Jak udał się restart bloga? Czemu wpisy gościnne potrzebują równie długich disclaimerów? Co było najważniejszym wydarzeniem finansowym maja? Zapraszam do tradycyjnego podsumowania.
Na początku każdego miesiąca opisuję ten poprzedni – co działo się w finansach i na blogu. Jest trochę technikaliów związanych z warsztatem i prowadzeniem bloga, a także jedna czy dwie informacje z rynku finansowego.
To zawsze jedne z dłuższych wpisów – po każdym miesiącu zbiera się wiele różnych spraw do opisania. A w maju działo się wyjątkowo dużo…
Dlaczego tak mało piszę o inwestycjach?
Wcześniej dużo miejsca na blogu poświęcałem własnym inwestycjom. Co więcej, publikowałem nawet dokładny stan swojego portfela inwestycyjnego, a do tego czasem dorzucałem jeszcze jakiś wykres (na którym krzywe zawsze rosły wolniej, niż bym tego chciał).
Od jakiegoś czasu już tego nie robię. Dlaczego?
Najważniejsza przyczyna jest taka, że inwestowanie (rozumiane jako giełda i fundusze) nie są centralnym punktem moich zarobków. Wstyd się przyznać, ale z miesiąca na miesiąc poświęcam im coraz mniej uwagi.
Wstyd robi się trochę mniejszy w momencie, w którym ten zaoszczędzony czas i uwagę poświęcam na rzeczy, które dają mi większe zyski. Po prostu.
I takie podejście polecam każdemu. Zamiast siedzieć i godzinami analizować wykresy szukając okazji życia dla inwestycji za 5000 zł, lepiej skupić się na tym, by te 5000 zł zarabiać co miesiąc (kwoty z sufitu, wstawcie sobie bardziej pasujące ;) ).
Pewnie kiedyś proporcja się odwróci i warto będzie znów poświęcać coraz więcej czasu inwestycjom. Wtedy też ten temat wróci na bloga (wolę nie pisać o czymś, z czym nie mam praktycznego doświadczenia). Ale to najwcześniej za kilka lat.
Skupiam się też na samym blogu, bo go bardzo lubię :).
Krajobraz po przenosinach
W tym miejscu opisuję techniczne aspekty blogowania. Jeżeli cię to nie interesuje, to przejdź od razu do wniosków po wpisach gościnnych, opisu polityki zarabiania na tym blogu lub najważniejszej informacji finansowej maja.
Na początek powiem, że jest nieźle. Dużo lepiej, niż się spodziewałem. Startowałem z poziomu ok. 3000 unikalnych odwiedzin w typowym miesiącu. Nie jest to jakoś specjalnie dużo – powiedzmy, że klasa średnia (lub jej dolne granice) w polskich blogach finansowych.

Byłem przygotowany na znaczny spadek. W okolice tysiąca, może nawet mniej. Okazało się, że upadek nie był aż tak bolesny (dużą zasługę mają tu wpisy gościnne, o których poniżej).

2735. Te brakujące trzysta odwiedzin pewnie byłyby do odrobienia na początku miesiąca (nowe Metafinanse wystartowały 7 maja).
Jedna rzecz, która leży kompletnie, to wyszukiwanie. Na blogspocie odpowiadały za ponad połowę odwiedzin. A teraz?
5%!
Skandalicznie mało. I pewnie zacznę odczuwać konsekwencje takiej struktury odwiedzin, gdy już wyczerpie się premia wynikająca z „nowości” i wpisów gościnnych.
Jako osobę nastawioną na wyniki trochę mnie to martwi.
Jako bloger jestem nawet zadowolony. Chciałbym na Metafinansach tworzyć społeczność życzliwych (o tym, dlaczego akurat to podreślam – już za moment) i zainteresowanych tematem osób. A temu celowi sprzyja naturalny przepływ czytelników między blogami, polecanie bloga znajomym, a także newsletter. Wyszukiwanie? – raczej nie.
(Dla zainteresowanych dodatkowymi statystykami: newsletter w miesiąc rozwinął się od 0 do ponad 200 czytelników, RSS z 300 do 350.)
