrzucając w koszty paliwo z wyjazdu na Chorwację szkodzimy sami sobie. Bo jeżeli państwo się będzie zwijać to potęgujemy nierówności, doprowadzając w rezultacie do likwidacji klasy średniej (znów patrz: USA ), skazując na pauperyzację większość z komentujących tutaj.
Also: nie przyszło Ci nigdy do głowy, że nie trzeba by było wprowadzać wymogu ewidencji przebiegu pojazdu, gdyby ludzi masowo nie nadużywali odpisów kosztów pojazdów?
Problem z pieniędzmi korporacji jest taki, że one są nic nie warte. To znaczy, że nie można nic z nimi zrobić. I to niezależnie od tego czy leży ona w rajach podatkowych czy w banku w Nowym Jorku czy w Londynie. Każda próba przekazania tej kasy akcjonariuszom jako wypłata dywidendy potężnie zachwiałaby systemem finansowym. O tym pisze się już od dawna i korporacje to wiedzą. Korporacje funkcjonują już dawno tylko po to by funkcjonować…
Hmm „im bogatszy tym bardziej zyskuje”? W liczbach bezwzględnych owszem, jako wartość procentowa nie sądzę.
Ja doprawdy nie widzę nic złego w rozwarstwianiu się społeczeństwa. Nie rozumiem dlaczego Ci bardziej pracowici mają płacić na tych, którym się nie chce? Prawda jest taka, że każdy gdy się rodzi powinien mieć równe szanse. Od tego czy będzie mu się chciało zależy jego przyszłość. Dlaczego ja, po 25 latach poświęconych nauce na przeróżnych szkołach i uczelniach, mam płacić procentowo większy podatek niż ten, któremu nie chciało się wstawać na ósmą do szkoły? Tylko dlatego, że wykorzystałem swoją szansę, mam pracować na wyrównanie szans nieuków? Wybacz, chyba nigdy nie pojmę takiej logiki.
Jeżeli chodzi o bogate państwo z dobrymi usługami to jesteś w błędzie. Wszystko to co robi państwo za pieniądze podatników jest droższe niż gdyby to zrobił prywatny podmiot. Prywatny podmiot jest po prostu efektywniejszy. Fundacja działa sprawniej niż MOPS. Prywatny szpital działa sprawniej niż publiczny i jeszcze jest w stanie generować zyski. Prywatne radio zarabia, publiczne wymaga dopłat z abonamentu. Rola państwa powinna ograniczyć się do zapewnienia infrastruktury, wymiaru sprawiedliwości, obrony kraju i spokoju wewnętrznego. Wszystko poza tym powinno być prywatne, przy założeniu przymusowego uczestniczenia w określonych systemach (zdrowia, emerytur i rent). Przymus ten dotyczy zarówno świadczeniobiorców jak i świadczeniodawców. Dostęp do tych rynków powinien być regulowany na tyle, by usługi były kompleksowe i realizowały też procedury bardzo kosztowne. Tak miał wyglądać nasz system po reformie bodaj z 1998 roku. Miały być publiczne kasy chorych (i były) oraz mogły powstawać prywatne. W założeniach miały one ze sobą konkurować. Niestety późniejsze rządy SLD cofnęły tę reformę do poziomu centralnego NFZ…
Bardzo celne i mądre spostrzeżenia :)
Prawda jest taka, że to nie najpracowitsi są najbogatsi i sie bogacą… Piszesz bzdury…
Co ma system prawny do idei? Przecież ten człowiek w 100% miał rację. Nikt nie jest zobowiązany do tego by płacić JAK NAJWYŻSZE podatki i żaden przepis mu tego nie nakazuje. Nie jest napisane, że nie ma płacić. Nie mylmy przymusu partycypowania w kosztach państwowych z maksymalizacją tego obowiązku.
każde podatki będą najwyższe, bo jak ktoś ma z miliona zapłacić 10 % to zawołają „rabunek” i będą kombinować jak by nie zapłacić . Vide abonament – mimo, ze wynosi 22 PLN czyli jak mówi pewien „polityk” dwie kawy – a mimo, że jest obowiązkowy płaci go około 10% polaków.
Świetnie napisane. W latach 90tych przedsiębiorcy mogli sobie wliczać w koszty zakup całego wyposażenia mieszkania, tak były skonstruowane przepisy podatkowe, podczas gdy pracownicy płacili za wszystko 100%. Ograbianie państwa zaczęło sie już dawno temu, teraz tylko jest to zalepianie dziur i robienie miny do złej gry… Gdyby nie emigracja to już dawno z Polska byłoby po sprawie…
1. Logika jest taka że na książki może być niższa stawka VAT.
2. eBook to usługa analogiczna do dostępu do strony internetowej jako taka musi być opodatkowana stawką podstawową.
3.gdy sprzedajesz auto to VAT naliczany jest od ceny sprzedaży, która jest niższa niż cena po której nabyłeś samochód. Poza tym możesz w międzyczasie przestać być podatnikiem VAT i sprzedać samochód bez VATu.
W 2014 roku, płacący podatek liniowy zapłacił przeciętnie ponad 35 tys. podatku w ciągu roku. To jest niemal 3000 zł miesięcznie.
To oznacza że te osoby średnio zarabiały po 665 tys PLN rocznie.
Pytanie czy taka osoba ma płacić mniej podatków od osoby która zarabia 600 tys PLN tylko dlatego że ta 2 jest prezesem banku i nie może skorzystać z podatku liniowego ? Przecież to niesprawiedliwe :D
W książkach i ebookach nie ma żadnej logiki. Idąc dalej. Gdy plik ebookiem nagram na płytę i wyślę ją klientowi w kopercie pocztą, to też mogę zastosować stawkę 5%. Tak więc różnica de facto sprowadza się do samego sposobu dostarczenia – pobranie ze strony internetowej lub wysyłka w postaci załącznika e-mailem – 23%, a w kopercie, niezależnie od nośnika, 5%.
Co do braku logiki wątpliwości miał RPO kierując wniosek do TK o zbadanie tego przepisu z Konstytucją. TK miało też wątpliwości więc skierowało wniosek prejudycyjny do ETS. Tak więc nie tylko ja uważam tę sprawę za kompletnie nielogiczną.
Co do rezygnacji z bycia czynnym podatnikiem VAT, to radzę doczytać co w takiej sytuacji należy zrobić z wcześniej odliczonym podatkiem od środków trwałych, wyposażenia, materiałów i towarów. Jak traktowane są środki trwałe o wartości początkowej do 15.000 zł i powyżej tej kwoty.
Jeżeli zaś chodzi o Twoje wyliczenia to skoro 35 tys. podatku jest naliczony stawką 19% to 100% (czyli roczny dochód brutto) stanowi kwotę 184.000 zł, a nie 665 tys. jakie wyliczyłeś.
Odpowiadając na Twoje pytanie dotyczące prezesa banku to odpowiedź na nie jest banalnie prosta. Bo przedsiębiorca prowadzący działalność gospodarczą odpowiada całym swoim majątkiem, a prezes banku nie.
