Kopalnie to nie tylko problem samego górnictwa.
Kwestia zamknięcia kopalń i strajków górników to teraz bardzo gorący temat. I nie bez powodu – to kwestia niezmiernie istotna. I w pewnym stopniu mająca wpływ na domowe budżety nas wszystkich.
Przyglądam się relacjom medialnym w tym zagadnieniu, jak również czytam wpisy koleżanek i kolegów wraz z komentarzami i próbuję wyrobić sobie zdanie na ten temat.
Bo z jednej strony bardzo łatwo bulwersować się widząc płace górników i listę ich przywilejów. Większość z nas może jedynie pomarzyć o takich warunkach finansowych. Nietrudno być też zirytowanym perspektywą kolejnych strajków, wizją palonych opon i rozrób w stolicy. No i trudno to wszystko zrozumieć w perspektywie strat, które regularnie notują kopalnie.
Mieszkam na Pomorzu, o Śląsku wiem tyle co nic, podobnie jak o górnictwie. Ale jakoś próbuję ułożyć sobie w głowie obraz tej całej sytuacji, wyrobić sobie jakąś opinię (wszak chodzi też o moje podatki) – i w tej układance cały czas brakuje mi jakiegoś szerszego spojrzenia. Takiego z każdej strony.
Można skupić się na łatwym rozwiązaniu – zamknijmy kopalnie, państwowe spółki przestaną notować straty, a górnicy będą mieli czas i środki by się przebranżowić. No ale to chyba nie jest aż tak proste?
Łatwo mi wyobrazić sobie sytuację, w której kopalnia to największy i najważniejszy zakład pracy w okolicy. Źródło dochodu, na którym polegają całe miejscowości. I nagle mamy setki osób, które to źródło utrzymania tracą i wchodzą na rynek pracy. Rynek, który raczej niewiele ma im do zaoferowania. Przecież to nie jest tak, że te osoby tak od razu znajdą sobie zatrudnienie gdzieś indziej.
No to może się przebranżowić? Znów uruchamiam wyobraźnię i widzę przedstawicieli firm konsultingowych, którzy jadą na Śląsk zrobić szkolenia z przedsiębiorczości czy innych “przydatnych” umiejętności. I wszystko przedstawiane pewnie z bardzo warszawskiej perspektywy. Na koniec będziemy mieli szereg górników, którzy będą umieli założyć swoją firmę. Albo przeszkolą się i będą wiedzieli jak skutecznie szukać pracy – w dużej miejscowości. A chyba niekoniecznie o to tu chodzi.
Warto też pamiętać, że kopalnie nie istnieją w próżni. Pewnie są otoczone całym ekosystemem firm, firemek i jednoosobowych działalności, które jakoś na tych kopalniach polegają. Firmy transportowe, które dowożą pracowników, osoby od serwisowania maszyn, osoby najmowane do sprzątania w budynkach administracyjnych, dostawcy wszelkich produktów i materiałów… Przypuszczam, że takich przykładów może być całe mnóstwo. I to jest kolejna cała grupa ludzi, która nagle stanie w obliczu utraty głównego klienta/głównego źródła utrzymania. Tylko że oni będą w sytuacji znacznie gorszej niż górnicy, bo przecież bez odpraw i tych wszystkich działań łagodzących ponowne wejście na rynek pracy.
Problem kopalń, to nie jest problem, który istnieje w oderwaniu od szerszego kontekstu. Ani problem, który można rozwiązać jednym cięciem. Ani też problem wyłącznie biznesowy – na zasadzie “nie przynosi zysku? – to zamykamy!” To nie jest problem tylko branży górniczej, ale całego rynku, całej społeczności, całego regionu.
Chętnie zapoznałbym się właśnie z jakimś ogólnym, wyważonym spojrzeniem na tę kwestię. Natknęliście się na coś takiego? – bardzo proszę podzielcie się źródłem. Lub po prostu Waszą opinią na ten temat – dajcie znać co sądzicie o tym temacie w komentarzach!