No i właśnie. Chciałem, by na kilku blogach Metafinanse widniały nie tylko jako anonimowy link w pasku bocznym, tylko coś więcej. Tak w ramach osobistego podejścia do finansów, które widnieje w tytule bloga. Stąd pomysł wpisów gościnnych.
Metafinanse tu i tam
Przy okazji odnowienia bloga porwałem się też na mały eksperyment. Trzy wpisy gościnne na zaprzyjaźnionych blogach.
Eksperyment podwójny – bo i sam pomysł gościnnych wpisów to dla mnie nowość, jak i powiązany z tym newsletter. Jak wyszło?
Otwartość blogerów jest fantastyczna. Bardzo się cieszę, że ze swoim blogiem jestem częścią takiej pomocnej i otwartej na współpracę społeczności. Wielkie dzięki.
W ostatnich dniach gościłem na trzech blogach:
3 największe kamienie milowe na drodze do wolności – wpis na blogu Droga do Wolności: piszę w nim o tym, że „wolność finansowa” to nie tylko stan konta. To także stan umysłu (który zresztą można osiągnąć bez milionów na rachunku).
5 poziomów oszczędzania – tekst na blogu 10 procent rocznie: opisuję w nim (na własnym przykładzie) jak z czasem ewoluuje koncept oszczędzania i jak zmieniają się poszczególne cele.
5 wartości, o których łatwo zapomnieć w pogoni za najwyższą stopą zwrotu – tekst na blogu APP Funds: a w nim trochę bardziej „miękkie” podejście do finansów. Czyli nie rachunki, lokaty i gdzie zarobisz najwięcej – tylko jakie wartości i cechy charakteru są ważne przy świadomym zarządzaniu finansami domowymi.
Te wpisy wygenerowały naturalnie największą liczbę odwiedzin w ostatnich dniach.
Autorom tych blogów jeszcze raz bardzo dziękuję za gościnność i wsparcie!
A odbiór samych tekstów? Mam trochę mieszane uczucia.
Skok w odwiedzinach jest fajny, ale niektóre komentarze pod opublikowanymi wpisami prowadzą mnie do wniosku, że wpis gościnny (i budowanie newslettera przy tej okazji) to jakaś wielka nowość, przynajmniej dla niektórych czytelników blogów finansowych.
I, jak do każdej nowości, podchodzą do tego bardzo nieufnie.
Ta nieufność przejawia się w komentarzach typu „ciekawe ile ten pan zapłacił za ten wpis sponsorowany” lub w narzekaniach, że jak to, że trzeba mail podać, by dostać poradnik?…
Bardzo dziwi mnie taka postawa.
Tym niemniej, mam nadzieję, że to odosobnione głosy narzekaczy, a wszyscy pozostali fajni ludzie już tu są. Przy okazji – jeżeli jesteś nowym czytelnikiem Metafinansów, to zapraszam do przedstawienia się w komentarzach :).
Zarobki? Ale przecież nie ma reklam!
Na linki partnerskie też ktoś marudził… No tak. Nie ma reklam, ale są linki z programu partnerskiego Bankier.pl. I, biorąc pod uwagę, jakie kontrowersje wzbudza prośba o podanie maila, podejrzewam, że i tutaj jest spore pole do narzekań.
Zwłaszcza, że zamierzam – od czasu do czasu – wpleść jakiś link partnerski do treści wpisu. Oczywiście tylko tam, gdzie jest to merytorycznie uzasadnione, nie razi i pasuje do kontekstu.
Ale przed takimi linkami nie zamierzam ostrzegać. Wiem, że niektórzy przy takich linkach wstawiają komentarz i informację, że to link partnerski. Nie u mnie. Z dwóch powodów.
Rezygnacja z reklam i przejście na program partnerski to świadoma decyzja. Chcę mieć kontrolę nad tym, co wam polecam. I teraz taką kontrolę mam: linkuję tylko do ofert, co do których jestem absolutnie przekonany, że są korzystne dla was.