Podsumowując, nie ogarniasz ani podatków, ani ekonomii, ani nawet matematyki na poziomie szkoły podstawowej.
Dziękuję za pokaz sztuczek erystycznych:
* argumenty ad persona
* czepianie się szczegółów (czy to będzie 160 tys czy 600 tys osoba na podatku liniowym zapłaci mniej kwotowo)
* rozszerzanie listy argumentów gdy argument o usługach publicznych okazał się być nie prawdziwy
Nie Pozdrawiam
EOT
Hmm, filar wpisu oparty jest o dywagacje związane z emeryturami, niemniej wydaje mi się, że na daną chwilę, nie posiadamy zbyt dużo możliwości aby „oszukać” system związany z płaceniem składek ZUS, które idą na emerytury naszych dziadków czy rodziców, więc argument pod tym względem trochę do mnie nie trafia.
Michał raczej nie miał na myśli nakłanianie wszystkich aby „oszukiwali” system i nie „dali się wydymać” państwu. Raczej chodzi o to by skłonić do myślenia, czy państwo za te X lat, będzie w stanie wypłacić nam emeryture, oraz aby zrobić tak aby nasze życie (a raczej jego stan) nie było uzależnione od wysokości wypłacanych emerytur
Też jestem zwolennikiem podejścia, by ustawiać swoje finanse tak, żeby w przyszłości nie być uzależnionym od państwowej emerytury. Tylko dla mnie to nie oznacza przyzwolenia na kombinowanie na podatkach.
Można samodzielnie oszczędzać na emeryturę i jednocześnie nadal uczciwie płacić podatki i składki. To się przecież nie wyklucza.
No zgadza się tylko trzeba się zastanowić gdzie jest ta granica „kombinowania”. Wydaje mi się że każdy ma swoją i zapewne przy różnych zarobkach te granice mogą być inne.
Wrzucanie kosztów firmowych też można by uznać za kombinowanie. Kupno samochodu na firmę i pojechanie nim na prywatne zakupy też można by uznać za kombinowanie
Takich przykładów może być masa. Co dla jednych jest podłogą dla innych jest sufitem
Zgadzam się! Granice są zatarte. Raz, że wkraczamy na teren moralności — a tu każdy ma własną. No i system podatkowy, będąc niejasnym i niejednoznacznym, nie ułatwia zadania. Przyjmuję z pokorą, że dyskusja na ten temat na pewno nie skończy się jednym wspólnym wnioskiem :)
Nie istnieją uczciwie lub nieuczciwie płacone podatki. Podatki są płacone lub nie są. Za uchylanie się od płacenia podatków grozi postępowanie karne, w którym to NIEZAWISŁY SĄD (przynajmniej z definicji) ocenia rzeczoną uczciwość w płaceniu podatków. Zatem cała ta polemika nie ma większego sensu. Bo żaden z nas nie ma uprawnień do roztrząsania tego. A kwestia moralności… :) Każdy z nas ma inną. „I co pan zrobisz? Nic pan nie zrobisz.”
Krzysztof, chciałbym Cie wesprzeć w penetrowaniu tej tematyki. Twój głos jest bardzo ważny i różny od dominującej ideologii, która zachęca do wypięcia się na wszystko i wszystkich, ignoruje to, że jesteśmy układem naczyń połączonych, że musimy jakoś dzielić się zasobami, żeby wspólnie funkcjonować. Twoje argumenty stają się coraz głębsze. Zachęcam do dalszego penetrowania tej tematyki na tym blogu.
Widząc, jak dokładnie Michał Szafrański liczy pieniądze w budżecie domowym, mam mocne podejrzenie, że skrupulatnie płaci podatki, wystawia faktury i nie oszukuje na rozliczeniach. Do tego bezpłatnie dzieli się wiedzą i radami na blogu. Trudno to nazwać „wypięcięm się na wszystko i wszystkich”.
Mnie mimo wszystko słowa „Nie martw się, państwo tak czy siak znajdzie pieniądze dla emerytów [bez Twoich podatków” mimo wszystko brzmią trochę jak wypinanie się
Czasami ta wiedza, która się dzieli jest kopią tego co można znaleźć na anglojęzycznych stronach o tematyce finansowej.
Państwo wmawia ciągle swoim obywatelom tą „umowę społeczną”, że każdy płaci na kolejne pokolenie, przecież to nie logiczne, każdy płaci za siebie, pierwsi ludzie którzy odprowadzali składki do ZUSu na kogo płacili? … Każdy płaci na siebie, owszem są przypadki ludzi nie zdolnych do pracy, chorych itp. jednak jest to mniejszość i na tych ludzi należy składać się społecznie, dla jednostki to grosze dla nich to środki na godne życie. Problem w tym, że masę ludzi utrzymujemy z naszych podatków, płacimy im na emerytury itp. ZUS jest nie wydolny, jest wręcz okradany na masową skalę.
Może trochę to brutalne, ale jakby Państwo i system starało się być mniej opiekuńcze to wymusiłoby w jakimś stopniu większą zaradność obywateli. Na dodatek może zmniejszyłaby się liczba ludzi wychodzących z założenia, że jemu „się należy”. Na to „należy się” musza złożyć się ludzie którym chce się iść do pracy, szukają dodatkowych zajęć, a tym czasem sąsiad któremu „się należy” siedzi i pije piwko z zasiłków, a ten baran niech zasuwa w pracy. Może nagle by się okazało, że coś takiego jak bezrobocie nie istnieje, że jak nie chcesz pracować za minimalną krajową, to jakoś da się podnieść kwalifikacje, że przy wyborze drogi życiowej (głównie edukacja) można wybrać coś ambitniejszego a nie jakiś rozrywkowy kierunek na WGiZ (Wydział Gier i Zabaw), albo modny. Może więcej ludzi młodych zastanowiłoby się czy iść w małej wsi na pedagogikę, skoro już w tej wiosce jest więcej nauczycieli jak uczniów… Może by tak było, a teraz wszyscy niezaradni albo pseudo zaradni mają do wszystkich pretensje tylko nie do osoby najbardziej odpowiedzialnej za ich własne życie – DO SIEBIE.
Największym efektem braku opiekuńczości Państwa i co najważniejsze, wyzysku pracowników przez przedsiębiorców w obecnych czasach jest masowa emigracja. Czyli znowu teoria sie nie sprawdza.
Książki Michała Szafrańskiego nie czytałem, więc nie podejmę polemiki z tekstem, ale pozwolę sobie nie zgodzić się z tezą, że „kombinowanie z podatkami” jest niemoralne.
