Uwaga, spoiler: na końcu światowa gospodarka się zapada.
The Big Short opowiada o grupie (a właściwie kilku grupach) traderów, którzy w okolicach 2006 zauważyli sygnały świadczące o narastającej bańce na rynku kredytów hipotecznych w USA. Obraz pokazuje kuchnię (w jednej ze scen – dosłownie) tworzenia skomplikowanych instrumentów finansowych i stawia tezy co do przyczyn zapaści światowej gospodarki pod koniec ubiegłej dekady.
Film (i książka) są właściwie powtórką z lekcji, które dał kryzys finansowy z 2008 roku. The Big Short sprawdza, czy byliście uważni. Chociaż… nie zawsze robi to dobrze i uczciwie.
Kluczowe tezy filmu
O czym jest The Big Short? O tym.
Teza pierwsza. Instrumenty finansowe są skomplikowane. Prospekty emisyjne są długie. Słownictwo jest niezrozumiałe dla przeciętnego człowieka. Ale czy to naprawdę koniecznie musi tak wyglądać? Nie. To wszystko zostało stworzone w taki sposób celowo, byśmy sądzili, że brokerzy i finansiści to wyjątkowi specjaliści, którzy znają się na tak wyspecjalizowanej materii jak nikt inny. Byśmy im zaufali i powierzyli swoje pieniądze.
Tymczasem to skomplikowanie zaszło już tak daleko, że nawet ludzie działający w branży mają problem ze zrozumieniem tego, co sprzedają. Sami poruszają się w tym wszystkim jak dzieci we mgle. Ten brak kompetencji jest zauważalny zarówno wśród szeregowych pracowników, jak i wśród zarządów takich instytucji jak choćby banki inwestycyjne.
Teza druga. Bańki na rynku finansowym. Zawsze są jakieś sygnały.
Tylko dlaczego tak niewielu widziało sygnały nadciągającego kryzysu? Odpowiedzią jest mieszanka pięciu czynników. Arogancji, cynizmu, niekompetencji, przymykania oczu i konformizmu. W różnych proporcjach u różnych graczy na rynku. No i jeszcze fakt, że niektórzy decydowali się celowo nie dostrzegać ostrzeżeń płynących z danych rynkowych.
Teza trzecia. Ludzie nie doceniają prawdopodobieństwa tego, że złe rzeczy się im przydarzą. Dlatego się nie ubezpieczają, albo oszczędzają na ubezpieczeniu. To teraz wyobraźcie sobie, że tak działał cały system finansowy skupiony wokół rynku mieszkaniowego w USA. Sprzedawcy i inwestorzy nie docenili ryzyka wystąpienia złych rzeczy. Byli zbyt pewni siebie.
A już banki inwestycyjne były tak przekonane o solidności rynku mieszkaniowego w USA, że zakładały się z inwestorami o jego przyszłość. Bank obstawiał, że wszystko będzie dobrze, a inwestorzy obstawiali krach. Bank nie pakowałby się w taki interes, gdyby nie miał przekonania, że na tym zarobi.
Teza czwarta. Gdy to jednak przestało działać, a rynek mieszkaniowy zaczął mieć problemy, bankierzy zaczęli tuszować swoje błędy i próbowali „zapakować” innych w swoje trefne pozycje. Ukrywając przy tym wszystko przed własnymi inwestorami, regulatorami rynku i agencjami ratingowymi.
Finansiści z Wall Street działali jak przestępcy – w większości przypadków uszło im to na sucho.
No i teza piąta. Czasami świat działa tak, że większość się myli, a nieliczni mają rację.
Dlatego też czasem jest tak trudno przekuć trafne przewidywania w realne zyski.
Ale żeby wszystko nie było takie proste…
The Big Short to głos w dyskusji, fragment większej układanki. Natomiast na pewno nie jest to moment olśnienia, powód do powtórzenia sobie w myślach „A więc tak to wszystko wyglądało!”