Dlatego nie znajdziecie tu rzeczy, z których miałbym pewnie najwyższą prowizję, ale o których wiem niewiele (kredyty hipoteczne), albo które są szkodliwe i wprost sprzeczne z misją mojego bloga (kredyty konsumenckie, samochodowe itp.). Zamiast tego są rzeczy, na których się znam, z których korzystam sam (lub korzystają moi znajomi) i co do których mam pewność, że są po prostu dobre.
Po drugie, jeżeli jesteś osobą, która potrzebuje wielkiego ostrzeżenia „TU NIE KLIKAJ, BO JESZCZE KTOŚ NA TYM ZAROBI”, to przykro mi, ale nie jesteś typem czytelnika, na którym mi zależy i z którym chciałbym budować społeczność Metafinansów.
Uważam, że to przejrzyste i uczciwe podejście. Polecam tylko rzeczy, co do których jestem przekonany – i robię to z taką pewnością, że nie wklejam wielkiego disclaimera przy każdym linku. I bez żadnego naganiania i naciągania.
No dobra, ale czy ten blog w ogóle musi na czymś zarabiać? Nie można tak z dobrego serca?
Metafinanse to dla mnie przede wszystkim hobby, nie źródło zarobku. Ale z prowadzenia bloga chcę zrobić takie hobby, do którego nie będę musiał dokładać. W momencie, w którym zwróci mi się koszt szablonu, hostingu i domeny, to będę szczęśliwy. A wszystko, co ponad to, będę traktował jako bonus za poświęcony czas.
W każdym razie, od zysków z bloga moje życie nie zależy, więc możecie mieć pewność, że nie będę wam wciskał jakichś dziwnych rzeczy, byle tylko dostać prowizję i mieć na rachunki.
A stali czytelnicy i tak na pewno wiedzą, że wszystko, co ten blog dotychczas zarobił, zainwestowałem w jego rozwój. W jakiś sposób te pieniądze do was wracają ;).
A konkrety? W maju Metafinanse zarobiły tyle, co na AdSense w pół roku – czyli trochę ponad 300 zł.
Maj w finansach osobistych
Najważniejszą informacją maja jest dla mnie zapowiedź startu Alior Sync.
To nowy „spin-off” Alior Banku, z którym wiążę duże nadzieje. Z kilku powodów.
Lubię Alior Bank. Mam tam swoje główne konto i większość produktów finansowych, z których korzystam na co dzień. Wprawdzie płacę co miesiąc za kartę debetową i jakieś drobne za nieliczne przelewy z konta firmowego, ale (dla mnie) są to pieniądze dobrze wydane.
Z pierwszych zapowiedzi Alior Sync wnioskuję, że autorzy tego projektu dobrze rozłożyli akcenty między nowoczesnością (i różnymi nowinkami technicznymi), a korzystną ofertą. W odróżnieniu od nowego mBanku, gdzie obawiam się, że pęd do nowoczesności przysłoni to, co w bankowości najważniejsze.
Jestem bardzo ciekaw, co Alior Sync zaproponuje oszczędzającym.
No i w końcu ktoś poszedł po rozum do głowy i stworzył przydatny planer finansowy w ramach konta bankowego. Próbowało ING, próbowało Millenium, ale pomysł wszędzie rozbijał się o to samo – dane finansowe dotyczyły tylko jednego konta, w tym jednym konkretnym banku. A co jeżeli jestem aktywnym klientem i moje finanse osobiste rozsiane są po kilku bankach?
No to Alior Sync proponuje agregator finansowy wielu kont, także w innych bankach. Z jednego miejsca można będzie kontrolować wszystkie swoje finanse. To krok w dobrym kierunku. I bardzo mi się to podoba.
—
A jak wam minął maj? Jakie wiadomości finansowe zwróciły waszą uwagę?
—
Czytam ten wpis już któryś raz przed publikacją i mam wrażenie, że dużo miejsca poświęcam na usprawiedliwianie się. Ale takie jasne przedstawienie zasad, którymi się tu kieruję, jest chyba potrzebne.