Na początek zaznaczę, że z utęsknieniem czekam na moment, kiedy warunki zatrudnienia będą takie same dla wszystkich. Uważam, że jeśli ktoś chce zatrudnić pracownika „na stałe”, tak żeby pracownik przychodził codziennie do pracy, to powinien go obowiązywać etat, od takiej umowy powinny być pobierane wszystkie składki, a pracownikowi powinny przysługiwać wszystkie prawa pracownika, jak np. urlop. Dla odróżnienia „stałego zatrudnienia” od prac dorywczych można by wprowadzić jakąś konwencjonalną miarę, mniejsza o to, gdzie dokładnie postawić granicę. Mam przyjaciół pracujących na „elastycznych umowach” i widzę, że służa one co najmniej równie często cięciu kosztów po stronie pracodawcy (bez żadnej korzyści po stronie pracownika), co optymalizacji podatkowej zgodnej z wolą pracownika.
Natomiast wykorzystywanie legalnych narzędzi do obniżania podatków to po prostu wykorzystywanie legalnych narzędzi do obniżania podatków, w zgodzie z regułami i literą prawa. Skoro wprowadzono regułę pozwalającą rozliczać się z podatków w określony sposób, to ta reguła jest do Twojej dyspozycji. Możesz z niej korzystać albo nie, Twoja wola. Zaznaczam, że nie mówię tu o obchodzeniu prawa dla doraźnych korzyści dzięki kruczkom prawnym, ale o stosowaniu jasno i wprost obowiązujących zasad. Skoro inne opodatkowanie umowy o dzieło czy umowy-zlecenia jest dopuszczone prawem (bardzo wyraźnie, w ustawie), to dlaczego osoby, które mają ochotę poświęcić swój czas na zapoznanie się z tymi REGUŁAMI, nie miałyby z nich skorzystać? Czy te reguły powinny się znajdować w systemie prawnym i czy są słuszne, to osobna kwestia do rozstrzygnięcia przez ustawodawcę.
To samo państwo, które pozwala na „optymalizację podatkową”, nie zawaha się dosolić Ci kary, jeśli spóźnisz się o jeden dzień z deklaracją podatkową – bo to najłatwiej wypatrzeć i ścigać. Wyśle do Ciebie urzędnika, któremu zależeć będzie na znalezieniu jakiegoś drobnego uchybienia, bo urzędnicy wynagradzani są od skuteczności kontroli, więc zamiast ścigać wielkie przekręty, nękają drobnych przedsiębiorców, którzy starają się „grać zgodnie z zasadami”, i szukają u nich drobnych błędów. Każe Ci zapłacić podatek od zakupu samochodu zgodny z tabelką pani z okienka, a nie ceną zakupu, bo przecież Twój samochód nie może być warty tyle, ile zapisano na umowie. Państwo wciąż zbyt często traktuje obywateli jak potencjalnych złodziei. A skoro tak, to nie mam żadnych obiekcji moralnych związanych ze stosowaniem legalnych REGUŁ dla optymalizacji podatkowej.
Dodam, że pracuję na etacie, a z wynajmu mieszkania rozliczam się według skali podatkowej, zgodnie z regułami. Jeśli reguły się zmienią, dostosuję się.
Hej Michał,
W całości podpisuję się pod Twoim komentarzem i właśnie taki tok rozumowania reprezentuję w „Finansowym ninja”.
Pozdrawiam
Dzięki, mam wrażenie, że „kombinowanie z podatkami” kojarzy się ludziom głównie z narzucaniem „umów śmieciowych” przez pracodawców. Trudno się dziwić i jak już wspomniałem, mam nadzieję, że ktoś w końcu ukróci takie nadużycia. Natomiast legalne metody ograniczania podatków są po to, aby z nich korzystać. Jeśli ktoś nie chce się uczyć skomplikowanych, często niejasnych i niespójnych zasad, to wybiera proste, „domyślne” rozwiązania, takie jak etat. Natomiast jeśli ktoś nie boi się dodatkowego nakładu pracy, aby nauczyć się innych reguł i ogarnąć wymogi biurokratyczne, to może wybrać inne rozwiązania, które mu się bardziej opłacają.
Chyba w końcu kupię książkę :)
Hej Krzysztof,
Dziękuję za polemikę. Jednak tak jak napisałem na Facebooku – kompletnie nie zgadzam się z Twoimi końcowymi wnioskami.
W książce pokazuję legalne sposoby optymalizacji podatkowej. Legalne to znaczy takie, na których stosowanie zgadza się polskie prawo. W przypadku wariantów wykonywania pracy – także podaję szczegółowo plusy i minusy (polecam tabelkę na str. 455).
Absolutnie nie zgadzam się z tezą, że „Michał zachęca do szukania luk w prawie”. To już nadinterpretacja.
Co do wniosków końcowych: jest tam ukryta teza, że Ci, którzy nie zarabiają na etacie, to „kombinują i zarabiają na ściemnianiu i oszukiwaniu systemu”. Heloł! Z tego co wiem w Polsce nie zdelegalizowano samozatrudnienia, działalności gospodarczych, spzoo itd. Domniemanie, że nie-etatowcy to oszuści zalatuje mi piętnowaniem „badylarzy” w minionej epoce. Nawet jeśli ktoś robi to po to, by rzeczywiście płacić efektywnie niższe podatki, to jest to tak samo legalne jak wspólne rozliczanie małżonków.
Czy w przypadku osób, które wybierają np. rozliczenie ryczałtem 8,5% zamiast np. liniówki 19% też będziesz twierdził, że „oszukują system”?
Dla jasności: też mogę o sobie napisać „Większość swoich dochodów osiągam z działalności gospodarczej. Nie unikam ZUS-u, nie unikam podatków. Podatek za 2015 rok rozliczałem podatkiem liniowym i zapłaciłem kilkaset tysięcy złotych podatku dochodowego”. I wcale się z tym nie czuję dobrze, bo widzę jak bezmyślnie wydawane są środki publiczne.
Cała ta dyskusja pokazuje mi też, że – wbrew temu co piszesz – rozdział o optymalizacji podatkowej w „Finansowym ninja” był i jest pioruńsko potrzebny. Chociażby po to żeby stymulować dyskusję i walczyć z takimi mitami, że każdy kto próbuje zmniejszyć obciążenia podatkowe na legalne sposoby to złodziej.
Oczywiście zgadzam się z Tobą, że w każdym przypadku jest to kwestia indywidualnej moralności. Z tym, że nie można traktować indywidualnej moralności jako wyznacznik tego, co jest legalnie dozwolone.
Pozdrawiam ciepło :)
Michał, dziękuję za komentarz i podjęcie dyskusji. Skoro rozmawiamy równolegle na dwóch kanałach to i ja podeprę się swoją odpowiedzią z Facebooka ;)
Dobrze wiesz, że nie jest moim celem stygmatyzowanie samozatrudnionych. Tym bardziej, że to często nie jest ich wybór, tylko np. pracodawcy stawiają im ultimatum – albo działalność albo zwolnienie.
Ale problem mamy na przykład wtedy, gdy takie samozatrudnienie to w istocie ukryta forma zatrudnienia: http://www.rp.pl/Firma/308059842-Sad-zamienil-dzialalnosc-gospodarcza-na-etat.html
Chcąc-nie-chcąc, wchodzimy na terytorium luk prawnych.
