„Darmowe” pieniądze. Kto by nie chciał?
Podobał Ci się ten artykuł?
Zapisz się na newsletter aby otrzymywać dodatkowe materiały i nowe artykuły na swój email. Żadnego spamu.
Na początek dostaniesz ode mnie:
- szablon budżetu domowego w Excelu
- przydatne arkusze Excel do obliczania m.in. własnego wskaźnika inflacji czy oszczędności z przesiadki z samochodu na rower
- wzory wniosków o zamknięcie konta w popularnych polskich bankach
Zapisz się — wystarczy email:
Też byłbym za, gdyby ta pomoc była lepiej adresowana. A tak, to po te pieniądze będą mogli sięgnąć bogaci ale już na przykład nie samotni rodzice jednego dziecka.
Ten program zresztą otwiera szerszą dyskusję o celowości i zasadności „promocji dzietności” w takiej formie – bezpośredniej wypłaty świadczeń. Być może te pieniądze zostałyby lepiej spożytkowane gdyby przeznaczyć je na polepszenie dostępu do żłobków i przedszkoli, unormowanie rynku pracy (niepewność zatrudnienia to chyba jedna z poważniejszych przeszkód przy planowaniu rodziny), itp?
To nie żadna promocja dzietności, tylko kiełbasa wyborcza.
Niestety. Dlatego raczej nie wróżę temu programowi ani długiej przyszłości ani dużej skuteczności.
pozwolę się nie zgodzić, ale czas pokaże
Nie rozumiem pojęcia „pewność zatrudnienia”
Mam wrażenie, że inaczej podchodzi się do planowania rodziny gdy pracujesz na „śmieciówce” gdzie, między innymi, możesz się dowiedzieć właściwie z dnia na dzień, że nie masz pracy i zostajesz na lodzie. A inaczej na etacie z na przykład 3-miesięcznym okresem wypowiedzenia.
„Śmieciówka” nie oznacza niepewnych warunków. Bo np. IT ma tzw. kontrakty ( inna nazwa śmieciówki) które są bardzo dobrze opłacane . Co do etatów to ja mam 2 tygodniowy okres wypowiedzenia ( mam umowę na czas nieokreślony). Poza tym ze znalezieniem pracy do 2300 brutto nie ma już problemu – mówimy tu o etacie. Zobacz np. Poznań – tam bezrobocie jest na poziomie 3 % czyli oznacza, że nie pracuje tylko ten, co bardzo nie chce.
W takim sensie to jak najbardziej zgoda. Co ciekawe, coraz częściej ostatnio mówi się o stosunkowo niskim bezrobociu (w dużych miastach) i o „rynku pracownika”. Oprócz Poznania, o którym wspominasz, niedawno czytałem coś podobnego o Gdańsku: http://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/1,35636,19652515,rynek-pracownika.html
Masz 2 tygodnie wypowiedzenia, jeśli pracujesz poniżej 6 miesięcy, powyżej masz 1 miesiąc, a gdy przepracujesz 3 lata – to masz 3 miesiące wypowiedzenia. Są też miejsca w tym kraju, jak w Wałbrzychu, gdzie teraz jest około 10% bezrobocia (a jest potężna strefa ekonomiczna z Toyotą na czele), a w całym powiecie wałbrzyskim bezrobocie sięga 22% – są to dane oficjalne. Pewność zatrudnienia to także perspektywa znalezienia nowej pracy. Nie każdy może przenieść się do innego miasta, bo często jest już przywiązany do mieszkania kredytem hipotecznym. Z rodziną ciężko się przenieść, a gdy się policzy, to ja (nie jestem przykładem reprezentatywnym) musiałbym zarobić o 45% więcej od tego, co mam teraz żeby myśleć o zmianie miejsca zamieszkania np. na Wrocław. No i nie każdy pracuje w IT ;-)
Kontrakty są niezależne od zawodu. Widziałem już pracujących na kontraktach audytorów, tłumaczy, dziennikarzy. Generalnie freelancerzy tak pracują. Ludzie nie pracują bo muszą, tylko pracują, bo taka forma im odpowiada. Skoro jest tak wysokie bezrobocie to ja bym dywersyfikował zarobki ( poszukał czegoś co mogę robić zdalnie) lub dywersyfikował zawód.