Fajne podsumowanie, ale trochę długie. Nie czytałem wszystkiego dokładnie, ale przeskanowałem tekst i najważniejsze rzeczy wyciągnąłem.
Co do programów partnerskich to tutaj tkwi potencjał, ale dużo też zależy od tego co jest aktualnie obecne (a nie ma co ukrywać że najbardziej dostępne są produkty kredytowe i tzw. regularnego oszczędzania – bo tutaj banki mają się czym dzielić).
Co do statystyk to albo u mnie analytics się pochrzanił bo w momencie przeniesienia domeny zanotowałem wzrost odwiedzin (ale miałem aktywne przekierowania). A w pierwszym tygodniu wyszukiwarki odpowiadały za 58% odwiedzin.
W każdym razie gratuluję, nie przejmuj się komentarzami zawistników (podobało mi się stwierdzenie że publikując wpis gościnny sprzedaliśmy się:) i keep up the good work:)
Co do statystyk, to pewnie wkrótce zdejmę starego bloga na blogspocie, to powinno jakoś pomóc wyszukiwarkom. Jestem bardzo ciekaw kolejnego miesiąca.
—
Nie dość, że się sprzedałeś, to padłeś ofiarą naganiacza na kredyty i fundusze (tak, tak, to o mnie!). Już niżej chyba nie można upaść… ;) Komcionauci nie zawodzą.
Tak powoli dochodzę do wniosku, że może nawet nie chciałbym mieć super-popularnego bloga i być gdzieś w czołówce. Teraz jest fajnie, w komentarzach piszą konkretni ludzie, których rozpoznaje po nickach i z którymi można normalnie wymienić kilka zdań. Za to nie ma jakichś losowych zawistników, nie mam też problemów z moderacją…
Według mnie wpisy gościnne to bardzo fajny pomysł, który popieram i sam chciałbym kiedyś wprowadzić u siebie.
Co do programów partnerskich to właściwie Marek wszystko podsumował.
Co do maja to jak pisałem u siebie najciekawszym wydarzeniem jest zapowiedź Alior Sync, zobaczymy jak to się dalej wszystko rozwinie.
Powodzenia w dalszym rozwijaniu bloga i zapraszam do mnie czasami :)
edit: coś nie potrafie ogarnąć tego sposobu komentowania, zamiast nicka wrzuca mi imię i nazwisko ;P więc:
xamriks z Finanse dla wszystkich
Zaloguj się do disqus.com i zmień formę prezentacji danych:)
Dzięki za komentarz. Z zaproszenia często korzystam ;).
Krytyczne wpisy na APP Funds dotyczyły konkretnych kwestii, tj.
1) wprowadzania w błąd czytelnika: „pobierz darmowy newsletter ” przekierowuje do strony „Dziękujemy za zapisanie się do newsletter”, mimo że nie było o tym mowy stronę wcześniej (zresztą dalej o tym nie informujesz na Twojej stronie, co wciąż może wprowadzać w błąd),
2) braku jasnej informacji o zarabianiu na polecanych ofertach i możliwym konflikcie interesów: tu oczywiście wierzę, że jako jedyny kieruję się dobrem nie swoim lecz czytelnika (w przeciwieństwie do innych polecaczy, którzy piszą, że kieruję się dobrem nie swoim lecz czytelnika lecz w rzeczywistości swoim), jednak dobrą praktyką jest taka informacja, zwłaszcza że skoro z przekonaniem uczciwie polecasz co najlepsze to tym bardziej nie masz powodów ukrywać, że zarabiasz na tym.
Być może jest to w szerokiej pojętej „normie”, jednak tego typu proste manipulacje rażą.
W 1) chodziło mi oczywiście, że „pobierz darmowy poradnik” przekierowywało a nie „”pobierz darmowy newsletter”, jak napisałem (wtedy by było zgodnie z prawdą).
Dzięki za konstruktywny komentarz!
1. Fakt, dopiero teraz zauważyłem, że na stronie z prośbą o podanie maila jest mowa tylko o poradniku i nie ma wzmianki o newsletterze. To rzeczywiście mogło wprowadzać w błąd.