Nie redukuj proszę mojego wpisu do stwierdzenia „każdy kto redukuje swoje obciążenia podatkowe to złodziej”. Dobrze wiesz, że w tekście jest też przykład wskazujący na coś kompletnie odwrotnego. I pokazujący, że rzecz nie jest zero-jedynkowa (zarzut z Facebooka), tylko właśnie to, że zdecydowanie jest tam gdzieś jakaś jakiś mocno niedookreślony obszar, gdzieś pomiędzy.
I wierzę, ze spieramy się tu o to, jak szeroki jest/powinien być ten obszar niepewności, a nie przerzucamy się epitetami („złodzieje”, „badylarze”, itp.) Taką intencję miała mieć ta polemika — jeśli wyszło inaczej, to przepraszam.
Krzysztof, dziękuję i absolutnie nie masz za co przepraszać! Dyskutujemy. :)
Dla jasności: użyłem tej samej retoryki żeby zobrazować swój punkt widzenia.
Co do obszaru niepewności – oczywiście, że on jest i to na kilku płaszczyznach. Luki prawne, moralność, polityka / propaganda (np. dyskusje o „umowach śmieciowych”). I masz rację pisząc, że są pracodawcy, którzy wymuszają na pracownikach samozatrudnienie itp. To jeden z powodów, dla których przedstawiam też w książce, jak sobie z grubsza przekalkulować co się nam tak naprawdę opłaca a co nie.
Pozdrawiam!
Krzysztofie, na skutek Twojej recenzji przeczytałem jeszcze raz cały rozdział o Optymalizacji.
Wcześniej tylko się po nim prześliznąłem, bo nie mam w planach optymalizowania podatków. Pracuję nad zwiększeniem przychodów, ale moje podejście jest takie jak Twoje, opisałeś je w artykule powyżej, na samym dole.
Wielki, wielki szacunek dla Ciebie za te słowa i za takie podejście. W dzisiejszym świecie to, co tu zaprezentowałeś… Brak słów!
Przeczytałem jeszcze raz cały ten rozdział.
Nie wiem, jak wcześniej mogłem nie zauważyć tych słów o emerytach.
One są straszne…
Przez takie omijanie podatków przez najbogatszych, najwięcej tracą później osoby które zarabiają gdzieś powyżej średniej krajowej – muszą płacić duży podatek dochodowy którego stawka od wielu lat pozostaje ta sama. Nadal czekamy na podniesienie kwoty wolnej od podatku i co.. i nic, kompletnie nic w tym temacie się nie dzieje a rok 2017 już tuz tuż. Przypuszczam że gdyby każdy płacił tyle ile ma podatku do zapłacenia bez żadnego kombinowania to ta kwota byłaby z roku podnoszona a tak stoi w miejscu…
Gdyby podobnie jak przedsiębiorcy, pracownicy sami musieliby odprowadzać składki i zusy za zatrudnienie do urzędów, mielibyśmy szybko rewolucję. ;-) Za każdym 700 zł zarobków netto pracownika do Państwa musi trafić 500 zł w postaci składek i podatku. To bardzo dużo.
Nie ma co piętnować sposobów na zmniejszanie podatków czy innych opłat na rzecz państwowych instytucji. Podatki traktujmy jak każde inne wydatki, skoro szukanie oszczędności np. za telefon, czynsz, minimalizację kredytów jest ok, to dlaczego szukanie tego samego przy innych 'zakupach' od Państwa tak was burzy? Składkami kupujemy, że nie musimy sami utrzymywać np. naszych dziadków, kobiet w ciąży czy niepełnosprawnego syna sąsiadki, który nigdy nie będzie zdolny do samodzielnej egzystencji. A że jest przymus w porównaniu do innych wydatków? Spróbuj nie płacić czynszu i mediów, nawet jeśli mieszkanie jest twoje ;)
Tak mogę powiedzieć, że Michał zachęca do „krętactwa” – Powiem więcej kiedy to napisałem u niego na blogu to od razu „zmoderował” komentarz poprzez usunięcie. No tak brak cywilnej odwagi. Jednak tam był motyw z przenosinami działalności gospodarczej za granicę. Nie wiem czy teraz ma firmę tu czy za granicą – kompletnie mnie to nie obchodzi.
Pracowanie na umowie o dzieło jest fajne do momentu kiedy :
a) zachorujemy – wtedy nie mamy nic , a pracując na umowie o pracę mam zapewnioną jakąś podstawową opiekę. Na razie jest ona byle jaka, ale lepsza byle jaka niż żadna.
b) zachorujemy trwale – w przypadku umowy o dzieło nie możemy się strać o rentę inwalidzką.
c) emerytura – w przypadku umowy o dzieło nie dostaniemy żadnej emerytury.
Co do podatków i ich wysokości – Michał pewnie nie zdaje sobie sprawy ale wysokość podatków jest w dużej mierze uzależniona od ilości podatników którzy je płacą. Przykład ?
Abonament RTV w Niemczech. Jest obowiązkowy i płaci 98% mieszkańców. Dlatego został obniżony . U nas mimo, ze jest obowiązkowy płaci go 10% mieszkańców. Gdyby go obniżyli nadal by płaciło dokładnie tyle samo osób. Bo skoro teraz płaci 0 PLN to po co miałby płacić później ?
Tak samo jest z ZUS – ktoś kto miga się przed płaceniem go wyrządza szkodę zarówno sobie jak i społeczeństwu z którym się utożsamia.
No ale co ja tam wiem :) jestem tylko skromnym człowiekiem BTW – wszystko co napisałem było do wpisu odnośnie przenosin za granicę. Nie czytałem książki i nie zamierzam
Komentarz dotyczy recenzji książki i kończy się słowami: „nie czytałem książki i nie zamierzam”.
Pogratulować inteligencji ;-)
„…wszystko co napisałem było do wpisu odnośnie przenosin za granicę.” Gratuluje czytania ze zrozumieniem :P
Zdecydowanie się z Tobą zgadzam. Zwłaszcza z sugerowaniem, że osoby zaradne nie potrzebują umowy o pracę, żeby świetnie na tym wyjść. W podtekście: zależy ci na umowie o pracę, czyli raczej sobie nie umiesz radzić (tutaj odnoszę się do jednego z podcastów Michała, książki jeszcze nie czytałam).
Chyba już 2008 rok pokazał, że kapitalizm jaki znamy (gdzie każdy liczy sam na siebie) nie działa. A współodpowiedzialność społeczna za osoby słabsze – nie tylko niepełnosprawne, ale i te, które słabiej radzą sobie na rynku pracy, nie są przebojowe ani najlepsze w tym, co robią – jest ważna. I pozwala wszystkim na godne i szczęśliwe życie, a nie wybranej garstce. Spójrzmy na Skandynawię, czy szerzej na kraje nordyckie.
