Jeszcze parę lat temu oszczędzanie było czymś wstydliwym. Nawet samo słowo miało inny wydźwięk. Bliżej mu było do “skąpy” niż do “sprytny” czy “mądry”.
Od momentu, w którym zacząłem pisać Metafinanse, do dziś trochę się w tym względzie zmieniło. Duża w tym zasługa Michała, którego blog właściwie rozpoczął “modę” na bycie oszczędnym.
Ale dziś, oszczędzanie to już nie skąpstwo. To już nawet nie moda. To konieczność.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio żyliśmy w takiej niepewności. Nawet kryzys z 2008 roku przestaje być dobrym porównaniem (o ile w ogóle nim kiedykolwiek był). Coraz częściej musimy mierzyć się z czarnymi scenariuszami. Dla wielu osób są one już całkiem realne. Utrata pracy, redukcja pensji, zawieszone plany na przyszłość, firma zagrożona bankructwem… Nie mówiąc nawet o samym zdrowiu!
Z jednej strony, nie ma co ulegać panice. Ale też dobrze jest być przygotowanym na jeden z tych gorszych wariantów. Jak zachować w tym względną równowagę?
Przez koronawirusa część z nas będzie musiała sięgnąć do swoich oszczędności. A już na pewno wszyscy powinniśmy ograniczać ile pieniędzy wydajemy. Mądre i zdyscyplinowane zarządzanie własnymi finansami nigdy nie było tak ważne.
Ograniczanie wydatków
W ostatnich trzech miesiącach ograniczyłem miesięczne wydatki o 32% w porównaniu do średniomiesięcznych wydatków z zeszłego roku. Tak mi przynajmniej wychodzi z mojego budżetu.
Niektóre oszczędności przychodzą same. Zamknięte kina to mniej wydatków na bilety (a nawet jak je już otworzą, to i tak nie będzie co oglądać). Z Żoną nie byliśmy w kinie od miesięcy.
Restauracje — podobnie: w Polsce je zamknęli, więc automatycznie znikają koszty związane z jedzeniem na mieście (a te potrafią być zaskakująco wysokie).
W Hongkongu wprawdzie restauracji nie zamknęli (to byłaby katastrofa — w tutejszych mikroskopijnych mieszkaniach często nie ma nawet gdzie gotować!), ale my i tak staramy się wychodzić z domu jak najrzadziej. Gorzej, że w takiej sytuacji bardzo łatwo jest ulec pokusie zamówienia jedzenia z dostawą do domu zamiast próbować ugotować coś samodzielnie. Wciąż nad tym pracujemy. Z chlebem się udało ;).
I widzę, że nie tylko nam ;)
Koncerty, festiwale — wszystko odwołane. Kolejne setki złotych pozostają w kieszeni.
Wakacje — nawet nie próbujemy planować.
Inne oszczędności nie są już tak automatyczne. Do szeregu wydatków podchodzimy inaczej niż przed epidemią.
Bardziej przemyślane zakupy spożywcze — robienie zakupów z listą jest teraz ważniejsze niż kiedykolwiek. Przede wszystkim, nie ma już dla nas czegoś takiego jak „codzienne zakupy”. Codzienne wizyty w zatłoczonym supermarkecie to w dzisiejszych czasach proszenie się o kłopoty.
Zamiast tego robimy zakupy raz na jakiś czas, za to większe i starczające na więcej dni. Ponadto, dobrze jest mieć przygotowaną listę zakupów — jeśli wiemy, co chcemy kupić, to mniej czasu spędzimy na poszukiwaniu produktów w sklepie i błądzeniu między alejkami. A to znów oznacza mniej czasu w tłumie.
Rezygnacja z abonamentów — w jednym z ostatnich artykułów pisałem jakie oszczędności może przynieść gruntowny przegląd subskrypcji i abonamentów. Mając więcej czasu w domu to dobry moment, by taki przegląd zrobić.
Tylko oby nie po to, by dodać kolejne usługi streamingowe do listy, bo skończyły się dobre seriale i filmy na Netfliksie!
U mnie wyleciały już abonamenty siłowni i druga karta SIM, z której korzystałem w tablecie, gdy pracowałem/pisałem coś na bloga na mieście.
Odsuwanie większych zakupów w czasie — to nie jest czas na wydawanie dużych sum pieniędzy. Tym bardziej, jeżeli nie są to rzeczy z kategorii „potrzebnych”, a raczej z takich, które „chciałbym mieć”.