Ale nie zgodzę się z tym, by nazywać to manipulacją. Nie trzeba od razu zakładać czyjejś złej woli. Niedopatrzenie i tyle.
To chyba jeszcze nikomu krzywdy nie zrobiło. Niezadowolonych dzielą dwa kliki od wypisania się. Proszę tylko o tak niewielki kredyt zaufania, nic więcej.
2. Naprawdę potrzebujesz ostrzeżenia przy każdym linku? Może też od razu obok drugi link, bez pośrednictwa systemu partnerskiego, tak by każdy miał szansę na małą zawiść? Ciekawe, w który byłoby więcej klików…
Jest informacja: na tym blogu są linki partnerskie, lista polecanych produktów jest w kilku miejscach na stronie. Moim zdaniem to wystarczy.
Z wpisów nigdy nie odsyłam bezpośrednio do formularza oferty, tylko na stronę z moim opisem produktu. Do tego jest informacja, że w razie jakichkolwiek pytań można do mnie wysłać maila i odpowiem.
Do tego co robię podchodzę, w swoim mniemaniu, uczciwie. A ton niektórych komentarzy jest taki, że powinienem się wstydzić tego, że zarabiam cokolwiek na blogu i przepraszać za każda złotówkę, która wpłynie na moje konto.
A tymczasem oburzeni na moje „manipulacje” wymieniają się w komentarzach pod gościnnym wpisem poradami, jak ominąć podawanie maila z pomocą stron z generatorami 10-minutowych maili…
Kwestia linków partnerskich jest problematyczna.
Blogerzy mają z tego wymierne zyski, a to niesie ze sobą ryzyko dla czytelników. Mówisz, że umieszczasz wpisy do ofert sprawdzonych, o których posiadasz wiedzę. Gdy ktoś z nich korzysta to albo jest nieświadomy, iż jest to link partnerski albo obdarza Cię ZAUFANIEM.
Czy potencjalny czytelnik ma powód by Tobie nie ufać? By sądzić, że kierujesz się czystą chęcią zysku? Nie (albo po prostu ja nie widzę powodu). Drugie ytanie brzmi co jest powodem by Cię (czy innego blogera) tym zaufaniem obdarzyć. I tu podobnie, także nie ma ku temu powodu.
Więc może czas by zacząć dawać powodu. Gdy czytelnik wie „ten link jest partnerski – bloger dostanie dolary” to jaka by jego decyzja nie była, widzi że nie ukrywasz tego i jasno informujesz. Co to daje? Zarabiasz na ludziach, którzy świadomie decydują się skorzystać z oferty, ufając Ci, że nie polecasz im bubla. Gdy jest to jasne napisane, każda zarobiona złotówka będzie efektem zaufanie jakie wywołujesz swoją osobą na tym blogu.
Ale co ja tam wiem ;) Pewnie bredzę z niedospania. :)
Ale to przecież nie jest tak, że klikasz link i od razu jesteś zapakowany w polecany produkt. Celowo cały proces ułożyłem tak, by miał kilka kroków.
Linki z wpisów nie zakładają automatycznie konta/lokaty/czegokolwiek ani nie otwierają od razu formularza zgłoszeniowego ani nawet nie kierują do strony systemu partnerskiego.
Linki z wpisów kierują na stronę ofertową stworzoną przeze mnie, stronę która cały czas jest w „ekosystemie” bloga. I to ta strona jest praktycznie jednym wielkim znakiem mówiącym o tym, że jest to link partnerski lub coś w tym rodzaju.
Dodatkowo, osoby które z jakichś powodów uważają, że nie dałem im jeszcze pretekstu, by mi zaufać – mają wprost podane, że w razie jakichkolwiek wątpliwości czy pytań mogą do mnie bezpośrednio napisać, spytać o polecany produkt, poprosić o jakąś poradę…
W 1) chodziło mi oczywiście, że „pobierz darmowy poradnik” przekierowywało a nie „”pobierz darmowy newsletter”, jak napisałem (wtedy by było zgodnie z prawdą).