Nie czytałem książki Michała, więc ciężko mi jest się do niej odnieść, ale mogę się odnieść do wpisu. Poruszyłeś bardzo emocjonalnie sprawy, która zahaczają bardziej o sprawy etyki i sumienia, a nie ekonomii. Piszesz, że państwo ufundowało nam drogi, bezpieczeństwo, edukację, ale za państwem kryją się konkretni ludzie, którzy rządzą państwem, którzy rządzą miejscowością, w której mieszkasz. I po każdych wyborach widzisz, jak rządzący traktują państwo jako łup, którym trzeba napchać kieszenie swoich. I nie chodzi mi o obecną władzę, ale niemal każdą władzę, która przejmowała rządy w ciągu ostatnich kilkunastu lat. I wiesz, że twoje podatki, to niekoniecznie emerytura twoich rodziców, tylko też realizacja kosztownych zachcianek wujka, wnuka, siostrzenicy i kochanki polityka, który ma dostęp do naszych podatków. Więc czy naprawdę „optymalizację podatkową”, legalną optymalizację można nazwać egoizmem?
Praca na umowę zleceni i o dzieło, to nie tylko praca po to, by jak piszesz „hajs się zgadzał”. Nie każdy chce być niewolnikiem etatu. Nie koniecznie etat w jakiejś korporacji, pieszczotliwie zwanej Mordorem, jest jedynym słusznym rozwiązaniem. Sam wybrałem pracę na umowy zlecenia/dzieło i czuję niesmak w tym dyskredytowaniu takich umów. I nie wybrałem dla hajsu, bo jest dużo mniejszy niż na etacie w korporacji, tylko wolności, niezależności. Dla jednych ważna jest pewność
zatrudnienia, dla drugich zupełnie co innego, dlatego, póki nie mamy do czynienia z ogromnymi przekrętami i naginaniem prawa, uszanujmy ten wybór
Dawid, kilka rzeczy:
– To, że politycy oszukują nie znaczy, że powinniśmy brać z nich przykład. Lub inaczej: wchodzić z nimi w grę kto kogo bardziej wykiwa. Są inne metody oporu niż niepłacenie podatków.
– Co do różnych rodzajów umów — zgoda. Nie chodzi mi to, by piętnować tę formę zatrudnienia jako taką. Piętnuję ją tylko w tym sensie, gdy jest wykorzystywana jako wehikuł do omijania podatków (podczas gdy stosunek pracy w rozumieniu etatu istnieje). Np. pracodawcy zmuszający pracowników do przechodzenia na działalność
– „dlatego, póki nie mamy do czynienia z ogromnymi przekrętami i naginaniem prawa, uszanujmy ten wybór” — Nie rozumiem. Czyli dopóki oszukujemy tylko troszeczkę, to jest OK?
Chyba się niezbyt jasno wyraziłem, sorry
Po pierwsze, nie mówimy o oszustwie, tylko o wykorzystywaniu luk w prawie na naszą korzyść
Po drugie – nie chodzi mi, o myślenie, jak inni oszukują , to ja też. To jest dość kiepska logika. Chodziło mi o to, że nasze podatki, nie tylko idą na emeryturę dla naszych rodziców (jak pisałeś), ale idą też na dodatkowe koryto dla polityków. Dlatego bycie świętszym od prawa, nie wykorzystywanie możliwości, jakie płyną z luk czy przywilejów (cały czas nie piszę o oszustwie), niekoniecznie jest jedynym prawym i honorowym rozwiązaniem. To na ile te możliwości wykorzystasz, a na ile nie jest sprawą sumienia każdego z nas i niekoniecznie korzystanie jest postępowaniem nagannym
Po trzecie – zdanie „dlatego póki…” dotyczyło umów o dzieło/zlecenie. Piętnujmy zachowania, które są niezgodne z prawem, ale nie głośmy, że każdy pracujący na umowę cywilno-prawną jest wykorzystywany, ponieważ dla niektórych jest to najlepsze rozwiązanie i świadomy wybór
Umowy cywilno prawne są korzystne :
1. Osób o wysokich dochodach , ponad 2 średnie krajowe .
2. Osób które mają kilku różnych zleceniodawców
3. Dla osób dorabiających sobie.Dla studentów.
4. Dla studentów
Jeśli natomiast ktoś zawiera umowę zlecenie z 1 zleceniodawcą i jest to jego główne źródło dochodu a do tego nie jest studentem to jest to zwykle kiepski wybór.
Ja osobiście nie osiągam zbyt wysokich dochodów, zwykle nie dobijam do średniej krajowej. Mam zazwyczaj więcej niż jednego zleceniodawcę, przeważnie kilku drobnych, ale czasami jest tak, że jeden większy. Cenię sobie wolność, którą dają umowy o dzieło/zlecenie. Funkcjonuję tak od czterech lat i jestem zadowolony. Więc jest co najmniej o jedną opcję więcej, niż piszesz. Jeżeli miałbym na coś zamienić te umowy, to nie na niewolniczy etat, tylko byłaby to własna firma, ale ponieważ mam niskie dochody i nie przysługuje mi już niski ZUS, to jest to dla mnie droga, jak na razie zamknięta.
„Mam zazwyczaj więcej niż jednego zleceniodawcę”
przecież podpadasz pod pkt 2.
natomiast gdybyś tak jak w pewnej firmie na „o*.pl” miał od kilku lat antydatowaną umowę o dzieło podpisywaną na miesiąc poprzedzający to moim zdaniem byłbyś bardziej uzależniony od takiego zleceniodawca niż pracownik . W końcu w każdej chwili mogliby odmówić przyjęcia dzieła i zapłaty wynagrodzenia a sądy cywilne kosztują ;).
Zgadza się, na umowie cywilnoprawnej jest trudniej. Ale nie znaczy, że gorzej. Szczególnie, gdy podpiszesz umowę typu „zostań moim niewolnikiem”. Jednak na etacie też jest wielu niewolników – pracuję z takimi osobami, które miały etat w bankach, telkomach, czy innych korpo. 40 lat, kompletne wypalenie zawodowe i właściwie kwalifikacja do leczenia psychiatrycznego.
Nie zgadzam się ze stanowiskiem Metafinansów, jest za bardzo ideologiczne. Blogi finansowe nie są o filozofowaniu, ocenianiu czy coś jest moralne czy nie. Jeżeli tylko coś jest zgodne z prawem, to nie można tego potępiać. Jeżeli Krzysztof nie podoba ci się samozatrudnienie – głosuj na partię która chce tego zakazać. Dopóki to jest dozwolone – nie można tego potępiać.
Robert, ostatnio jak sprawdzałem, to mój blog był o tym, o czym chcę, by był ;)
A chcę by był między innymi o tym, że są też inne punkty widzenia na finanse i gospodarkę niz powszechnie dominujące neo-liberalne. Że są inne rozwiązania, niż obśmiane już chyba na wszystkie strony 3×15.
I to nie jest tak, że samozatrudnienie nie podoba mi się jako koncept. Sam teoretycznie jestem „samozatrudniony”, bo prowadzę działalność na potrzeby rozliczania współprac z tego bloga. Samozatrudnienie nie podoba mi się jedynie jako furtka do stosowania nie-do-końca-w-porządku metod „optymalizacji” własnych kosztów
„nie-do-końca-w-porządku metod „optymalizacji” własnych kosztów.”