Ja myślę że kasy starczy tylko na rok, góra 2 lata.
Ale ja tam będę brał ;)
Gdybym mógł, to pewnie też bym brał :). To nawoływanie do tego, aby „ci, którzy nie potrzebują” nie zgłaszali się do tego programu, to jakiś absurd. Takie rzeczy powinno się rozwiązywać systemowo, a nie apelami do obywateli ;)
ale wtedy mogłoby być niezgodne z konstytucją :)
A gdyby tak po prostu podnieść kwotę wolną do tych 30 tysięcy? Wyjdzie mniej więcej na to samo. Ewentualnie najbiedniejszym wypłacać jakiś dodatek wyrównujący. Dla budżetu też będzie taniej – nie trzeba nowych urzędników, ci ze skarbówki też będą mieli mniej roboty przy kontrolach.
Najlepiej to żeby państwo w ogóle się takimi rzeczami nie zajmowało. Każdy niech ma tyle dzieci ile chce i na ile go stać. A nie mnożyć się jak króliki próbując przerzucić utrzymanie swoich dzieci na innych.
Widzę, że nie dostrzegasz problemu demograficznego współczesnej Europy, a w szczególności Polski. Właśnie państwo musi się zajmować takimi rzeczami. Może ten program „500+” nie jest idealnym rozwiązaniem, ale sama idea poprawy dzietności polskich rodzin jest w pełni słuszna.
Problem demograficzny jest co najwyżej na świecie – jest za dużo mld ludzi.
A jak już mówimy że problemem jest w Polsce i na zachodzie mała dzietność – choć moim zdaniem to żaden problem – to została ona spowodowana przez państwo, a głownie przez wprowadzenie powszechnych systemów emerytalnych (teraz my Państwo damy ci emeryturę, więc się tym nie martw; a wcześniej martw się tym co będzie na twoją starość -> zrobię sobie dużo dzieci, które mnie na starość utrzymają). Nadto Państwo by „dawać” na różne pseudopolityki musi zabierać i to więcej niż ma „dawać” . Tak że kiedyś wystarczyła jedna osoba by utrzymać rodzinę, a druga mogła się zajmować dziećmi, a teraz obydwoje muszą pracować, bo państwo im tyle zabiera by dać.
Więc to państwo zwalcza problemy które samo powoduje.
Państwo musi zajmować się takimi rzeczami, nawet generując po drodze pewne koszty, bo gdyby zostawić ludzi samych sobie to byłoby jeszcze gorzej.
Choćby temat bliski mojemu blogowi – emerytury. Ilu ludzi w Polsce dobrowolnie odkłada dodatkowe pieniądze na własną emeryturę? Jakieś pojedyncze procenty.
Fundacja Kronenberga opublikowała kiedyś taki raport http://www.citibank.pl/poland/kronenberg/polish/files/postawy_polakow_wobec_finansow_2015.pdf Nie wiem na ile jest prawdziwy jednak widać tendencje rosnącą.
„Problem demograficzny” to straszydło, za którym schowany jest prawdziwy problem, którego nie chcemy ruszyć. Dowiesz się co to za problem, kiedy zastanowisz się nad pytaniem: „Co takiego strasznego wydarzy się, kiedy będzie nas kilka milionów mniej?”
Moim zdaniem jedyna przerażająca rzecz to rozsypanie się piramidy finansowej, którą nazywamy systemem emerytalnym. Nie widzę innego problemu. Co myślicie?
Za „problemem demograficznym” kryje się jeszcze inny problem. To pytanie: „Dlaczego w przyszłości będzie nas kilka milionów mniej zamiast kilka milionów więcej?” prowadzące do pytania „Dlaczego w Polsce nie ma warunków, które sprzyjałyby utrzymywaniu wielodzietnych rodzin?”
Ale czemu kilka milionów więcej nas to lepiej ?
