To uczucie, że uciekają Ci pieniądze, ale nie wiesz dokładnie którędy i w jaki sposób. Mimo, że każdy zakup i każdy wydatek w danej chwili zawsze wydaje się rozsądny i uzasadniony, to i tak ostatni tydzień miesiąca trzeba jechać na oparach… Brzmi znajomo?
Ja nieraz tak miałem. Jednak systematyczne prowadzenie budżetu domowego pozwoliło mi odzyskać kontrolę nad własnymi pieniędzmi.
Zapisuję swoje wydatki już od 2 lat i wiem, że dzięki temu zaoszczędziłem setki złotych. Ty też możesz!
Nie komplikuj sobie życia
W teorii prowadzenie domowego lub osobistego budżetu to fajny sposób na śledzenie własnych pieniędzy i pilnowanie, by nie wydawać więcej niż się zarabia. Można dokładnie przeanalizować ile wydaliśmy na daną kategorię dóbr czy usług, oraz jak te wydatki miały się do zakładanego planu.
Co ambitniejsi mogą jeszcze na dodatek porównać własną strukturę wydatków z koszykiem inflacyjnym publikowanym przez GUS i zobaczyć czy inflacja wpływa na nasze indywidualne wydatki słabiej lub silniej niż przeciętnie.
Tyle teoria. A jak to wygląda w praktyce?
Ja sam do budżetowania podchodziłem z trzy razy. Jako osoba na co dzień zajmująca się statystyką, tworzeniem tabel, zestawień i wykresów, przystępowałem do zadania w sposób aż nadto ambitny, a na pewno godzien mojej profesji ;).
Arkusze w Excelu wprost uginały się pod ciężarem ogromnej liczby kategorii, do których przypisywałem dane wydatki. Do tego wykres przedstawiający trendy i zmiany w czasie – bardzo ładny! I jeszcze, na domiar wszystkiego, byłem super-dokładny i spisywałem wszystko co do grosza.
Nie można było zacząć w gorszy sposób.
Nuda. Za dużo pracy. Więcej miałem z tego bólu głowy niż pożytku. Bo np. zakup piwa na spotkanie ze znajomymi to „impreza” czy może „alkohol”? Zbyt wiele czasu spędzałem na tego typu bezsensownych rozważaniach. Aż w końcu budżetowanie stało się nużącym obowiązkiem, którego coraz bardziej nie lubiłem.
Typowy przykład mnożenia bytów ponad konieczność.
Masz teraz szansę, by nie popełnić moich błędów.
Cały sekret to równowaga
Jedyne miejsce na jej brak to przewaga wpływów nad wydatkami.
Swój budżet dzielę tylko na trzy główne kategorie:
- potrzeby – które idealnie powinny stanowić ok. 50% miesięcznych wpływów
- zachcianki – 30%
- oszczędności – 20%
Oczywiście nie chodzi o to, by kurczowo trzymać się tych proporcji, to raczej punkt wyjścia do znalezienia odpowiedniej dla siebie równowagi wydatków. U mnie zazwyczaj to 55% pensji poszło na potrzeby, 25% na zachcianki i 20% na oszczędności.
Ale zaraz, zaraz… tylko trzy kategorie?
Pamiętaj, to nie są żadne sztywne zasady. Metodą prób i błędów na pewno dojdziesz do rozwiązania, które najlepiej sprawdza się w Twoich warunkach. Tylko naprawdę – nie zrażaj się błędami. Zwłaszcza na początku.
Fundamenty gotowe? Zacznij budować!
Mając podstawę w postaci trzech głównych kategorii możesz zacząć poszerzać listę wydatków zgodnie ze swoimi potrzebami. Dzięki bardziej szczegółowym kategoriom (ale bez przesady!) możesz dokładnie zidentyfikować, w którym miejscu wydajesz więcej, niż byś chciał.
Podstawowe potrzeby
To dla mnie najbardziej podstawowe wydatki. Zaliczam do nich głównie comiesięczne rachunki i inne wydatki stałe, jak również zakupy związane z przyrządzaniem jedzenia w domu. Jeśli byłaby taka konieczność, mógłbym żyć wydając pieniądze tylko na rzeczy.