Jak to zdefiniujesz? Masło maślane. Coś jest „nie do końca w porządku”? Na etacie masz wyższe koszty uzysku jak dojeżdżasz dalej do swojej roboty. Korzystasz z tego? To też jest optymalizacja podatkowa. I taki sam argument użyję, że jest to nie w porządku! Obniżasz podatki, jak nie daj Boże Trump!
Jak rozróżnić, co jest w porządku, a co nie jest? A co jest w porządku, ale „nie do końca”?
Odpowiedź jest prosta – przepisy prawne. Poruszamy się w ich ramach. Nie naruszamy prawa. Jeżeli nie naruszamy prawa, to nie pisz, że coś jest „nie do końca w porządku”. Albo zostaw takie rozważania filozofom, bo tym chyba nie jesteśmy?
pozdr
Czy takie metody optymalizacji kosztów w firmie są w porzadku?
http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/inpost-brzoska-bezpieczny-list-pensje,156,0,2141852.html
Zapewne mieszczą się w granicach prawa (niestety) — ale czy są w porzadku?
Opisywany przykład Inpostu i porzucenia pracowników czy ich przeniesienie do niewypłacalnej spółki to zwykłe oszustwo i przestępstwo, które powinno zostać ukarane. Sam o tym pisałem już jakiś czas temu na blogu u Michała w komentarzu pod wywiadem z Panem Brzoską – właścicielem Inposta – sprawdź ;-)
Nie można porównywać przestępstwa z czymś, co jest legalne! A tylko przez jednego czy drugiego blogera określane enigmatycznie jako „nie do końca w porządku”.
Zobacz Robert — sam arbitralnie rysujesz granicę między oszustwem a czymś co jest legalne.
Bo założę się, że nad tą wątpliwą z etycznego punktu widzenia „transakcją” siedział sztab prawników i pilnował, by w papierach wszystko się zgadzało. Właśnie po to, by Brzoska mógł argumentować w ten sam sposób, w jaki ty argumentujesz za tą — powtórzę: nie do końca w porzadku — optymalizacją podatkową. Argumentować słowami: „nie jest nielegalne, więc wszystko jest ok!”
Wiesz trochę śledzę pomysły Pana Brzoski i akurat nie ma dyskusji, że porzucenie pracowników bez wypłaty pensji jest karalne.
A to nie jest tak, że Brzoska ma ręce czyste, bo on tylko sprzedał Bezpieczny List? Bo wypłat nie wypłaca ta firma-krzak, do której trafiła załoga?
Nie ma co wchodzić w szczegóły, bo ich po prostu nie znamy i tylko gdybamy. Doniesienia prasowe dla Pana Brzoski i w ogóle Inpost są bardzo niefajne.
Poza tym w kodeksie pracy jest przewidziana solidarna odpowiedzialność za długi przez pracodawcę starego i nowego. Więc nie rozumiem do końca pomysłu Pana Brzoski.
Powtórzę – moim zdaniem co innego jest optymalizacją podatkową, działaniami legalnymi o których pisze np. Michał w książce, a co innego jest naruszanie prawa żeby nie płacić podatków, ZUS czy pensji dla pracowników.
Jeżeli tego w ten sposób nie rozróżnimy, to będziemy poruszali się w strefie subiektywny opinii i domniemań. Ile osób tyle poglądów, czy dane działanie zgodne z prawem jest OK, czy już „nie do końca” tak jak piszesz.
Tak czy siak postulat jest prosty – przepisy prawne czy kontrole ich przestrzegania (np. PIP) powinny być na tyle jasne i dolegliwe, żeby takich wątpliwości po prostu nie było.
Jeżeli jakiekolwiek organy czy przepisy wykluczałyby samozatrudnienie jako obejście kodeksu pracy, to tego zjawiska w ogóle by nie było.
Ja osobiście uważam, że te 2 mln samozatrudnionych powinno już dawno mieć normalne umowy o pracę.
Widziałem, że śledzisz też równoległy wątek na FB, więc wiesz, że m.in. Sąd Najwyższy już się wypowiedział w tej sprawie:
http://www.rp.pl/Firma/308059842-Sad-zamienil-dzialalnosc-gospodarcza-na-etat.html#ap-1
Maskowanie stosunku pracy samozatrudnieniem jest „nie do końca” zgodne z prawem.
Powtórzę jeszcze raz dla jasności: nie chodzi o to czy umowy o dzieło/zlecenie czy samozatrudnienie są złe z zasady. Nie są, gdy są stosowane zgodnie z ich przeznaczeniem.
Gdy są stosowane do ukrycia stosunku pracy, to efekty – i interpretacja prawna – wygląda jak wyżej.
Też słuchałem tego podcastu i szczerze mówiąc jakoś ten Pan Brzoska nie brzmiał dla mnie wiarygodnie. Smutna prawda jest taka, że ten Pan jest obrazem Polskiego człowieka sukcesu – efektywny, zaradny, bezkompromisowy, nastawiony na osiągnięcie celów a ludzie dzięki którym to wszystko osiągnął są tylko mało znaczącym narzędziem.
Tak trochę z innej beczki…
Kiedyś miałem ofertę pracy w jednej z firm, rozwożącej listy pod szyldem Inpostu i powiem szczerze, zrezygnowałem po 1 dniu. Praca od 6 rano do 19-20, od poniedziałku do soboty. Własny samochód i 30 złotych od firmy na paliwo na dzień, żeby rozwieźć listy po 2-3 gminach :) Za dostarczenie listu płacili chyba 1 zł czy jakoś tak. Za niedostarczenie listu i jego powrót do sortowni dostawało się 20 groszy czy coś koło tego. A jak pracownik zgubił list to kara kilkadziesiąt złotych. Uczciwie prawda? :) Zobaczcie ile się trzeba było nalatać dziennie żeby jakieś sensowne pieniądze zarobić. A większość listów wracała i tak do sortowni.
Tak samo znajomy, który był kurierem w Inposcie. Oczywiście musiał jeździć własnym samochodem. Po miesiącu pracy zarobił 2000 zł netto z czego na naprawę samochodu wydał 1800.
Tak się niestety kończą próby zarobienie na życie u naszych „pięknych” pracodawców. Gdyby Inpost działał uczciwie, to zapewnił by swoim pracownikom samochód do rozwożenia listów czy paczek, a nie przerzucać tego wymogu, a co za tym idzie i kosztów na swoich pracowników. To jest też przykład optymalizacji kosztów, w 100% legalny bo obie strony się na to godzą, ale czy uczciwy? W pewnym sensie to jest wyzysk i dorabianie się na czyimś garbie co jak widać prowadzi do takich patologicznych sytuacji, że ludziom nie wypłaca się pieniędzy za ich prace, a to już woła o pomstę do nieba.