Film odważnie stawia swoje tezy, jednak robi to kosztem szeregu uproszczeń i wręcz rażących pominięć. Na pewno nie należy go traktować jako całościowe wyjaśnienie przyczyn ówczesnego kryzysu. To nie jest pełny obraz – to bardziej punkt widzenia jednej strony. Punkt, z którym niewątpliwie warto się zapoznać, ale na pewno nie bezkrytycznie przyjmować.
Reżyser zresztą sam nas uprzedza – w jednej ze scen aktorzy zwracają się bezpośrednio do nas, widzów, mówiąc, że „w rzeczywistości to niekoniecznie tak wyglądało”.
Obraz pozwala wierzyć, że mechanizmy finansowe da się wyjaśnić za pomocą kilku gagów i laski w kąpieli. Sam nie jestem do końca przekonany, że to jest AŻ tak proste. Podtytuł książki, pominięty w filmie, to Inside the Doomsday Machine. „Wewnątrz maszyny zagłady”. Wydaje mi się, że ta maszyna miała dużo więcej ruchomych części niż te, które pokazano nam w kinie.
Choćby to. The Big Short niemal całkowicie pomija (albo ja nie wyłapałem) rolę amerykańskiego rządu i to jak administracja sama nadmuchiwała bańkę kierując się wiarą, że w Ameryce własny dom to święte prawo każdego obywatela. W filmie właściwie nie mówi się o roli Fed w rozkręceniu kryzysu.
Zauważcie też jak budowana jest narracja. Bohaterami są traderzy, którzy de facto obstawiali upadek gospodarki (a przynajmniej solidne podkopanie jej fundamentów). Tylko przez chwilę gdzieś pojawia się wątpliwość, wyrzut sumienia, że zajęcie takiej pozycji oznacza, że liczymy na to, że ludzie stracą swoje domy i nie będą mieli gdzie mieszkać. Że Amerykanie będą tracić pracę, nastąpi kryzys i wszyscy – poza kilkoma nielicznymi – będą biednieć.
Sam podczas seansu łapałem się na tym, że nawet trochę kibicowałem bohaterom. „Niech to już wszystko wreszcie runie!” – myślałem. Zwłaszcza w chwilach, gdy przedstawionym postaciom było szczególnie ciężko. Współczułem, że oni inwestują, stawiają na szali swoje pieniądze, pieniądze ludzi, którzy im zaufali, swoją reputację – a tu nadal nic. „Niech w końcu ta gospodarka upadnie” – niech wyjdą na swoje, niech dostaną swoją nagrodę.
Problem w tym, że nie powinniśmy kibicować ludziom, którzy liczą na nieszczęście innych.
—
Mimo tych kilku słów krytyki, film gorąco polecam. Rzadko udaje się tak sprawie połączyć kuchnię rynku finansowego z dobrą rozrywką.
Zdjęcie w tekście: Materiały prasowe Paramount Pictures.
Opublikowano 7 stycznia 2016.
„Sprzedawcy i inwestorzy [NIE] docenili ryzyka wystąpienia złych rzeczy. Byli zbyt pewni siebie.” – korekta czuwa ;-)
Może nawet się skuszę, żeby obejrzeć, bo obsada wygląda zachęcająco. A jakbyś miał porównać do „Margin call”? Po trailerze mam między innymi wrażenie, że tutaj klimat jest stosunkowo luźny, a tamten film był dość ponury.
#korektaobywatelska zawsze czujna – dzięki, poprawiłem :).
Klimat w The Big Short jest dwojaki. Z jednej strony przez cały film odczuwalna jest – jakby to ująć… – atmosfera nadchodzącej, nieuchronnej zagłady. Pod tym względem jest ponuro.
Ale z drugiej strony, film obfituje w przeróżne gagi i wręcz komediowe wstawki.
Myślę, że ta przeplatanka zagrała bardzo na korzyść TBS. Oglądałem faktycznie z poczuciem, że dzieje się coś złego – ale nie było to uczucie przytłaczające. Właśnie dlatego, że co jakiś czas następowało takie „komediowe” rozładowanie atmosfery.