Aż chce mi się śmiać, że jednym z pierwszych artykułów, które opublikowałem w tym roku, był ten o planowaniu wydatków na rok z góry. Cóż, na 2020 ten wpis raczej się nie przyda ;) — większość planów lepiej przesunąć.
Gdzieniegdzie zdarza się nam wydawać więcej niż wcześniej. Praktycznie całkowicie zrezygnowaliśmy z transportu publicznego (bo tłok niesamowity) na rzecz poruszania się po mieście taksówkami. Wydatki na te ostatnie siłą rzeczy wzrosły. Jesteśmy nadal w na tyle uprzywilejowanej sytuacji, że wybierając w tym przypadku między większym bezpieczeństwem a większymi oszczędnościami, możemy postawić na to pierwsze. No i szczęście w nieszczęściu, nie poruszamy się po mieście tak często jak wcześniej, więc uniknęliśmy drastycznego wzrostu wydatków w tej kategorii.
Za to największy wzrost widać przy zakupach spożywczych. W supermarketach wydajemy z Żoną blisko trzy razy więcej niż w zeszłym roku. Zdecydowanie staramy się gotować więcej w domu.
Wykres poniżej przedstawia wybrane wydatki z miesięcy luty-kwiecień 2020 w porównaniu do średniomiesięcznych wydatków z 2019 roku. Punktem odniesienia (100%) są właśnie te ostatnie. Jeżeli punkt na wykresie jest powyżej 100%, to znaczy, że w 2020 wydajemy więcej. Jeżeli poniżej — to mniej.
Zachęcam do zrobienia podobnego przeglądu budżetu u siebie. Jak zmieniły się Twoje wydatki w poszczególnych kategoriach?
Sięganie po oszczędności
Jeżeli jesteś wśród tych, którzy nadal mają pracę i zarabiają, to ograniczenie wydatków pomoże Ci budować oszczędności szybciej i być lepiej przygotowanym na kryzys. A jeżeli jesteś teraz w trudnej sytuacji, to po prostu musisz wydawać mniej by jak najmniej uszczuplać własne oszczędności.
Kryzys to moment, na który przygotowywaliśmy się budując nasze oszczędności: fundusze awaryjne i poduszki finansowe. Przepalanie oszczędności zamiast ich budowania nie jest ani trochę miłe, ale — zwłaszcza w przypadku utraty źródła dochodu — czasem to konieczność.
Sięganie po oszczędności to nic wstydliwego. Powinniśmy raczej być dumni z tego, że wcześniej mądrze zarządzaliśmy swoimi finansami i teraz mamy komfort poduszki finansowej. Posiadanie oszczędności w takiej sytuacji robi ogromną różnicę. Zmniejsza presję psychiczną, zapewnia większe poczucie bezpieczeństwa, i daje czas na znalezienie nowej pracy.
Warto być przygotowanym. Wierzę, że wielu czytelników Metafinansów ma już tego typu oszczędności.
Kryzys uczy
Wyżej pisałem, że ograniczyłem swoje wydatki o jedną trzecią. To dobra lekcja — okazuje się, że nawet mimo zachowywania dyscypliny finansowej, to w moim budżecie było sporo wydatków, które łatwo było uciąć.
Gdy świat wróci do (względnej?) normalności, będzie to szansa, by utrzymać te korzystne nawyki, które wymusił na nas kryzys. Przynajmniej częściowo. Oczywiście, w przyszłości chciałbym znów móc pójść do kina. Wyjść na piwo ze znajomymi. Chciałbym móc kupować nowe rzeczy bez martwienia się o przyszłość. Ale wśród tych 32% wydatków, z których ostatnio zrezygnowałem, na pewno są takie, które będę mógł w dalszym ciągu utrzymać na obniżonym poziomie.
Zrezygnowałem z żoną z pracy w lipcu i od tamtej pory żyjemy właśnie na poduszce finansowej. Rozwijamy się i przygotowujemy do własnej działalności. Wydatków nie zmienialiśmy wcale – poduszka była na +/- 2 lata na poziomie jeszcze z czasu pracy. Jedyne co nam odpadło to paliwo do auta. Żywność niby drożeje, ale my wydajemy około 10% mniej miesięcznie niż zazwyczaj. Trzymajcie się tam
Hej Rafał! Odważna decyzja z tą rezygnacją z pracy. Kibicuję!