Michale, Optymalizacja podatkowa jest równie interesująca jak lukratywne wykłady byłego prezydenta USA w krajach trzeciego świata..
Sorry, ale jestem w takim wieku, że nawet jakbym miał dużo szczęścia, to nie miałem prawa urodzić się bogatym. Za komuny nikt nic nie miał, a nawet ówczesny „badylarz” z obiektywnego punktu widzenia był biedny.
Edukacji to mi raczej nie brakuje, co wykazałem Ci już wcześniej. To raczej Tobie jej brakuje. Dołożyłbyś do niej trochę pracowitości, to i Tobie by się udało odnieść jakiś sukces. Póki co jedyne co potrafisz to zazdrościć tym, którzy zapracowali na swój sukces.
A gdzieś ty znowu mądralo wyczytał, że „nie odsniosłem sukcesu” cokolwiek by to miało znaczyć?
Bzdury. Optymalizacja podatkowa to nie jest oszustwo, kręcenie, czy cwaniakowanie, tylko wykorzystywanie dopuszczalnych przez prawo i zgodnych z nim sposobów na maksymalne obniżenie zobowiązania podatkowego. Ja nie mam absolutnie nic przeciwko nawet wysokim podatkom, w przypadku gdy rzeczywiście są one przeznaczane na bezpieczeństwo, infrastrukturę, edukację, zdrowie itp. Ale jak widzę, że mam płacić więcej (podatek jednolity/likwidacja liniowego dla działalności gospodarczej) by ci, którym nie chce się kształcić, pracować i rozwijać mieli więcej (500+) to bardzo dziękuję. Zresztą farmazony o „dobru wspólnym” może pisać tylko ktoś kto nie miał realnej styczności z polskimi organami administracji podatkowej. W tych instytucjach żadne zasady przyzwoitości, „umowy społeczne” itp. nie działają, a jedynym i nadrzędnym ich celem jest maksymalne wyciśnięcie podatnika, często nawet wbrew obowiązującemu prawu. Mój ojciec spędził ostatnie dwa lata na dochodzeniu zwrotu nadpłaconego podatku (kilkaset tysięcy), którego zwrotu US odmawiał- na podstawie tak pokrętnej, a w zasadzie całkowicie sprzecznej z treścią ustawy interpretacji przepisów, że nawet dla osoby nie będącej prawnikiem nie mieściło się to w głowie. Ostatecznie oczywiście sprawę wygraliśmy w WSA i NSA, ale ile przy tym było zachodu, ile straconego czasu i nerwów. Tak więc- najpierw myślmy o sobie i swoich bliskich, potem o państwie. Jeżeli natomiast to państwo daje nam możliwość opytymalizacji (a nie oszustwa podatkowego!) to należy ją bezwzględnie wykorzystywać.
Trudno się z tym nie zgodzić!
Fajna dyskusja, tylko generalizowanie że ktoś po prostu urodził się w bogatej rodzinie jest błędne. Na tej samej zasadzie na podstawie której ludzie mówią, że pracę się dostaje tylko po znajomości. W ciągu ostatnich 12 lat mieszkałem w 4 różnych miastach. W każdym pracę znajdowałem bez znajomości. W tym również w dwóch miastach w Polsce. Co ciekawe szukając pracy w ciągu ostatniego roku bez problemu trafiałem na firmy oferujące pensje powyżej średniej krajowej. Czyli ponownie rzecz, którą można przyjąć „nieosiągalną w Polsce” (przynajmniej tak wynika z komentarzy pod każdym wpisem dotyczącym średniej krajowej).
Więc generalizowanie, że wszyscy którym się udało są po prostu bogatsi jest po prostu błędem.
Z kolei nie od dzisiaj wiadomo, że gdy stawka procentowa spada, to wpływy do budżetu rosną.
> Generalizowanie że ktoś po prostu urodził się w bogatej rodzinie jest błędne
To nie generalizowanie, to statystyka. Rzecz w tym, że jak urodziłeś się w bogatej rodzinie to nawet jeżeli zrobisz w swoim życiu wszystko źle (będziesz imprezującym leserem na przykład) to i tak masz duże szanse być bogatszym niż urodzony biedny, który zrobił wszystko dobrze (pracował po 12 godzin dziennie, był oszczędny itd). Im większe nierówności tym jest to bardziej widoczne. I właśnie ten efekt dużo bardziej zniechęca do aktywności niż progresja podatkowa wbrew temu co Ci liberałowie będą wmawiać. Bo umówmy się: spotkałeś kiedyś kogoś kto stwierdził, że już się nie będzie starał o podwyżkę, bo by przekroczył II próg? Bo ja nie. Znam za to ludzi, którzy dali sobie siana ze staraniami w pracy bo tłukli łbem w szklany sufit przez dekady.
>pracę znajdowałem bez znajomości […] pensje powyżej średniej krajowej.
Ja też, ale chyba się zgodzisz, że lista zawodów w których da się godziwie zarabiać jest krótkawa i co gorsza się skraca? To jest właśnie efekt likwidacji klasy średniej na którym koniec końców tracimy my wszyscy.
> wiadomo, że gdy stawka procentowa spada, to wpływy do budżetu rosną.
Skąd dokładnie wiadomo? Jasne, że nie ma prostej zależności między wysokością podatku i dochodem i nie można przesadzić, ale zastanawialiście się kiedyś dlaczego (pół?)legalne przewały typu Podwójna Irlandzka z Holenderską Kanapką są możliwe? Podpowiem, że to nie dlatego, że podatki są za wysokie. Jakie by nie były zawsze można spróbować płacić zero.
Powiem Ci, że dla mnie fakt, że ktoś jest bogatszy ode mnie działa motywująco. I dlatego często robię więcej, by mieć więcej. I jakoś dotychczas mi się udaje…
Co ty mu tłumaczysz, dojdzie do 50 sam zobaczy jakie ma możliwości…
Zupełnie się nie zgadzam z twierdzeniem, że praca na umowie o dzieło jest niestabilna i nie daje pewności zatrudnienia — to powinniśmy osiągnąć zwiększając swoją wartość na rynku pracy.
Rozumiem, że autor uważa, iż zaletą umowy o pracę jest to, że trudno nas zwolnić, a więc możemy się w pracy opierdalać, nie musimy się rozwijać — gdyż i tak trudno nas zwolnić? Sorry za mocne określenia, ale taki przykład komuny mentalnej spowodował, że się we mnie zagotowało! Jeśli ktoś jest dobrym uczciwym pracownikiem, to nie musi się obawiać zwolnienia, a jeśli ktoś uważa, że umowa o pracę jest najlepsza ze względu na stabilność zatrudnienia — to znaczy, że jest kombinatorem zamierzającym oszukać pracodawcę!
