Poza związkowcami, oczywiście…
Emerytura dopiero w wieku 67 lat? To przecież wcale nie oznacza przymusu pracy do 67 roku życia!
Najważniejsze, to odpowiednio wcześnie zadbać o to, by mieć własne pieniądze, które pozwolą normalnie żyć za te kilkadziesiąt lat.
Podkreślam słowo „własne” – czyli nie środki zgromadzone na kontach (i ostatnio subkontach) ZUS, ani nawet oszczędności zgromadzone w OFE (tak, tak – te też, według orzecznictwa sądu, nie należą do obywatela, tylko do Państwa).
To co mamy dzisiaj?
- kolejne podatki (składki do ZUS i OFE traktuję jako podatek)
- mglistą obietnicę „jakiejś” emerytury za 40 lat
- system emerytalny, który już dziś musi się zadłużać, by wypełnić obecne zobowiązania…
- … i system, z którym będzie coraz gorzej – demografia nam nie sprzyja (coraz mniej osób pracuje na coraz więcej emerytów)
- legislacyjno-rządową loterię w przepisach emerytalnych przez kolejne 40 lat (a tylko w ostatnich kilku latach zrobiono jakiś porządek z emeryturami pomostowymi, wydłużono wiek emerytalny, zmieniono proporcje odprowadzania składek do ZUS i OFE…)
Jeżeli to cię nie motywuje, do odkładania pieniędzy na emeryturę, to nie wiem, co tu jeszcze robisz. Chyba nic innego już nie sprawi, że zaczniesz oszczędzać.
Tak naprawdę, to na przyzwoity wiek emerytalny (czyli: załóżmy, że gdzieś w okolicach 50-tki) i emeryturę, która wystarczy na normalne życie musisz zapracować sobie sam.
To oczywiście żadna dobra wiadomość – w końcu namawiam teraz do obciążenia domowego budżetu kolejną „składką”. Ale tym razem chodzi o składkę, nad którą masz pełną kontrolę. I zawsze wiesz ile masz na koncie (nie musząc czekać na list z ZUS z danymi sprzed kilku lat), możesz samemu zadecydować ile i jak często odkładasz i kiedy chcesz przestać.
Jaka piękna teoria…
Mój przykład?
Wiek emerytalny – 55 lat.
Zakładam, że będę żył jeszcze do 90-tki (choć wolałbym dłużej, ale nieskończoność wszystko by popsuła w tych obliczeniach).
Bardzo zachowawczo przyjmuję, że miesięcznie starczy mi 3500 zł. W to założenie wpisuje się też do, że do tego czasu będę miał spłacony ewentualny kredyt hipoteczny, więc domowy budżet będzie miał już dużo lżej.
No i jeśli chciałbym te trzy i pół tysiąca mieć z odsetek, to musiałbym mieć 850000 zł odłożone gdzieś na 5% rocznie.
Do mojego osobistego wieku emerytalnego zostało mi więc 326 miesięcy. W tym czasie muszę odłożyć ten „prawie-milion”. W swoich obliczeniach rozprawiam się z inflacją w następujący sposób: zakładam, że odkładane środki są inwestowane, ale część zysków zjada właśnie inflacja. Sobie zostawiam skromne 2% rocznie.
No i wychodzi mi, że potrzebowałbym odkładać jakieś 2000 zł miesięcznie.
Trochę dużo.
Jaka niewdzięczna praktyka…
Z tym, że taki theorycrafting i liczenie emerytury na papierze rzadko kiedy się sprawdza. To w końcu jeszcze 40 lat!
W międzyczasie może zdarzyć się cała masa rzeczy! Nawet nie chce mi się wyliczać – od różnych osobistych wypadków i katastrof, po hiperinflację i pogłębiający się kryzys, który rozwieje wszystkie marzenia o przyszłych oszczędnościach.
Poza tym jest jeszcze życie „tu i teraz”. Życie, którego nie warto odkładać na „po 50-tce” czy „na emeryturze”.