- utrzymanie mieszkania (kredyt/wynajem)
- inne rachunki domowe (Internet, telefon, chemia gospodarcza)
- jedzenie w domu
- transport i dojazdy
- zdrowie, higiena
Zachcianki i impulsywne wydatki
Czyli życiowe przyjemności, ale nic bez czego w razie konieczności nie mógłbym się obyć. Do tej kategorii zaliczam różne impulsywne zakupy, ale także regularne odkładanie na większe „zabawki” zaplanowane na przyszłość. Tutaj można wrzucić też np. nałogi.
- jedzenie na mieście
- kultura (kino, teatr, książki)
- imprezy (wejściówki, alkohol)
- odzież i obuwie (można się sprzeczać, czy nie powinno być to w potrzebach, ale mi to pasuje tutaj)
- hobby
- rower
- inne zakupy i rozrywka
Oszczędności i inwestycje
Zgodnie z planem co miesiąc oszczędzam stałą kwotę na fundusz bezpieczeństwa, oraz odkładam na inwestycje. Zarządzam tym przy pomocy swojego zestawu oszczędnościowo-inwestycyjnego. Dla własnych potrzeb ustaliłem, że część odkładam na inwestycje bezpieczne, a część na agresywne.
- fundusz awaryjny
- inwestycje – bezpieczne
- inwestycje – agresywne
Jeśli potrzebujesz takiego dokładniejszego podejścia, to rozbij swoje wydatki na kategorie, które będą Ci odpowiadać. Ale trzymaj się przy tym kilku zasad:
- Niech kategorie będą jednoznaczne – tak, abyś nie musiał się zastanawiać do której z kategorii przypisać dany zakup.
- Zachowaj przy tym pewien poziom ogólności – nie mnóż kategorii ponad konieczność. Pamiętaj jaki jest cel – ogólne rozeznanie w poszczególnych typach wydatków.
- Kategorie powinny być w zgodzie z Twoim stylem życia – jeśli nie jadasz na mieście, lub robisz to rzadko, to nie używaj tej kategorii. Po co masz tam wpisywać „0 zł” co miesiąc?
- Nie bój się kategorii „inne” – jeśli jakiś wydatek nigdzie nie pasuje, to wrzuć go do „innych”. Ale jeśli zauważysz, że „inne” stanowią znaczny procent Twojego budżetu, będzie to sygnał by się temu fragmentowi dokładniej przyjrzeć i być może wyodrębnić nową kategorię.
- Zmiany są częścią systemu – jeśli coś nie działa, to zmień to. Jeśli chcesz dokładniej znać strukturę swoich wydatków, to stwórz więcej kategorii. Jeśli uważasz, że u Ciebie najlepiej połączyć w jedno kategorie „kultura” i „imprezy” lub jakiekolwiek inne – bardzo proszę!
Zarządzanie finansami osobistymi w taki sposób pozwala mi na wydawanie pieniędzy na rzeczy dla siebie, zachcianki i drobne przyjemności – bez poczucia winy, że wyrzucam pieniądze, które mógłbym zaoszczędzić lub odłożyć na jakiś istotny wydatek w przyszłości.
Teraz możesz zacząć przewidywać przyszłość
Po co tak naprawdę tworzymy budżet domowy? Pierwsza odpowiedź jaka przychodzi na myśl: po to, by sprawdzić, którędy wyciekają nam z portfela pieniądze. A potem – by w miarę możliwości zaradzić niepotrzebnym wydatkom. Czy to wszystko?
Nie!
Jest jeszcze jeden pozytywny skutek prowadzenia budżetu i kontrolowania swoich finansów – możliwość planowania na przyszłość.
Wszystko sprowadza się do porównania wydatków planowanych z rzeczywistymi.
Już teraz zaplanuj swoje przyszłe wydatki „na sucho” – już w pierwszym miesiącu budżetowania, nie mając jeszcze twardych danych z poprzedniego miesiąca. Jest to doskonałe ćwiczenie, dzięki któremu możesz sprawdzić jak dobra jest Twoja finansowa intuicja.
Zacznij teraz i pomyśl, ile chciałbyś wydać w kwietniu na podstawowe życiowe potrzeby, ile na zachcianki i przyjemności, a ile chciałbyś zaoszczędzić. Może masz jakieś szczególne typy wydatków, które chciałbyś śledzić?
Pod koniec miesiąca sprawdź na ile wywiązałeś się z tego planu, gdzie trafiłeś w punkt, a gdzie pojawiły się największe różnice. W tym momencie powinny się pojawić wnioski na przyszłość :).