To samo ze „świadczeniami dodatkowymi” — urzędasów, którzy się skarżą, jak to mało zarabiają, a w rzeczywistości mnóstwo pieniędzy dostają w formie dodatków, nagród, trzynastek, wczasów pod gruszą, bonów świątecznych — uważam za oszustów lub złodziei! Układ, w którym pracownik dostaje określone pieniądze za swoją pracę (a nie np. siedzenie na urlopie) jest po prostu najuczciwszy, choć praca na umowę o dzieło także nie wyklucza umówienia się na płatny urlop! No i przede wszystkim — praca na umowę o dzieło nie wyklucza opłacania ubezpieczeń społecznych, oprócz prywatnych można opłacać także państwowe zdrowotne, a nawet chorobowe!
Usunięcie mojego wpisu jest jednoznaczne z przyznaniem się przez autora, że jest oszustem wyłudzający środki od swojego pracodawcy.
Mam nadzieję, że nastaną jeszcze czasy, gdy takich osobników spotka zasłużona kara…
Mówisz o tym wpisie, który jest wciąż widoczny i nigdy nie był usuwany? http://metafinanse.pl/polemika-na-zywo-z-finansowym-ninja-7-10/#comment-2963344097
Mała wskazówka przy komentowaniu w systemie Disqus: gdy wpis ma więcej niż 50 komentarzy, trzeba kliknąć „załaduj więcej komentarzy” by wyświetlić te późniejsze.
Na przyszłość polecam więcej wstrzemięźliwości i więcej refleksji zanim sięgniesz po duże słowa i wyzywanie ludzi od oszustów i złodziei.
Cześć Krzysiek,
Poczytuję bloga co jakiś czas od dawna, ale nie miałem chyba jeszcze okazji się wypowiedzieć :)
Generalnie częściowo się zgadzam z Tobą i w większości – nie. Zacznijmy od tego, dlaczego się zgadzam: jesteśmy społeczeństwem i potrzebujemy podstawowego systemu i infrastruktury, który służy wszystkim. Oszukiwanie prostego i uczciwego systemu bym potępił, ale takiego nie mamy (o tym później)
Nie zgadzam się ponieważ system który teraz mamy jest beznadziejny. Niesprawiedliwy, zbiurokratyzowany, przepalający pieniądze w głupi sposób. Dokładanie do niego mija się z celem, bo nie likwiduje problemu, tylko go zwiększa. Każdy z nas jest częścią społeczeństwa i ma prawo przeciwstawiać się czemuś, co jest dla niego szkodliwe, więc Twoja krytyka Michała Sz. jest dla mnie nieuzasadniona, sorry.
ZUS (w szczególności!), KRUS, NFZ to są instytucje – raki, którym trzeba pomóc upaść, a nie je jeszcze wspierać, a emerytury (obywatelskie) i podstawowe świadczenia zdrowotne powinny być finansowane bezpośrednie z budżetu państwa.
PIT jest również zupełnie bez sensu. PIT jest podatkiem, który nie ma żadnego sensu w dzisiejszych czasach. Miał służyć do kontroli obywateli ( dzisiejsza technologia robi to dużo lepiej ) oraz redystrybucji – w tym przypadku to bez sensu, bo lepiej, żeby te pieniądze zostały wydane na konsumpcję i dały miejsca pracy, odprowadzając VAT (nie zmieni, albo wręcz zwiększy to wpływy do budżetu). Do tego 80% spraw Urzędów Skarbowych to właśnie PITy.
Zlikwidujmy te relikty. Wtedy obie strony będą zadowolone.
Po przeczytaniu tego artykułu chyba już wiem dlaczego ta książka nie ma możliwości zakupu za granicą… I problemy wysyłkowe chyba tutaj są tym najmniejszym powodem… Zwyczajnie w większości zachodnich krajów unikanie płacenia podatków i kombinowanie w tej materii jest uznawane za złodziejstwo, tj. jazda na gape bez biletu. Część polskich emigrantów powoli przestawia sie na takie myślenie, a część „bierze przykład z góry” od polityków i firm, bo co niektóre tak robią. Mimo tego ogólnie jest to złodzejstwem i powoduje stopniowe kurczenie sie państwa i potem płacze typu, że nie ma bezpłatnych podręczników dla dzieci, znowu karetka nie przyjechała albo zlikwidowano cały oddział ratunkowy, jeżdże po dziurawych drogach, policja olewa naszą sprawe, że nas napadli, aktorzy czy piosenkarze płaczą, że mają lichą państwową emeryture… Itd itp. Wszystko jest fajnie, gdy jesteśmy zdrowi, sprawni i młodzi. Gdy tego zaczyna brakować, wtedy lament, że państwo nie pomaga… Dodam jeszcze dwa zdania o promocji wynajmu, póki sie jest młodym wynajmowanie jest może super, ale gdy pojawiają sie dzieci, które potrzebują jako takiej stabilizacji do nawiązywania kontaktów społecznych, gdy przychodzi starość, gdy nikt nie chce wynająć juz starcowi albo kalece mieszkania to robią sie wtedy schody…Mieszkałam 10 lat na wynajmie, przez ten czas spłaciłabym pół wartości mojego obecnego domu, ale też uważałam że wynajem jest ok, ale im człowiek starszy tym bardziej życie przestaje być ok w świecie propagandy wiecznych młodych i pięknych. Nie dajcie sobie mydlić oczu, że wy będziecie wyjątkiem w tej machinie, mieli każdego…
„unikanie płacenia podatków i kombinowanie w tej materii jest uznawane za złodziejstwo”
— kombinowanie, by zyskać wpłacając oszczędności nie na zwykłą lokatę albo fundusz, a na to samo opakowane jako IKE/IKZE to złodziejstwo? Interesujące. Zdawało mi się, że w „zachodnich krajach” tego typu możliwości obniżenia podatków też istnieją, ale pewnie korzystają z nich tylko polscy emigranci…
Uprzejmie proszę o utrzymanie kultury dyskusji. Komentarze obrażające innych i/lub zawierajace wulgaryzmy będę wycinał
Ale to nie ja obrażam innych, twierdząc że zakładanie IKE/IKZE to złodziejstwo, albo że bogacenie się nie może być wynikiem pracowitości…
Wielu polskich emigrantów w UK jest dowodem na, że choćby nie wiem jak był przyjazny system podatkowy i socjalny dla ludzi to i tak będą kombinować, żeby go oskubać. Przykład: wielu pracuje na samozatrudnieniu i „zarabia” na tym biznesie tylko tyle, żeby jeszcze wyciągnąć zasiłki z budżetu, a zwolnienie od podatkujest tam 11tys funtów rocznie, więc czesto to co wpłacą w formie podatku, nie pokrywa nawet trzech prywatnych wizyt u lekarza… Ją korzyś ma państwo z takich podatników, biorac jeszcze pod uwage to, że wywożą część tych zarobionych pieniędzy z kraju?
Jak mówi stare polskie porzekadło: „Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. Ja jednak bardziej przychylę się do stanowiska autora książki. Dla niektórych te „kilkaset złotych miesięcznie” to naprawdę duża różnica.
O ile taki rozdział w książce o finansach jak najbardziej był potrzebny, to jednak lepiej by na tym wyszedł powierzając redakcję osobie na co dzień zajmującą się optymalizacją podatkową.