Opublikowano // Fot. United Nations Photo.
Dzięki Krzysiek za link.
Taka mała wrzutka z mojej strony – podejrzewam, ze większość ludzi, a przynajmniej mnie najbardziej bulwersuje zachowanie związkowców, którzy od lat nie pozwalają na żadne sensowne zmiany i bronią swoich synekurek.
No i jeszcze nie poruszaliśmy wątku mafii węglowej i Rosji – to byłby zapewne materiał na film gangsterski.
Wielu ludziom pasuje obecny układ, także zarządom kopalń i powiązanych z nimi spółek.
Pozdrawiam
Zbyszek Papiński
Cześć Zbyszek, wielkie dzięki za ten komentarz!
Jak najbardziej, polskie górnictwo dręczy wiele problemów, od braku rentowności, przez przerost struktur związkowych, po przywileje górników i opór przed zmianami.
Tylko czasem odnoszę wrażenie, że dla wielu komentatorów jedynym i najlepszym rozwiązaniem tych wszystkich kwestii jest zamknięcie kopalń i zaoranie górnictwa. Nie będzie strat, nie będzie przywilejów – nie będzie problemu.
A to jest przecież zdecydowanie zbyt uproszczona wizja całego zagadnienia. Mamy do czynienia z problemem strukturalnym, społecznym, który będzie miał zdecydowanie większe konsekwencje niż odesłanie X górników na dwuletnie odprawy.
Masz sporo racji. Mnie też problem kopalń wydaje się szerszy. Kiedyś Remigiusz Witczak sporo miejsca poświęcił u siebie tematowi patriotyzmu gospodarczego, miał tam kilka trafnych spostrzeżeń. Będę w domu to poszukam, bo tak z komórki to niewygodnie ;-)
O, chętnie się z tym zapoznam. To czekam na link! :)
Bardzo dojrzałe spojrzenie.
Niestety nie posiadam danych, jakie liczby generuje cały ekosystem.
Mówi się o 200 mln strat KW m-c.
Z drugiej strony mamy podatek dochodowy, VAT firm kooperujących z KW.
Dalej, wynagrodzenia górników – znów podatki i wpływy do budżetu.
Dalej wydatki górników i znów podatki i VAT sprzedawców.
Niestety o tym się nie mówi, jaki jest ogólny bilans.
Hej Kris, cieszę się, że zwracasz tu uwagę na te rzeczy. Właśnie – o tym nie wspomniałem – wynagrodzenia górników, które wspierają gospodarkę lokalną. Przecież oni te pieniądze gdzieś wydają – ucięcie tego będzie oznaczać mniejsze dochody dla lokalnych przedsiębiorców.
Choć oczywiście to nie możemy mówić, że przywilejów górników nie należy ruszać, bo przecież chcemy, by zostawiali oni te pieniądze w okolicznych sklepach. To nie może być wymówka do tego, by polskie górnictwo pozostawić w obecnym stanie. To tylko pokazuje z jak skomplikowanym i wielopoziomowym problemem mamy do czynienia.
Dokładnie, to jest wielowymiarowy problem!
Problem górnictwa to przede wszystkim problem ogromnych zaniechań w kwestii dopasowania do rynku. Górnictwo w Polsce od kilku dekad działa wbrew zasadom rynku. Dochodzi do tego normalny stan rzeczy jak ograniczenie wydobycia wraz z kończeniem się surowca (wiem że nadal jest go dużo ale koszty wydobycia tych resztek są nieporównywalnie wyższe). Tego w Polsce nie było bo górnictwo zawsze było silną grupą. A tera takie pytanie do wszystkich: czy skoro dziesięć lat temu było wiadomo, że za 20-30 lat będzie problem z utrzymaniem kopalni to dlaczego ludzie nie zaczęli się na tę okoliczność ubezpieczać? Rodzice mogli doradzać dzieciom by nie wiązały swojej przyszłości z górnictwem bo to niepewna przyszłość i jednocześnie jeśli pracowali w kopalni to po prostu odkładać nadwyżki pieniędzy tak jak to robi wiele dużo mniej zarabiających osób w tym i Ja.