W kolejnym miesiącu, kiedy już będziesz wiedział ile i na co wydałeś poprzednio, będzie Ci już znacznie łatwiej robić takie prognozy.
Systematycznie porównuj swój plan z realnymi wydatkami i utrzymuj ustalone limity.
Co będziesz z tego miał?
- Wiedzę, gdzie szukać oszczędności – zobaczysz, w których miejscach wydajesz więcej, niż byś tego chciał. W końcu zaplanowałeś sobie niższe wydatki, więc pewnie uważasz, że ustalony przez Ciebie limit jest możliwy do osiągnięcia. Zacznij już od kolejnego miesiąca!
- Cel do osiągnięcia – staraj się nie przekraczać narzuconych sobie wcześniej limitów. To dobry, krótkoterminowy cel na kolejny miesiąc.
- Test samodyscypliny – tej jakże ważnej cnoty, jeśli chodzi o oszczędzanie i inwestowanie :). Sprawdź się! Zobacz, czy jesteś w stanie oprzeć się niezaplanowanym wydatkom.
- Plan na przyszłość – dzięki znajomości swoich przyszłych wydatków będziesz mógł z dużym wyprzedzeniem zaplanować większe zakupy. O ile łatwiej odkładać co miesiąc ustaloną kwotę, niż w jednej chwili wyłożyć kilka tysięcy?
- Bezpieczeństwo w razie kłopotów finansowych – comiesięczne „zachcianki” i oszczędności to także Twój „luz” w budżecie. W ewentualnej trudnej sytuacji będziesz dokładnie wiedział gdzie szukać potrzebnych pieniędzy.
Przydatne narzędzia (i unikanie papirologii)
Też nie lubisz szelestu walających się wszędzie papierów? I bardzo dobrze!
Skuteczne budżetowanie wcale nie musi oznaczać ślęczenia nad każdym rachunkiem z supermarketu i spisywaniem po kolei każdego. Osobiście wolę unikać nadmiaru papierologii, biurokracji i innych utrudniaczy życia.
Nadmiar papieru to nadmiar obowiązków. A wiadomo czym to się kończy – zniechęceniem.
Na szczęście są technologie, które ułatwiają śledzenie wydatków i jednocześnie nie zalewają nas toną papieru, wyliczeń i skomplikowanych formuł.
Sam za większość zakupów płacę kartą, a wszystkie przelewy robię online. Dzięki temu mam natychmiastowy podgląd tego ile i gdzie wydałem.
Zakupy w Cubusie to na pewno kategoria „zachcianki/ubrania”, Sphinx to „zachcianki/jedzenie na mieście”, a przelew do Energi to „potrzeby/rachunki”. Łatwizna!
Trochę trudniej jest w przypadku dużych zakupów, np. w hipermarketach, gdzie oprócz jedzenia do domu, kupuję też jakieś użytkowe sprawy, chemię gospodarczą i inne drobiazgi. Tutaj może być konieczna natychmiastowa reakcja i spisanie wydatków od razu po powrocie do domu i rozpakowaniu siat.
Ale też nie z rachunkiem w ręku!
Znów idę na łatwiznę i określam „mniej-więcej”: tyle poszło na to, tyle na to, a tyle na tamto. Będąc świeżo po zakupach takie zaokrąglenia i przybliżenia są wystarczająco dokładne dla moich potrzeb.
Zakupowe wydatki możesz wpisywać do arkusza kalkulacyjnego, możesz też skorzystać z Kontomierza. Ta aplikacja podsumuje wszystkie Twoje transakcje, porówna z zaplanowanym budżetem i podpowie oszczędności.
Wypróbuj różne podejścia do budżetowania. Sam nawyk spisywania wydatków jest nie do przecenienia – warto się go trzymać. A sposoby na prowadzenie domowego budżetu? – jest ich wiele, wypróbuj kilka i wybierz ten, który najlepiej sprawdza się w Twojej sytuacji.
Fot. Eole.
Prowadzenie budżetu nudne? Toż to najlepsze, co może człowieka spotkać! A może po prostu jestem dziwna… W każdym razie robię to z czystą przyjemnością. Tak samo jak nie potrzebuję żadnego celu, żeby oszczędzać – to jest celem samym w sobie i wiecznie mi mało. Jeszcze pół roku temu szalałabym z radości, mając na kontach to, co teraz, ale jak to zwykle w życiu bywa – myślę już o dużo większych kwotach. Budżetowanie i oszczędzanie to bułka z masłem :)
Mi budżetowanie – w takim systemie, jaki sobie wypracowałem – też sprawia pewną przyjemność ;). Tak samo jak zarządzanie finansami na kontach, przerzucanie środków na lokaty itp. I też się zastanawiam, czy to jest dziwne, czy może jednak nie… ;)
Masz jakiś swój sposób na budżetowanie, który sprawia, że to rzeczywiście bułka z masłem? Możesz coś polecić?