W moim ulubionym studyjnym kinie grają ten film dopiero od 15 stycznia, ale na pewno się wybiorę :)
Daj znać jak wrażenia :)
O rety! Świetny, świetny, świetny! Uwielbiam taką konwencję (no i ta muzyka! :)) Chociaż mąż trochę się krzywił i nawet powiedział, że się momentami się nudził (nie wiem kiedy! :P)
Tak jak napisałeś połączenie „kuchni rynku finansowego z dobrą rozrywką” <3
Ja się nudziłem tylko odrobinę na początku. Ale od momentu, gdy konwencja przekonała mnie do siebie, to nie wiem gdzie się ten czas podział ;)
„Problem w tym, że nie powinniśmy kibicować ludziom, którzy liczą na nieszczęście innych.”
Czy zatem, gdy wchodzę na Forex i inwestuję np. w spadek akcji KGHM, żeby zarobić, to powinienem płakać nad dolą jego akcjonariuszy? Czy gdy na tym zarobię, powinienem mieć wyrzuty sumienia?
Chyba za małpiaty jestem, bo jednak bliższe memu sercu jest zarabianie – także na spadkach.
Myślę, że jest zasadnicza różnica między:
a) obstawianiem spadku kursu akcji jednej spółki
b) obstawianiem scenariusza, w którym wali się duży sektor gospodarki i ludzie idą na bruk
c) świadomym bujaniem indeksami w taki sposób by doprowadzić do scenariusza z pkt b
Do kina szybko się nie wybiorę, bo już wyczerpałem miesięczny limit wizyt poza domem bez dzieci oglądając Star Wars :-) Obejrzę jak już pojawi się na DVD.
Kilka lat temu obejrzałem kilka filmów dokumentalnych oraz przeczytałem sporo artykułów w tym temacie. Dodatkowym winowajcą wymienianym wiele razy była po prostu ludzka chciwość. Początkowo jeden lub dwa banki udzielały ryzykownych kredytów. Niestety taka praktyka przyniosła ponadprzeciętne zyski, więc inne banki skuszone „jabłkiem Adama” dość szybko zaczęły robić to samo. Ci którzy nie chcieli, byli dość szybko naprowadzani na właściwą drogę pod wpływem presji inwestorów. A resztę już znacie.
Ludzka chciwość/przedsiębiorczość ma także dobre strony. Dzięki temu powstają nowe wynalazki, a nasze życie staje się prostsze.
Cześć Dominik,
Zdecydowanie się zgadzam – chciwość na pewno wzięła tu górę nad zdrowym rozsądkiem. U banków, ale w sumie też chyba u wszystkich graczy na tym rynku. Do pewnego stopnia też wśród samych kredytobiorców, którzy kupowali mieszkania, na które w oczywisty sposób nie było ich stać.
Pozdrawiam!
Szczerze mówiąc jakoś umknął mi ten film, ale po nominacjach do oskara chyba trzeba będzie go zobaczyć :) Natomiast co do tezy pierwszej – niestety rynki finansowe już dawno nie są tym czym powinny być.
Pewnie większość „inwestorów” mnie zje, ale jestem za całkowitym zakazem obrotu instrumentami pochodnymi. Podstawowym celem giełdy jest INWESTOWANIE, a nie SPEKULOWANIE.
Z jednym tylko chyba się nie zgodzę – ratingi – Teza czwarta – ratingi były im właśnie potrzebne do spekulowania, bez tego cały przekręt by się nie udał. Odpowiedni rating skłaniał inwestorów do inwestowania w coś co ostatecznie okazało się być ową bańką :) Dlatego dogadywali się z agencjami ratingowymi by pewne sprawy nie wyszły na jaw. A film jest wyśmienity ;)
W tezie trzeciej i wątku o ubezpieczeniach – ludzie nie ubezpieczają się bo nie wierzą w ich wypłatę. To też jest bańka ubezpieczeniowa.
Możesz ubezpieczyć się na milion od wypadku, ale jeśli wypadki będą masowe guzik dostaniesz. Nie ma czegoś takiego jak pokrycie ubezpieczenia o ile sam nie utworzysz takiego kapitału tylko na ten cel.
>>>
Problem w tym, że nie powinniśmy kibicować ludziom, którzy liczą na nieszczęście innych
>>>
Powinniśmy kibicować tym co myślą rozsądnie.