Dlatego moje praktyczne podejście wygląda trochę inaczej niż w powyższym, eleganckim przykładzie.
No to o co mi chodzi? By znaleźć odpowiedni balans między „tu i teraz” a „na przyszłość”. By nie poświęcać środków z budżetu domowego na cel, który sobie policzyłem gdzieś na marginesie w notatniku.
Cały czas jestem oddanym wyznawcą zrównoważonego budżetu domowego. Co miesiąc mieszczę się mniej więcej w proporcji: 50% środków na potrzeby, 25% na zachcianki i przyjemności i 25% na oszczędności.
I w tych 25% szukam pieniędzy na emeryturę. To na pewno będzie mniej niż te teoretyczne 2000 zł. Ale wystarczająco dużo, by dać mi pewność, że odpowiednio zabezpieczam swoją przyszłość – i jednocześnie na tyle mało, że zostaje mi wystarczająca suma na „dzisiejsze” wydatki.
A jakie jest wasze podejście do oszczędzania na emeryturę? Dajcie znać w komentarzach!
Opublikowano . Fot. pipet.on.flickr.
Podchodzę do tematu emerytury prosto – na razie odkładam na rachunek oszczędnościowy marne grosze plus ewentualne bonusy losowe, na które nie zarobiłam. Lepsze te marne grosze niż absolutne nic. Nie mogę pozwolić sobie jeszcze na odkładanie znacznej części dochodu, chociaż na pewno to stan w którym chciałabym się znaleźć :D
A liczysz jakoś ile będziesz w przyszłości potrzebować pieniędzy? Czy odkładasz po prostu tyle, ile możesz – bez celu wyrażonego konkretną kwotą?
Do końca przewidzieć się tego nie da, chociaż dla mierzalności celu wiem mniej więcej w jakich granicach przyszłych przychodów z inwestycji na emeryturę muszę się zmieścić, by zapewnić sobie minimum. Nie są to optymistyczne obliczenia…
Obecnie ma to bardziej wymiar psychologiczny niż wartościowy – takie pieniądze „nie do ruszenia”, by oswoić się z ich obecnością. Jeśli moje obecne plany się zrealizują, to emeryturę będę miała z biznesu i oszczędności – uważam, że nie ma to jak dywersyfikacja i nic tak w trakcie zmiennej historii nie trzyma potencjału do otrzymywania przychodów jak własna firma.
Stara prawda mówi: „umiesz liczyć? licz na siebie! twoje szczęście innych…”
Inna rzecz, że mając te dwadzieścia kilka lat raczej nie myśli się o emeryturze. A ponieważ mam ich już 40 (plus VAT) temat emerytury stał się dla mnie ostatnio jakby… bliższy :D
I powiem szczerze – żałuję, że nie zainteresowałem się tym te 5 czy 10 lat temu, choć oczywiście ciągle jest o co walczyć! Tym bardziej, że nie zamierzam pracować do 67 roku życia (zakładając optymistycznie, że w ogóle jakaś praca dla ludzi w tym wieku jeszcze będzie!)
To prawda, zdecydowanie warto zacząć jak najwcześniej! Ale chyba na każdym etapie – czy w okolicach 20-tki, 30-tki czy 40-tki dużą trudnością będzie znalezienie równowagi między obecnymi wydatkami a odkładaniem na przyszłość.
Zwłaszcza, że im później zaczyna się oszczędzać na emeryturę, tym więcej trzeba odkładać co miesiąc, by ostatecznie uzyskać pożądaną kwotę.
Połowa mężczyzn w Polsce nie dożywa 65 roku życia, więc o co walka? Dziś jest 67, a jestem w takim wieku, że kiedy ja stanę na krawędzi zdrowotnej wydolności, w kraju emeryturę będziemy mieli ją przyznawaną w wieku 80 lat. Na starość pieniędzy nie odkładam. Liczy się dzisiejsze, względne bezpieczeństwo finansowe, a reszta idzie na życie. Planuję pracować aktywnie do ostatnich dni i nie wyobrażam sobie leżenia odłogiem.