Mi to się widzi, że wszyscy tam zapomnieli o myśleniu przyszłościowym. Nie tylko politycy. Pokutuje nastawienie, że jak będzie źle to przecież wyjdziemy na ulicę i znowu odroczymy stryczek. A do tego czasu hulaj dusza…
Cześć Marcin,
Zgadzam się z Tobą! Tu wychodzą też właśnie systemowe braki w edukacji finansowej. Po pierwsze, tak jak piszesz – brak myślenia na kilka-, kilkanaście lat do przodu, w tym przede wszystkim oszczędzanie na taki czarny scenariusz, jak właśnie zamknięcie zakładu pracy.
Ale jest też druga rzecz. Przeglądając komentarze tu i tam, natykałem się na anegdotyczne przykłady ludzi (górników, stoczniowców), którzy dostawali odprawy, ale nie potrafili ich sensownie wykorzystać czy zainwestować. Zamiast tego kupowali drogie samochody i fundowali sobie zagraniczne wycieczki. Działa to na tej samej zasadzie jak wszystkie historie o ludziach, którzy wygrali w lotto, a potem kilka lat później okazywało się, że już z powrotem są w długach.
Tu konieczna jest wiedza jak zarządzać takimi kwotami. Finanse osobiste to nadal niestety nie jest coś, czego uczą w szkołach. Dlatego tym bardziej uważam, że w parze z takimi systemowymi zwolnieniami i odprawami powinny iść szkolenia z zarządzania pieniędzmi i domowym budżetem. Wydaje mi się, że byłyby one w tej sytuacji nawet bardziej praktyczne niż kolejne kursy “jak założyć własną firmę”.
wiesz Krzysiu, kwestia jest taka, że za utrzymanie kopalni i tej całej rzeszy z mikrootoczenia ponosi makroekonomiczna gospodarka całego kraju. Nie mam nic przeciwko dotowaniu nierentownych kopalni w imię całej infrastruktury, ale jeśli odbywa się to kosztem tej lokalnej społeczności. Obrazując co mam na myśli: Polska ma 38 mln ludzi, z czego wszyscy płacą na kopalnie i to co piszesz, a jest to istotne dla max 3-4 mln ludzi. Rozwiązanie? Niech te kopalnie są dotowane nie przez państwo a przez samorząd, który dostaje kasę od lokalnej społeczności (oraz przyjezdnych złapanych na fotoradar w śmietniku ;) ). Wtedy bdzie i wilk syty (górnicy nie stracą pracy) i owca cała (reszta społeczeństwa nie będzie płacić na przywileje górnicze czyli straci zainteresowanie tematem). Co o tym sądzisz?
Trochę tak jest, że koszty utrzymania tego nierentownego sektora ponosimy wszyscy, niezależnie od regionu, w którym mieszkamy. Tylko, jeżeli przerzucić to na samorząd, to czy będzie on miał środki, aby udźwignąć taki ciężar? Pewnie nie. Czy proponując tego typu zmiany uniknęlibyśmy tego, co mamy dzisiaj – protestów, strajków? Też pewnie nie.
Poza tym, tak sobie myślę, że może nie ma nic złego w tym, że w skali makro pomagamy tym, którzy są lokalnie w trudniejszej sytuacji. Wszak o to chodzi w całej tej solidarności społecznej. Problem w tym, że potem czytam o wynagrodzeniach rzędu 7000 zł brutto – bo i takie kwoty się pojawiają w mediach w kontekście górników – i zaczynam się zastanawiać na ile to jest ta “trudniejsza sytuacja”. Więc sam już nie wiem.