Dyskusja wokół tego tematu to klasyczny konflikt zwolenników i przeciwników ingerencji Państwa. Problem w tym, że obecnie nigdzie nie występuje idealne państwo minimum i idealne państwo socjalne, a co za tym idzie system mieszany przyjmuje większość wad obu systemów. Jako zwolennik ograniczania ingerencji państwa uważam, że rząd nie powinien wspierać, a nie przeszkadzać swoim działaniem w procesach demograficznych.
Ponadto weźmy pod uwagę prawdziwą istotę problemu. Problem demografii to problem przede wszystkim związany z piramidą finansową jaką jest system emerytalny i tu jest cały problem – Państwo próbuje przekupić nas naszymi własnymi pieniędzmi, żeby nasi potomkowie spłacali zobowiązania Państwa wobec nas.
Dlatego też jestem zwolennikiem podniesienia kwoty wolnej zamiast 500+. Zaryzykujmy i spróbujmy pobudzić przedsiębiorczość i wygenerować pozytywne efekty gospodarcze, które pomogą w przyszłości w załataniu systemu emerytalnego, zamiast redystrybucji naszych pieniędzy, licząc że nasze dzieci znajdą jakieś panaceum na poprawienie sytuacji na tym, parafrazując klasyka, „smutnym jak pi**a rynku” :)
Nie zgodzę się do końca, że Państwo próbuje nas przekupić naszymi pieniędzmi, bo np. częstotliwości LTE które sprzedaje to jest wartość dodana, tak samo jak koncesje od kopalin, czy zysk NBP. Co do pobudzenia przedsiębiorczości to zgadzam się- na pewno to zadziała. Jednak jeśli ( jak minister Morawiecki stwierdził) 75% tych pieniędzy zostanie przeznaczona na konsumpcję to czy nie jest to zastrzyk w gospodarkę i przedsiębiorczość ?
Pieniądze za LTE to też są nasze pieniądze. Operatorzy od kogo je wezmą ?
To czy jak by państwo oddało za darmo to klient końcowy by nie zapłacił ? Bo nie rozumiem.
Zapłacił by mniej niż będzie płacił dlatego że firma musiała wydać ileś tam mld. Nic w przyrodzie nie ginie.
Za zysk NBP też zapłacimy ?
Przecież pisałem o lte, a nie o nbp.
A ja pisałem o obu :P
Żeby była jasność – ja nie twierdzę że nie należało sprzedawać lte. Twierdze tylko że nie są to pieniądze które „zarobił rząd” i wobec tego może nimi nas przekupywać bo to są jego pieniądze.
Właśnie ja twierdzę, że zarobił, bo jest wartość dodana. Nie musiał nic „wytworzyć” aby to sprzedać, tak samo jak koncesja od kopalin. Nikogo z tego nie musiał „ograbiać” nikomu zabierać. „Wydrukował” wartość.
Tak, ale trzeba najpierw „wypracować” podatek, żeby mieć zwrot. Teraz jest przecież ulga w PIT na każde dziecko, ale jakoś w mediach tylko o 500+ słychać… ;-)
Ulga jest, ale znacznie niższa, a 30K dochodu to 2,5K na miesiąc (co na rodzinę jednak w większości jest przekraczane). Dla najbiedniejszych można wprowadzić 500+, ale w przy rozwiązaniu z ulgą to byłoby świadczenie dla naprawdę niewielkiej grupy.
Sama idea fajna, niestety realizacja trochę gorsza.
Chociaż osobiscie uważam, że program 500 + niczego nie rozwiąże i jest to słabe rozwiązanie, to pieniądze chętnie przyjmę. Babcia zawsze mówiła; „Jak dają to bierz, jak biją to uciekaj”
No i właśnie zastanawia mnie, że nikt w rządzie nie słyszał tego powiedzenia ;)
no średnio te pieniądze są „darmowe” – sfinansowane z podatku bankowego i niedoszłego podatku od sklepów wielkopowierzchniowych. etatyzm kwitnie, ale przeciętny Kowalski się nad tym nie zastanawia.