To są te statystyki, które uwzględniają śmiertelność noworodków? Bo jeżeli tak, to znacznie zaniżają w dół długość życia „dorosłych osób”. Mężczyzna na emeryturze średnio żyje jakieś 17 lat, o ile dobrze pamiętam.
Co do leżenia odłogiem – dziś myślę podobnie, ale podejrzewam, że z czasem perspektywa odpoczynku i życia z odsetek/emerytury będzie coraz bardziej kusząca ;).
Nie znam nikogo, kto chciałby „leżeć odłogiem”, obojętnie, czy teraz, czy na emeryturze! Ja osobiście preferuję aktywny wypoczynek i tak też chciałbym spędzać moją emeryturę: wędrówki po górach, jazda rowerem do lasu, wycieczki z aparatem w ręku do nowych miejsc, miast i krajów itp. Do tego rozliczne hobby i pasje, no i oczywiście zabawy z wnukami (jeśli będą ;))
Krótko mówiąc: będzie co robić!
Miałem na myśli odpoczynek od pracy ;). Hobby i pasje – jak najbardziej, w każdym wieku :).
Doszedłem do wniosku, że wolę zbudować biznes, który mnie utrzyma na emeryturze, niż całe życie odkładać kasę i z czegoś rezygnować. Owszem, oszczędności jakieś trzeba mieć (zwłaszcza fundusz awaryjny — im większy, tym lepiej, jednak bez przesady), ale odkładać po 2000 miesięcznie, żeby mieć 3500 na starość? Te nawet hipotetyczne 3500, gdy będziemy dziadkami, to będzie kasa na waciki…
Mam nadzieję, że obie drogi – i biznes i oszczędzanie – okażą się na końcu przynajmniej wystarczająco skuteczne :).
Ja również :-) Nie zachęcam nikogo do bezsensownego „rozwalania” wypłaty. Przy rozsądnym, ustabilizowanym życiu bez większego problemu mniejsze – większe kwoty będą samoistnie zostawać na koncie (chyba, że ktoś „płaci sobie najpierw”, to ma takie pieniądze zagwarantowane) i mogą spokojnie zarabiać te 2% na czysto, o których piszesz.
Pomimo magii procenta składanego, odkładanie znacznych kwot (na
emeryturę) w młodym wieku nie wydaje mi się zasadne – pensja wykwalifikowanego
pracownika rośnie wraz z czasem – 55 lat to może być wiek gdy nasze dochody
będą najwyższe w całym naszym życiu.
Odkładam niewielką, stałą kwotę na rachunku IKE (w
przyszłości być może ją zwiększę). Koncentruję się raczej na utrzymaniu
założonej stopy zwrotu.
W pewnym stopniu liczę na ZUS i OFE. Poza tym dochodzi
jeszcze prywatny majątek (np. po rodzicach) plus własna rodzina.
Wolałbym też nie przechodzić całkowicie na emeryturę, a
raczej stopniowo zmniejszać wymiar pracy (na ile zdrowie pozwoli) – tu trzeba
mieć na względzie możliwości np. 70-latka i odpowiednio pokierować karierą (przykładów
z najbliższego otoczenia nie brakuje).
Tyle teorii:) Cóż, teoria jest lepsza niż nic:)
Jak
Jak tak pójdzie dalej, to mam dużą wątpliwość czy obecny system gospodarczy się utrzyma. Wiele społeczeństw jest zadłużonych na maksa. Szeregowy obywatel jest ciśnięty z jednej strony przez banki w których ma kredyty, z drugiej strony przez podatki, bo Państwa też mają kredyty w tych samych bankach i muszą je spłacać.
Bez jakiegoś skoku jakościowego (np. wynalezienie bardzo taniego źródła energii, co spowoduje spadek kosztów życia) czeka nas wiele perturbacji.
Na szczęście każdy kryzys człowiek wykorzystuje jako szansą rozwoju – tak pewnie będzie i tym razem.