No i staram się też nie zapominać, że pieniądze z podatków z tamtego regionu idą też do państwowej kasy. Więc to nie jest tak, że możemy się teraz od nich odwrócić i powiedzieć “radźcie sobie sami”.
podatki z regionu idą, ale korzystają z tej samej służby zdrowia, z tych samych dróg, z tej samej policji czy polityki obronnej a nawet monetarnej. Górnictwo jest jedynym “regionalnym” beneficjentem tylu dopłat rządowych – cała reszta jak służby mundurowe, slużba zdrowia etc jest w skali całego kraju. I podatki odprowadzane na szczebel centralny powinny być właśnie kierowane na rzeczy ogólnokrajowe, nie na jeden region czy grupę zawodową z jednego regionu. Wiem, że się pojawiają nierówności, jednak nadal nie jest tak, żę w innych dziedzinach są regiony tak silnie i regularnie faworyzowane.
Medialne doniesienia są bardzo sprzeczne odnośnie całej sytuacji górników. Z jednej strony mowa o 7 tys brutto jako średniej pracowników fizycznych, z drugiej strony w komentarzach mowa o tym, że czterosobowa rodzina miezska na 50 m2 starego budownictwa PRL-u (nie wiem czy to są naprawdę tak tragiczne warunki by się żalić publicznie z tego powodu). Co do samorządu wspierającego kopalnie to spójrzmy np na województwo dolnośląskie: są kopalnie węgla kamiennego w województwie? Są. A taki Bolesławiec w tym województwie znosi podatek od nieruchomości. Czyli coś, co cała reszta kraju płąci na samorząd swój i (częściwo) wojewódzki tam jest zniesione. Niby tylko 40 tys ludności (wg Wikipedii) ale to jest jakiś pieniądz.
Oczywiście wciąż obstaję przy tym, że należałoby gruntownie zreformować kopalnie i to by wystarczyło. I ustawowo ograniczyć zarobki włodarzy związków zawodowych w największych zakładach, których pensje są zupełnie nieadekwatne do wykonywanych obowiązków (siania fermentu?) i sytuacji ekonomicznej kraju.
Podobno do 2016 ma być najgorzej. Z tego co mi wiadomo i widzę na ulicach to już emeryci i renciści szukają jedzenia po śmietnikach. Tusk uciekł, a miał kraj naprawić. Nie podoba mi się to
Hmm, a były prywatne firmy zainteresowane wykupem kopalń. Polskie. Prywatna firma nie pozwoli sobie na straty, nie będzie kupować czegoś co nie ma przynieść zysku. Wniosek: nasze kopalnie mają potencjał żeby przynieść zysk. Tylko trzeba je dogłębnie zreformować. A jak pokazuje doświadczenie, takie coś jest możliwe tylko w przypadku firm prywatnych. Więc – nie zamykać tylko prywatyzować!
Ale nawet jeżeli nikt nie kupi, to chyba argument o solidarności społecznej jest nie do końca trafiony. Równie dobrze można by dotować np. Warmię i jakikolwiek przemysł sobie u nich wymyślimy – np produkcję ołówków. Przecież wtedy nie tylko producenci na tym skorzystają ale też ich dostawcy, firmy sprzątające itd – cała lokalna społeczność. A przecież to raczej biedny region.
Więc prywatyzować – a jeżeli nie się nie da – to mimo wszystko trzeba zamknąć. Może nie z dnia na dzień, na pewno w sposób przemyślany i zaplanowany na konkretny okres czasu, ale jednak – zamykać.
Zgadzam się, że nie możemy pozostawać przy status quo. To, jak widać, nie działa.
Czy przemyślany plan prywatyzacji, czy rozłożony w czasie proces zamykania kopalń, czy jakaś innego rodzaju interwencja państwa – możliwości na pewno są.
Prosze nie piszcie o wielkich wyplatach gornikow. Moj maz pracuje na kopalni i wyplaty dostaje srednio 1800-2000 + kartki na zywnosc (20*18zl=360zl)+ 8 ton wegla na rok (8*60012 miesiecy=400zl)czyli ok 2600-2800zl. Czy to jest duzo? Po oplaceniu kerdytu na mieszkanie, czynszu, zlobka, samochodu zostaje ok 700zl. Szalu nie ma.