Wywal blog na blogspocie bo Ci Google za jakiś czas tę domenę zbanuje i licznik z wyszukiwarek zatrzyma się na tych 5%. Duplikacja treści to coś czego Google bardzo nie lubi i trzeba przy przenosinach na to uważać. Ewentualnie jak Ci się chce, to możesz na blogspocie okroić mocno wpisy i tylko dodać odnośnik do pełnej treści na nowym blogu, zarobisz kilka linków z dobrej domeny z historią i będziesz mógł przekierować część użytkowników na nowego bloga.
Co do reszty podsumowania to nie zgadzam się z nim w tylu punktach, że odpuszczę sobie komentarz ;)
Kamil a może jednak znajdziesz czas skomentować?
Bo co jak co ale Krzysiek zagrał Va Bank i ciekaw jestem efektów. Ja na razie mam inne sprawy na głowie niż blogowanie, ale z uwagą i ciekawością się przyglądam efektom tych działań.
A myślę że dobry komentarz pomoże zarówno Krzyśkowi jak i mnie:)
Marek, ucz się na moich błędach ;).
Na razie ciężko stwierdzić czy na błędach. Niecały miesiąc działania to stanowczo za mało by cokolwiek powiedzieć przy tak dużych zmianach (aczkolwiek u mnie statystyki już w pierwszych dnia były zastanawiające, ale to było tylko przejście na domenę)
Najważniejszy aspekt związanych z blogiem skomentowałem, reszta to moje subiektywne odczucia, moim zdaniem Krzysiek zrobił sobie teraz tutaj bloga sprzedażowego, zamieszczanie linków polecających bez informacji, rezygnacja z AdSense na rzecz programów partnerskich i jeszcze te zachęty we wpisach gościnnych, aby wziąć jego darmowego ebooka i zapisać się do newslettera.
Sorry ale mi się natychmiast zapala czerwona lampka, takie praktyki są domeną sprzedawców, którzy wciskają kit swoim czytelnikom i ich nie szanują. Jak ja bym zrobił ebooka to bym nie tworzył atmosfery jakby miał komuś podać na tacy jakąś tajemną wiedzę i to za darmo, wyświadczając mu wielką przysługę. Ja bym po prostu go udostępnił, tak jak to zrobiłem np. z moim wnioskiem o obniżenie marży kredytu, który został już przeczytany kilka tysięcy razy.
Zresztą w podobny sposób były zapowiadane zmiany na blogu. Na moje Krzysiek przeczytał jakąś książke/poradnik sprzedażowy i posługuje się tymi zagraniami z pogranicza NLP, tylko chyba nieco nieudolnie bo są zbyt jawne. Mnie to niestety odrzuca.
Od strony techniczne blog też mi się teraz nie podoba, ale ja jestem minimalistą w tych sprawach. Reasumując, nie idźcie ta drogą :)
ps. po prawdzie myślałem też, że statystyki bloga miałeś jednak nieco lepsze patrząc na ten rozmach, kiedyś się chyba będę musiał swoimi pochwalić.
Kamil, bardzo dziękuję za zdecydowaną opinię!
Rozumiem skąd może brać się wrażenie, że zrobił się z tego blog sprzedażowy. Ale może to wrażenie zniknie, gdy zmiany zdążą się już „przyjąć”. Bo teraz wydaje mi się, że z czegoś, co jest marginesem na tym blogu, zrobił się nagle jeden z głównych tematów.
W każdym razie, trochę żałuję, że tak to odbierasz, bo moje założenie było całkiem odwrotne. Chciałem zdjąć wszystkie rzeczy związane z zarabianiem i polecaniem produktów z głównej strony bloga. I całą uwagę poświecić treści, bo to jest najważniejsza wartość Metafinansów.
A część sprzedażowa jest ukryta gdzieś za kilkoma podstronami. Dla zainteresowanych, bez żadnego nachalnego namawiania i wciskania produktów. Jedyna wskazówka, to okazjonalny link zgodny z kontekstem wpisu.