Ci którzy ucięli koszta w pierwszych kilku dniach pandemii – mówie o przedsiębiorcach – to wyszli na tym najlepiej. Dużo osób czekało na rozwój sytuacji i liczyło na wsparcie rządu.
Dzięki za komentarz! Jak zwykle z oszczędzaniem — im wcześniej się zacznie, tym lepiej :)
Ten kryzys to prawdopodobnie najdłuższa i najlepsza lekcja na temat konieczności oszczędzania. Czy jako pojedyncze jednostki, ale i globalnie zrozumiemy ich znaczenie? Liczmy na to, że pojmiemy wagę tego problemu. Teraz przetestujemy w praktyce jak mocno „wypchaliśmy” nasze poduszki finansowe. Pozdrawiam
Cześć Dariusz. Też dużo myśle o tym, jak dużo zrozumiemy z tego kryzysu i czy świat się czegoś nauczy. Rozwinę te myśl w najbliższym wpisie — zapraszam w przyszłym tygodniu!
Pomimo tego, że mógłby powiedzieć, że oszczędzanie może stać się stylem bycia, to tak jak napisałeś – właśnie teraz wiele osób zwróci ku niemu swoją uwagę. Z jednej strony to dobrze, że w ogóle a z drugiej szkoda, że tak późno.
A tak poza tematem – chleb pierwsza klasa :) Samemu powoli się przymierzam do jego wypieku. Niby wszytko co jest potrzebne mamy z żoną pod ręką, ale ostatnio mocno nam się czas ograniczył ;)
Dzięki za komentarz, Jakub! Jak już zabierzesz się za pieczenie, to koniecznie daj znać jak wyszlo :)
Sam buduje system do sledzenia wydatkow. Ulepszam, dodaje features.
Ostatnio tez zaczynam patrzec na to troche z innej perspektywy.
Czy nie jest tak ze to cale budzetowanie powoduje tylko zwiekszony lek?
Ten krotki post z newslettera dal mi troche do myslenia 👉 https://d.pr/n/xlFGYM
Pomijajac jak latwo jest zarzadzac takim systemem.
Hej, Mariusz. Dzięki za komentarz—też się zastanawiam, nad tym co piszesz. Osobiście notuję wydatki bardziej ze względu na to, że po prostu lubię bawić się danymi, a mniej dla korzyści z punktu widzenia domowych finansów. Przynajmniej w “normalnych” czasach. Teraz większa kontrola nad wydatkami znów mi się przydaje.
Ale wracając do ogólnej koncepcji budżetowania, utrzymywania i zarządzania takim systemem. Myślę, że tu dużo zależy od tego, na jakim etapie ogarniania swoich finansów dana osoba jest. Jeśli ma już wszystko pod kontrolą, ma poduszkę finansową/fundusz bezpieczeństwa, ma wyrobione dobre nawyki, utrzymuje wydatki poniżej dochodów — to zgadzam się, skrupulatne notowanie i kategoryzowanie wydatków będzie dawać mniej korzyści niż na początku.
Na początku, dla osoby z długami lub dopiero budującej fundusz bezpieczeństwa, żyjącej od pierwszego do pierwszego — prowadzenie domowego budżetu będzie niemal niezbędne. To jeden z pierwszych kroków do zrobienia, jeżeli ktoś chce przejąć kontrolę nad własnymi finansami. Choć nie zawsze będzie to przyjemne — niektórzy unikają budżetowania właśnie dlatego, że obawiają się, że to im otworzy oczy na rzeczywistą skalę ich wydatków. I z tego lęku nie notują wydatków wcale — łatwiej żyć w nieświadomości. Ale czasem po prostu trzeba się z tym zmierzyć, by móc wyjść na prostą.
Jestesmy jednak geekami. Zabawa z danymi jest zrozumiała ;)
Pełna zgoda jesli chodzi o swiadomosc. Bez danych wszystko to co myslimy o swoich wydatkach to tylko przypuszczenia.
Pewnie podobnie bedzie z mierzeniem swojego czasu.
Zabawne, że piszesz o mierzeniu własnego czasu — właśnie zacząłem się z tym bawić 🙂. Rejestruję ostatnio czas poświęcony na blog. Jak coś ciekawego z tego wyjdzie, to pewnie w którymś z kolejnych artykułów opiszę wyniki tego eksperymentu.
😄
W takim razie czekam na kolejny post!