Mój problem polega na tym, że każdego miesiąca mam „obowiązkowe” wydatki w innej wysokości, a przychody takie same, więc nie mogę ustalić sobie jednego budżetu i wprowadzać do niego tylko nieznacznych zmian.
Oczywiście najpierw płacę sobie, ale każdego miesiąca jest to inna kwota. Wiem, jakie koszty mnie czekają, więc od środków, które dostałam, odejmuję tę kwotę i jeszcze 100 czy 200 złotych, na nieprzewidziane wydatki (ostatnio padła mi bateria w zegarku) i przyjemności, resztę przeznaczam na oszczędzanie (nie będę się rozpisywać o tym teraz). Mam też zapasową kasę na koncie oszczędnościowym, gdyby zaskoczyło mnie coś droższego niż 200zł ;)
Jak wygląda mój budżet? To plik w excelu. Wyszczególniłam kilka ważnych dla mnie grup: bilety (używam jednorazowych i chcę wiedzieć, kiedy przestanie mi się to opłacać), opłaty, jedzenie, hobby, kosmetyki, leki, do domu, ubrania, inne… Trochę tego więcej, niż zalecasz, ale zaraz wyjawię moją „sztuczkę”.
Stworzyłam do każdej z grup trzy kolumny i przypisałam im różne priorytety: wysoki (wydatki, których nie da się uniknąć), średni i niski (przyjemności, zachcianki, wyrzucanie pieniędzy na nieudane zakupy, drogie oferty – gdy nie chciało mi się szukać tańszych produktów itp.).
Każdy wydatek przyporządkowuję do odpowiedniej kategorii i odpowiedniego priorytetu. Wszystko – nawet „jedzenie na mieście” – może być względne. W momencie, gdy można spokojnie zjeść w domu albo przygotować sobie kanapki, jest to niski priorytet. Ale czasem pomimo zjedzonych kanapek nadal jest się głodnym, a do powrotu do domu zostało kilka godzin – wtedy jest to raczej konieczność, czyli priorytet średni. Kiedy jest się w podróży, to już w ogóle nie można inaczej, bo kanapki w końcu się zepsują, dlatego wtedy to wysoki priorytet.
To akurat moje przyporządkowanie, każdy może mieć inne, w zależności od potrzeb. Najważniejsze to być ze sobą szczerym i pilnować, żeby wydawać rozsądne kwoty na zachcianki.
Nie jest to budżet w takim zamyśle, jak zazwyczaj przedstawia się go na blogach o oszczędzaniu, ale jest bardzo przydatny. Każdego miesiąca widzę, ile mam jakich wydatków – po roku wiem, co mnie czeka, bo w skali roku moje obowiązkowe opłaty niewiele się zmieniają.
Mam też doskonały plan na „cięższe” czasy, od razu widzę w której kategorii mogę „ciąć” wydatki i o ile. Staram się wydawać pieniądze racjonalnie, ale przyjemności każdy potrzebuje w życiu ;)
Jeśli jednak wydatki w priorytecie niskim są wyższe od priorytetu średniego (tu zapisuję wszystko, co jest pomiędzy obowiązkiem a zachcianką, np. gdy znosi mi się kurtka (jeszcze da się jej używać), ale kupię już nową), wtedy w kolejnym miesiącu przeznaczam większą kwotę na oszczędności. Wszystkie środki, które zostaną na koniec miesiąca, a zwykle jest to kilkadziesiąt złotych, przelewam na konto oszczędnościowe.
Wpisuję wszystko ręcznie, nie zajmuje mi to dużo czasu i wcale nie jest to przykrym obowiązkiem. Może to kwestia tego, że mam poczucie, że panuję nad swoimi finansami.
A co do przelewania kasy na konta oszczędnościowe, zakładania lokat i w ogóle gospodarowanie środkami wolnymi to przecież nasz mały skarb, obcowanie z nim zawsze będzie przyjemne (zwłaszcza gdy rośnie) :)