Tym niemniej, jeżeli takie negatywne nastawienie do linków partnerskich będzie powszechne i się utrzyma, to zmienię swoje podejście. Dla mnie nadal najważniejszy jest czytelnik i to, by przekazać jak najlepszą i jak najbardziej przydatną treść. Jeżeli linki partnerskie będą to zakłócać, to znikną. Tak jak zniknęły reklamy.
Ebook. Pierwszego udostępniłem na dokładnie takich zasadach, o jakich piszesz (http://metafinanse.blogspot.com/p/notatki-o-pieniadzach.html ). Bezpośredni link, za darmo, żadnych maili. Teraz zdecydowałem się poeksperymentować z innym podejściem. Jestem ciekaw efektów i reakcji. Dlatego też Twoja opinia jest dla mnie bardzo cenna.
Podejście do bloga, zmian i wpisów bierze się po części z thinktraffic.net – strony, którą polecam każdemu blogerowi. Nie z żadnych poradników sprzedażowych, tym bardziej NLP. Jeżeli moje starania, by prowadzić lepszy blog, wyglądają nieudolnie, to żałuję.
Statystyki mam jakie mam. To bardzo kameralny blog (właściwie pierwszą dużą akcją promocyjną były ostatnie wpisy gościnne) – i może tak jest właśnie najlepiej :).
Mam nadzieję, że mimo pierwszego negatywnego wrażenia po zmianach, będziesz jeszcze odwiedzał mój blog!
Odwiedzał będę, przecież ze swojego blogrolla go nie usunąłem ;-) może wyszło za dosadnie, bo możesz sobie robić na blogu co Ci się rzewnie podoba, a ja nie chciałem rozwijać początkowo swojej opinii bo jest jaka jest i tego nie zmienię.
Kto wie, może kiedyś też zacznę na blogu pośredniczyć w sprzedaży produktów regularnego oszczędzania, ale to dopiero wtedy jak piekło zamarznie ;)
Co do reszty to pewnie nieco tłumaczy, na stronach typu thinktraffic są dobre pomysły, ale moim zdaniem właśnie dla stron, które chcą być masowe, z jednej strony piszesz, że podoba Ci sie kameralny blog, a z drugiej wprowadzasz zmiany aby zwiększyć ruch, to się ze sobą mocno kłóci.
No właśnie chyba lada dzień wywalę blog z blogspota. Chociaż starałem się zadbać o to, by nie robić duplicate content – są nowe wpisy, a te archiwalne zostały przeredagowane (czasem w znacznym stopniu) i zaktualizowane.
Tak się zastanawiam, wciąż myśląc o najważniejszych informacjach finansowych maja: słyszeliście o tym, że Mastercard jednak zgadza się na obniżenie opłat intercharge? Tyle, że bardzo „na swój sposób” – obniżki będą różne dla różnych typów kart.
Czy to posunięcie (+ obniżka po stronie Visy, po dogadaniu się z NBP) ma w ogóle szanse coś zmienić na polskim rynku „karcianym”?
A ja dla odmiany gratuluję zmian. Nie jest to może najładniejszy blog jaki widziałem, ale wygląd zdecydowanie na plus:). Zdjęcie Adsense w zamian za linki partnerskie do kilku produktów wydają się ciekawym rozwiązaniem. Na pewno blog jest „ładniejszy” przez brak reklam.
Co do wszelkich zarzutów jakie pod Twoim adresem usłyszałeś – nie ma co się przejmować. Zawsze znajdzie się ktoś, komu się coś nie podoba. Najbardziej bawi to, że w większości przypadków są to ludzie, którzy sami niczego nie robią i tylko potrafią narzekać na kogoś, mimo iż udostępnia im on sporą ilość wiedzy całkowicie za darmo.
Cześć, dzięki za komentarz. Cieszę się, że zmiany Ci się podobają :).
Negatywne komentarze i zarzuty zawsze trochę bolą (bardzo bym chciał, by wszystko było tu idealne ;) ), ale wyciągam z nich wnioski i kilka pozytywnych zmian pod ich wpływem już tu dokonałem.