Nikogo nie obchodzi co sądzisz o Standard & Poor’s
Tak naprawdę, to nie ma znaczenia, czy się tym przejmujesz czy nie. Ważne, że przejmują się ci, od których najbardziej zależy kurs złotówki. Już sama reakcja rynków i spadek kursu PLN wobec najważniejszych walut powoduje, że rzecz nas dotyczy. Czy tego chcemy czy nie.
Standard & Poor’s obniżył długoterminowy rating polskiego długu w walucie obcej z A- z perspektywą pozytywną do poziomu BBB+ z perspektywą negatywną. Równocześnie S&P obciął rating długu w złotym z A/A-1 do A/A2.
Ostatecznie w piątek na koniec dnia kurs USD wyniósł 4,10 zł, EUR 4,48 zł, a CHF 4,095 zł
Dziś w mediach – zarówno tych mass- jak i tych social- – jedni próbują przekonać drugich do swoich racji. Albo „nic się nie stało” albo „katastrofa, inwestorzy się od nas odwracają; tracimy wiarygodność na świecie”. Albo w ogóle przemilczając lub niedoceniając tematu, tak jak Wiadomości TVP. Ale te reakcje tak naprawdę nie mają żadnego znaczenia.
Bo niezależnie od interpretacji ostatniego ruchu S&P, niezależnie od naszej oceny samych agencji ratingowych (tym bardziej wzmocnionych ostatnim seansem The Big Short), zamiast skupiać się na subiektywnych czynnikach, powinniśmy patrzeć na fakty.
A fakt jest taki, że złotówka słabnie. A wraz z tym:
Pierwsze skutki osłabienia PLN odczują ci, którzy mają kredyty walutowe. A także ci, którzy posiadają oszczędności lub na bieżąco zarabiają w walucie innej niż polski złoty.
Ponadto, jeżeli obecna tendencja się utrzyma, to skutki , prędzej czy później, odczujemy wszyscy.
Słabsza złotówka przełoży się na ceny towarów, które kupujemy w Polsce. Niewykluczone, że podrożeje paliwo, elektronika, sprzęty domowe, rozrywka i inne dobra, których ceny w dużej mierze zależą od kursu dolara lub euro. Podobnie z wakacjami za granicą – te okażą się droższe.
Oczywiście, nie są to towary pierwszej potrzeby (może poza paliwem) lub rzeczy, które kupujemy na co dzień. No ale mimo wszystko – stać nas będzie na mniej.
Koniec końców, droższa waluta – a więc bardziej kosztowna obsługa państwowego długu – będzie miała wpływ na polską gospodarkę. Będzie trudniej dopiąć budżet, a rząd będzie musiał szukać nowych źródeł dochodu (podatki) lub oszczędności (rezygnacja lub ograniczenie ulg czy preferencji podatkowych, albo rezygnacja lub odłożenie w czasie potrzebnych inwestycji).
Naturalnie, to wszystko pod warunkiem, że obecna sytuacja się utrzyma. Póki co ratingi obniżyła nam jedna agencja ratingowa z tzw. „wielkiej trójki” (poza S&P, mowa jeszcze o Moody’s i Fitch). Z czasem przekonamy się, czy utrata zaufania do Polski i idące za tym osłabienie złotówki to stała tendencja. Bo równie dobrze może to być sytuacja jednorazowa, przedwczesna i nadmierna reakcja jednej z agencji ratingowych.
Osobiście, obawiam się tego pierwszego, ale mimo wszytko liczę, że mamy do czynienia z tą drugą sytuacją. A jak Wy sądzicie?
Opublikowano 16 stycznia 2016.
Zapewne w poniedziałek odpowiednimi spadkami zareaguje też giełda. Sam nie jestem przekonany co do słuszności obniżenia Polsce ratingu, ale faktycznie fakty są jakie są: kredyty w walutach obcych, sprzęt elektroniczny i podróże podrożeją. Pytanie czy złotówka (i przy okazji warszawski parkiet) mogą spadać w nieskończoność? Tym bardziej, że w polskiej gospodarce nie zdarzyło się nic, co by kolejne spadki faktycznie powodowało. No ale rynek walutowy to takie szaleństwo, że wszystko tam się może zdarzyć :)
Nic dodać, nic ująć.
W nieskończoność spadać pewnie nie będziemy – pozostaje jednak pytanie gdzie ubijemy dno ;)
Posiadacze kredytów w walutach obcych powinni najdalej rok temu (skok franka) wreszcie zrozumieć, że jeśli się żyje w Polsce i zarabia w PLN, to i kredyt bierze się w PLN – albo można za chytrość słono zapłacić. Jeśli nie zrozumieli – niech płaczą i płacą. Mnie ich nie żal.
Ponadto słaba złotówka nie sprzyja importowi towarów i usług, ale za to sprzyja eksportowi. A na czym powinno nam zależeć – na imporcie czy eksporcie? Nie ma więc co biadolić, bo nie ma tego złego.
Jakby na to nie patrzeć, to niektórzy posiadacze kredytów walutowych – przynajmniej patrząc na wielkość raty – i tak nadal wychodzą na tym interesie korzystnie, w porównaniu do kredytów w PLN.
Póki co faktycznie nie ma powodów do rozpaczy, ale warto ze zwiększoną uwagą obserwować rozwój sytuacji.
Polska ma „kilkadziesiąt” euro i dolarów na zaś, więc sytuacja wzrostu obsługi długu może nie mieć miejsca